HDBeenDope - "The Gre(a/y)t Area" - recenzja
"Świeża krew ze Wschodniego Wybrzeża, reprezentant Brooklynu, raper łączący w swojej muzyce wszystko to, co w niej najważniejsze" - tak o młodym HD straight outta Brooklyn pisano w line-upie tegorocznego Hip Hop Kempu... Przyznaję, że - choć jestem gorliwym fanem nowojorskiego brzmienia (codziennie zapalam świeczkę przed ołtarzykiem na cześć "Illmatica", czantuję cztery godziny Zawołanie Wu itd. - wiadomo, o co chodzi) nie zetknąłem się wcześniej z tą ksywką. Z pewnych powodów ominął mnie też - słyszałem, że kozacki - koncert BeenDope'a na Kempie. Po wywiadzie, który przeprowadził Marcin (operator Maciek i ja pilnowaliśmy nagrania i odganialiśmy się od sympatycznego, acz wyraźnie podchmielonego i nadgorliwego Czecha - pozdrawiam mordeczkę z tej strony) miałem jednak okazję zamienić z HD parę słów i kupić płytkę - z czystej ciekawości... I oto jesteśmy. Przedwczoraj mogliście poznać HD w popkillerowym wywiadzie - dziś przyjrzyjmy się owej płytce - potężnemu (21 tracków, ponad półtorej godziny muzyki!) albumowi "The Gre(a/y)t Area".
Album spaja pewien koncept, o którym HD wspomniał w wywiadzie - oto, przy rozkosznym jazzowym akompaniamencie a'la "For Free?" Kendricka HD przepytywany jest przez pewnego profesora ("You can call me W for short"). Pierwsze pytanie - "Co jest sensem życia"? No właśnie, co? Rozważania na ten temat stanowią oś albumu, HD proponuje różne warianty odpowiedzi, zdawałoby się - wszystkie trafne. Profesor jednak nie ustaje, twardym, nie znoszącym sprzeciwu głosem prosząc o odpowiedź na pytanie....
Koncept, zdawałoby się, mało oryginalny i wyświechtany, wątpić można, czy na tak niepewnym i "trudnym" fundamencie można zbudować cały album - HD poradził sobie jednak całkiem nieźle, wykorzystując skity z profesorem, aby podzielić niejako album na kilka części rozważających dany temat... Czy sensem życia jest miłość? Czy zabawa? Czy może przetrwanie? Odpowiedź poznacie, jeśli odsłuchacie album do końca... Radzę wsłuchać się uważnie w liryki - HD to zacny tekściarz, ciekawie atakujący tematy miłości ("Lovehall/Pride") czy imprez ("Two P's")... Szczególnie zaś błyszczy w trackach z narracją z różnych perspektyw - dla przykładu, "11.26", czy znakomity storytelling "Copper"...
W pełni zgodzę się z kempowym promo - HD ma znakomite ucho do beatów. Nie ogranicza się do jednego stylu, dobrze czuje się w różnorodnych klimatach - mamy tu klasyczne, samplowane brzmienia, niektóre przywodzące mi na myśl hardkorowy, undergroundowy hip-hop ("Intro (Good News)" - co to jest za kosior! "Copper", "Three Line" tak samo - swoją drogą, długie godziny minęły, zanim w końcu przypomniałem sobie, skąd kojarzę ten znakomity sample z "Three Line" - bang, oto jest!), niektóre ciepłe, jazzujące ("On the Daily", "Daydreamin" jakby żywcem wyjęte z katalogu De La Soul... Emanujące kalifornijskim słońcem "Player's Club"!), oczarowujące przepięknymi dźwiękami klawiszy "Synopsis" i "Kingpin Theory"... Znajdują się tu też jednak wycieczki w elektronikę - dla przykładu, tuż po cudownym interludium "Karma" z buta wchodzi gruby trapowy kocur "Six or Seven" czy zadziorny, idealny do bounce'u "First Drive" (dopóki nie następuje nieoczekiwana zmiana beatu na prosty, ale znakomity, posępny loop), jadowity "Moshin' in the Woods" czy chłodne, nostalgiczne "My People" czy "11.26"...
(Chociaż - czy tylko ja mam wrażenie, że podkłady "My People" i "Fallin'" brzmią do siebie nieco podobnie?)
Zdecydowanie jednak moim ulubionym trackiem całego albumu jest "Lovehall", ze świetnym, oszczędnym, klimatycznym jazzowym beatem (plus - ten saksofon! Dołączam się do pochwał HD - Edwin Padilla wykonał znakomitą robotę)... Trochę szkoda, żę druga część kawałka, "Pride", to najsłabszy fragment krążka.
Półtorej godziny muzyki to zaiste potężna dawka, i przynaję, że miałem lekkie obawy, czy w połowie nie załapie mnie "zmęczenie materiału", innymi słowy - czy HD podoła ciężkiemu zadaniu uczynienia albumu cały czas interesującym, nie nudnym, nie przytłaczającym. I - udało mu się. Inteligentnie ułożony, intrygujący "The Gre(a/y)t Area" nie nudzi (acz przyznać trzeba, że niektóre tracki chciałoby się przyciąć czy też nawet wyrzucić - takie "Pride", czy króciutkie "Yun Labb"). Niczym na ostatnim albumie J.Cole'a, ostatni track to czternastominutowy ciąg shout-outów dla wszystkich, którzy pomogli HD w tworzeniu albumu... i nie tylko (ale to musicie już sprawdzić sami). Ale nawet to nie nudzi, jest całkowicie zrozumiałe - i, co najlepsze, szczere.
Ogółem, jestem HD'owymi kronikami ze "świetnej/szarej strefy" (swoją drogą - intrygujący tytuł - jego znaczenie HD wyjaśnia w wywiadzie...) pozytywnie zaskoczony. To projekt ambitny, mocny muzycznie i tekstowo, potwierdzający progres HD, i - co najważniejsze - chęć dalszych poszukiwań, dalszego szlifowania umiejętności, dalszej zabawy brzmieniem i słowem (szczególnie jestem ciekaw, czym BeenDope zaskoczy nas w dziedzinie storytellingu) Jeśli HD chciał tym materiałem sprawdzić, czy jest w stanie stworzyć spójny album - przeszedł test z oceną bardzo dobrą.
"The Greay(t) Area" można odsłuchać na YouTube'owym kanale HD bądź pobrać za darmo z bandcampu artysty - https://hdbeendope.bandcamp.com/releases. Smacznego!
Sprawdzajcie też nasz kempowy wywiad z mega sympatycznym i wyluzowanym HD: