Noize From Dust "Ultraakustyka" - przedpremierowa recenzja nr 1
Od dłuższego już czasu PROSTO werbuje do swoich szeregów coraz to nowe twarze – często z zupełnie różnych bajek. Z jednej strony Małach/Rufuz czy Official Vandal, z drugiej – Kaen i HuczuHucz. Niedawno do warszawskiej wytwórni dołączył duet producencki Noize From Dust, tworzony przez Siódmego i WorstCase’a. Pomimo tego, że nie są to może ksywki specjalnie rozpoznawalne, ich „Ultraakustyka” to kawał porządnego grania.
Siódmy to zasłużona dla stołecznego undergroundu postać, którą co bardziej zorientowani słuchacze powinni pamiętać jeszcze z bitew freestyle’owych czy solowej płyty „Fundament” i projektu Echinacea. O WorstCase’ie z kolei do tej pory było zupełnie cicho – poza jednym bitem na niedawnej EP-ce Sariusa i remixem utworu Tabasko „Wychowani w Polsce” (zrobionym jeszcze pod ksywką Grzybaz), właściwie nigdzie szerzej się nie udzielał. Recenzowany album to pierwsza większa współpraca obu panów – i jedna z pierwszych, na których Siódmy jest przede wszystkim producentem, a nie raperem.
Na ponadgodzinną „Ultraakustykę” składa się łącznie 18 utworów, które od strony muzycznej są wypadkową inspiracji brzmieniami Detroit i – przede wszystkim – Nowego Jorku. Już sam początek płyty, na którym ciepły sampel spotyka się z cutem We did it like that and now we do it like this z nieśmiertelnego „Return of The Crooklyn Dodgers”, sugeruje, czego możemy się spodziewać po tym materiale. Tutaj każdy numer jest hołdem dla złotej ery rapu – co nie znaczy bynajmniej, że całość jest nudna czy monotonna.
Są i momenty zdradzające fascynację Native Tongues („Wypuszczam dym”, „Już się przyzwyczaiłem”), i kawałki w duchu D.I.T.C. czy Boot Camp Click („To dla wszystkich”, „Kolejna repeta”). Są numery stricte boom bapowe, ale i takie, którym bliżej czy do jazz-rapu, czy do produkcji J Dilli lub – z nowszych twarzy – Black Milka. Koniec końców, to – przede wszystkim – brud i szum winylowych sampli, starannie zaprogramowane, szorstkie bębny i nisko płynące basy, okraszone solidną porcją skreczy DJ-ów: Eproma, Flipa czy Kruga. Jasne, znajdą się tacy, co powiedzą: ale to już było – i po części będą mieli rację, ale jakościowo „Ultraakustyka”, zwyczajnie się broni. Bardzo równy, wysoki poziom.
Podobnie zresztą wygląda to, jeśli chodzi o gości – zaryzykuję nawet stwierdzenie, że ich selekcja jest tu równie udana jak na pierwszym „Kodexie”. Wyczyn nie lada, zważywszy na to, że swoje zwrotki nawija tu grubo ponad 30 osób. Niewiele na tej płycie głośnych ksywek (JWP/BC, Numer Raz, Te-Tris, VNM, Ras, Eldo), za to właściwie o wszystkich można powiedzieć, że to uznane i nieprzypadkowe marki. Szanowane Dwa Zera i Polskie Karate, młodzi i gniewni Kuba Knap czy Sarius, dawno nie słyszany kultowy Fenomen (świetny Ekonom!), niedoceniani Temzki, Kubson oraz Prof, bezkompromisowy Jeżozwierz… Dużo by wymieniać.
Siódmemu z WorstCasem udało się stworzyć zarówno ciekawe kooperacje (wspomniani już Numer Raz z Knapem – aż się prosiło, żeby w końcu połączyć siły dwóch pokoleń polskiego laid-backu), jak i wykrzesać z niektórych maximum możliwości (zaskakująco zgrabny storytelling „A.C.A.B.” HuczuHucza). Siódmy sam zresztą pojawia się na mikrofonie w kilku kawałkach – trudno jednak powiedzieć, żeby jego wersy – pomimo bardzo dobrych „Kilogramów” – należały tutaj do najlepszych. Więcej można było się spodziewać również chociażby po trio Ras, VNM i Eldo.
W każdym razie, „Ultraakustyka” to album, który dobrych momentów ma zdecydowanie więcej niż tych mniej udanych. Dla fanów lat 90. – jak znalazł. Rdzennie hip-hopowy album, wyprodukowany bez zarzutów, a i zarapowany na naprawdę fajnym poziomie. Cztery plus.