Wale "Folarin" - recenzja
Wale to gościu, który zaskakiwał już wiele razy. Swoją muzyką, featuringami, ale przede wszystkim tym, że w praktycznie w każdych warunkach radził sobie minimum dobrze. Wydane już w ramach Maybach Music Group "Ambition" to przede wszystkim znakomity singiel tytułowy, ale też sporo numerów, których mogłoby tam nie być. Sukces darmowej dystrybucji mixtape'u "Folarin" pokazuje jak wiele oczu zwróconych jest na tego gościa z Waszyngtonu.
Ten mixtape wydaje się być w karierze rapera bardzo ważnym momentem. Zdecydowanie pokazał, że sukcesy wydawnicze poprzednich albumów nie były przypadkiem, a jego fanbase jest nie tylko duży, ale i żądny nowych nagrań. W okolicach premiery Wale udzielił wywiadu w którym mówił, że bycie w MMG nie definiuje go jako rapera i miejsce w którym wydaje nie powinno być powodem przypinania mu jakiejkolwiek metki. A czy potwierdził to klasą samego materiału?
Moim zdaniem niestety nie do końca. Jest tutaj parę nagrań, które zaspokoją ciekawość fanów, ale materiał jako całość absolutnie nie jest czymś stojącym na poziomie przy którym "mówimy o Grammy's" jak słyszymy w Intro. Otwierające "Folarin" "Change Up" ma co prawda dużo energii, po części ze względu na świetny bit LG, ciekawiej jednak robi się dopiero przy następnym "Show". Może Wale mobilizuje się bardziej na numery w których pojawia się Rick Ross, ale ten numer naprawdę jest świetny i pod względem klimatu deklasuje całą resztę materiału.
Nadzieję na dobrą taśmę robi też kolejny "Let A Nigga Know" ze specyficzną perkusją i masakrycznie bujającym refrenem. Dalej niestety wszystko zaczyna się rozmywać. "Get Me Doe" i "Bad" są w porządku, mają coś w sobie, ale już "Limitless" ze Scarfacem na bicie Jake One'a to duże rozczarowanie. Całość nie trzyma się kupy, dużo numerów daje wrażenie deja vu i to nie tylko w stosunku do numerów z wcześniejszych materiałów Wale'a, ale też innych numerów z "Floarin". Numery w klimacie kojarzonym z MMG mieszają się z przebangerzonymi soulowymi samplami, które nużą i sprawiają, że materiał leci w tle, ale średnio skupia uwagę. Bardzo dużo przesłodzonych pościelówek, bardzo dużo południowej jazdy i to wszystko bez logicznego ułożenia. Leci sobie i niewiele wnosi.
Kiedy się wsłuchujemy, słychać, że Wale jest zdecydowanie jedną z największych armat Maybacha jeśli chodzi o lirykę, ale brakuje temu odpowiedniej formy, która sprawiłaby, że pełnokrwisty stek zostałby przyrządzony z należytą starannością wyciągającą z niego maximum smaku. 70 minut "Folarin" to może 30 minut Wale'a w najlepszej formie i 40 minut Wale'a, którego trzeba było dodać, żeby zmontować z tego całość. Wiadomo, że mixtape jest formą luźnego podania numerów fanom, ale niestety w dzisiejszych warunkach, kiedy wiemy jak wyglądają taśmy Khalify czy K.R.I.T.'a to trochę za mało. Wątpliwości wzbudza też dobór gości. Wiadomo, że Wale radzi sobie w mainstreamowym otoczeniu co udowodnił nie raz i nie dwa, ale przydałoby się zrównoważyć 2Chainza, Meek Milla czy Trinidad Jamesa kimś kto wniesie trochę treści i innej stylówki opartej na czymś więcej niż radosnym nawijaniu o tym co słyszeliśmy milion razy. Tego brakuje. Brakuje też bitów, które jednoznacznie wywołają zachwyt. Jest sporo takich, które można zaakceptować, które z flow Wale'a sumarycznie dają radę, ale żadne to tam perełki. Niezłe produkcje i tyle. Całość niestety zostawia niedosyt i pozostaje tylko mieć nadzieję, że, kiedy przyjdzie co do czego i trzeba będzie zrobić album, Wale pokaże, że jest lepszy niż jego ostatni mixtape. Bo bez wątpienia jest.