Quebonafide "quebahombre" - czyli reporterska pocztówka z Meksyku (recenzjo-felieton)
Czy "Egzotyka" Quebonafide to prosta kontynuacja cyklu "E-tuwstawkolejnyczłon-yki"? Czy to przerost formy nad treścią na zasadzie "upchajmy gierek słownych i skojarzeń związanych z danym krajem i polećmy nakręcić tam klip żeby pokazać że wygrywamy życie i mamy hajs"? Czy to proste muzyczne pocztówki w opcji "Popatrz gdzie poleciałem z kamerą i ekipą"?
Na wszystkie te pytania odpowiada drugi z "turystycznych" singli, czyli nagrany i nakręcony w Meksyku "quebahombre"...
I podczas gdy bangkokowe "Oh My Buddha" rzeczywiście było pasmem skojarzeń, freestyle'owych punchline'ów i braggowym przelotem przez Tajlandię w melanżowo-chaotycznej formie wywołanej natłokiem bodźców to "quebahombre" to już zupełnie inna bajka. To numer, który raz a dobrze udowadnia sens organizacji takiego projektu i który śmiało można określić rapowanym videoblogiem podróżniczym.
Meksyk czyli nawijka o hombres, amigos, sombrero, picie Tequili i nawijka na przyspieszeniach żeby pokazać, że jest się polskim Speedy Gonzalesem? Pudło. "quebahombre" to słodko-gorzka opowieść, pełna ambiwalentnych odczuć i przeładowana refleksjami związanymi z 3-tygodniowym pobytem w Meksyku i zderzeniem z tamtejszą rzeczywistością i kulturą. Bystry audio-reportaż z przejmującymi linijkami, w którym już w pierwszych wersach słyszymy "Powiedz Gringo, co będziesz o nas rapował? Kolejny pielgrzym, który przywędrował/ zobaczyć jak na swiata końcu leje się krew, tequila i ropa naftowa w pełnym słońcu?". Dalej jest nie gorzej - piękno miesza się z ogromem przemocy, gorące temperatury z chłodem uliczek a cuda natury z biedą. Kontrasty są wszechobecne, i jak słyszymy: "Zaczaisz jak zobaczysz nasze plaże w Tulum, dzieciaki grające w siatkę po dwóch stronach muru".
Zastanawiałem się jak dokładnie w praktyce wyjdzie Kubie cały koncept "Egzotyki", głowiłem czy nie wpadnie w pułapkę prostych skojarzeń i stereotypów i czy same kawałki wytrzymają konfrontację z wysoko postawioną poprzeczką całej inicjatywy. Teraz zastanawiam się czy nie dostaliśmy najlepszego póki co tracku w dorobku reprezentanta Ciechanowa i śmiem raczej twierdzić, że to kolejny wielgachny krok naprzód w karierze, poważne wyzwanie i coś, co wyraźnie wykracza poza utarte schematy myślenia na polskiej scenie. Wygląda też na to, że przy całym swoim zafascynowaniu kulturą i sztuką z całego świata oraz barwnych i różnorodnych inspiracjach Quebo może okazać się idealną osobą do uchwycenia odpowiedniego balansu i zebrania całości w garść - łyknięcia klimatu danego kraju od jego prawdziwej strony, a nie zamkniętej turystycznej strefy, wyłapania i docenienia zarówno zapierających dech w piersiach cudów natury, kulturalnego dorobku, jak i przyziemnej rzeczywistości. I wpakowania wszystkiego w konkretny szablon, łączący raperskie skillsy, obserwatorsko-reporterskie oko, bystre metafory, gry słowne i błyskotliwy koncept. Felicitaciones Hombre, excelentemente!
PS. Patrząc na akcje takie jak ta (o której jeszcze 5 lat temu raczej nikt by nie pomyślał) - czy polski rap ma jeszcze jakieś granice, czy stoją one już tylko w głowach raperów i zależą od ich odwagi w przekraczaniu kolejnych schematów, w tym wypadku geograficznych? I czy naprawdę mamy prawo wstydzić się naszych projektów przed resztą Europy? Śmiem twierdzić, że nie.
Poniżej zdjęcia Wojtka Koziary, które Quebo publikował na swoim FB i Instagramie.
Numer pisał i nagrywał na miejscu w Meksyku, potem kręcił do niego video.