Spoonie Gee "Spoonin' Rap" (Ot Tak #153)
Odstawmy na chwilę na bok nowoczesne rytmy, brzmieniowe eksperymenty, bangery, koks, twerkujące panienki, grubą forsę i inne charakterystyczne obrazy hip-hopu w XXI wieku. Porozmawiajmy za to o oldschoolu, cofnijmy się do najgłębszych korzeni, aż do pamiętnego roku 1979. Doprawdy wspaniały i niezmiernie istotny był to rok dla rapu – wszak to wtedy światło dzienne ujrzał nieśmiertelny singiel „Rapper’s Delight”. Dziś jednak nie o Sugarhill Gangu mowa, a o innym, mniej pamiętanym, lecz nie mniej ważnym graczu.
„One for the treble, two for the time – come on y’all let’s rock!” – nie ma chyba słuchacza hip-hopu, który nie zetknąłby się choć raz z tą frazą. Używał jej niemal każdy – od Kurtisa Blowa, Davy’ego DMXa (w wersji „One for the treble, two for the bass”), po obecnie-już-Yasiina-Beya czy Snoopa. Introdukcję tego słynnego zdania w świat hip-hopu możemy zawdzięczać niejakiemu Gabrielowi Jacksonowi, szerzej znanemu jako Spoonie Gee. Pochodzący z Harlemu, bratanek słynnego producenta R&B Bobby’ego Robinsona (który współpracował m.in. z The Shirelles, Gladys Knight & The Pips, a także z Grandmasterem Flashem i Furious Five), Spoonie znany jest też jako jeden z założycieli legendarnej oldschoolowej grupy Treacherous Three.
O tej zasłużonej grupie jednak następnym razem, teraz skupmy się na Spooniem. Pewnego razu Robinsona odwiedził producent Peter Brown z labelu Sound of New York. Brown, zafascynowany hip-hopem, chciał wyprodukować i wydać utrzymany w tym stylu singiel, nie mógł jednak znaleźć wokalisty. Spoonie zgodził się bez wahania – i tak powstał klasyczny, siedmiominutowy singiel „Spoonin’ Rap”, jeden z pierwszych rapowych singli w ogóle (spotkałem się z info, że „Spoonin’ Rap” był dokładnie trzeci – po „King Tim III (Personality Jock)” Flatback Band i „Rapper’s Delight”).
Co można napisać o „Spoonin’ Rap”? Mimo, że od jego premiery minęło już 35 lat - to wciąż dobry sztos. To siedem minut nawijki pewnego siebie, energicznego gościa chełpiącego się niezrównaną seksualną sprawnością i umiejętnością zdobycia każdej kobiety (nie dziwne, że Spoonie dostał później przydomek „The Love Rapper”…) A zresztą, oddajmy głos samemu MC: „Cause I’m a man’s threat/And I’m a woman’s pet/And I’m known as the mamsel’s joy/And I’m a man who fights on the microphone/And who all the people enjoy, yeah!” Warto wspomnieć, że Spoonie również jako jeden z pierwszych w rapie zawarł w tekście wzmiankę o rozwiązywaniu problemów za pomocą broni palnej (See I’mma roll my barrel and keep the bullets still/And when I shoot my shot, I’m gonna shoot to kill), przez co czasem jest określany protoplastą gangsta rapu…. Oprócz przechwałek Spoonie zapodaje zręcznie skonstruowaną narrację o… „owocnym” spotkaniu z urodziwą niewiastą, a także całkiem zaskakujące wersy o tym, że przestępstwo nie popłaca (And please my brother, don’t drop the soap – muszę dodawać więcej…?)
Wszystko to na bujającym, wyposażonym w świetny bas i perkę podkładzie opartym na samplu z „Cloud One” Patty Duke. Ciekawe, acz trzeba przyznać – dziwacznie brzmiące - jest wykorzystanie efektu echa w pewnych fragmentach utworu. Jako całość jednak „Spoonin’ Rap” wciąż brzmi nieźle i buja aż miło… Przekonajcie się zresztą sami – smacznego!