Tiny Doo oskarżony - dożywocie za gangsta rap?
Pochodzący z San Diego raper Tiny Doo został w ostatnich dniach przesłuchany w związku ze sprawą o usiłowanie zabójstwa i grozi mu pobyt w więzieniu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że... raper czynu nie popełnił, a oskarżenia opierają się na tekstach jego utworów, w których rapuje zaledwie o swojej znajomości z członkami gangu, których te zarzuty bezpośrednio dotyczą.
Chodzi tutaj o pewien przepis kalifornijskiego prawa, który mówi o tym, że odpowiedzialność karną ponosi również członek gangu, który czerpie korzyści z popełnionego przez innych członków gangu czynu kryminalnego. Na swoim ostatnim albumie "No Safety" Brandon Duncan rapuje co prawda o powiązaniach z oskarżonymi o udział w strzelaninie, jednak próżno szukać konkretnych informacji o tym, jakoby raper miał być bezpośrednio zamieszany w tę czy inną sprawę o przestępstwo. Prokurator jednak argumentuje to tym, że gangsterska reputacja Doo... pomaga mu w sprzedaży jego albumów.
Tak szeroka interpretacja niejasnego przepisu prawa doprowadziła do absurdalnej sytuacji - stawiane są zarzuty osobie, co do której winy nie ma dostatecznych (czy jakichkolwiek) dowodów materialnych, a owe zarzuty odwołują się jedynie do stylistyki gatunku muzyki, której jest autorem. Czy sprzedawanie płyty, na której autor tylko opowiada o powiązaniach z gangsterami, nie podając konkretnych faktów dotyczących czynów przestępnych, rzeczywiście spełnia przesłanki bezpośredniego czerpania korzyści materialnych z działalności przestępczej? Czy sama znajomość z gangsterami jest karana? Czy wreszcie nie została tu przypadkiem naruszona swoboda twórcza? Wyobraźmy sobie zatem sytuację, w której masowo stawiane są zarzuty raperom utożsamiającym się z gangiem Cripsów czy Bloodsów, a do puszki trafia przykładowo YG za używanie znaków rozpoznawczych gangu czy Game za "R.E.D. Album" - nie mówiąc już o twórczości zespołów takich jak N.W.A. czy Tha Dogg Pound, które otwarcie nawijają o problemach z policją i jak to non stop wiodą gangsterskie życie...
Adwokat rapera Brian Watkins przyznaje, że jest to szokująca sprawa, a wtóruje mu profesor Alex Kreit z Thomas Jefferson School of Law: "Czy Martin Scorsese też powinien dostać zarzuty za to, że się spotyka z członkami mafii w ramach przygotowań do nowego filmu? Gdzie jest ta granica odpowiedzialności?". Dodaje również, że konstytucja jasno mówi, iż nie jest przestępstwem tworzenie utworów muzycznych o treściach gangsterskich, nawet jeśli autor mówi w nich o zadawaniu się z ludźmi popełniającymi czyny kryminalne - nie jest to wystarczająca przesłanka do poniesienia odpowiedzialności karnej.
W tym tygodniu sąd ma zadecydować, czy sprawa znajdzie swoje rozwiązanie na rozprawie głównej.