DJ Paul "A Person Of Interest" - recenzja
Przez prawie dwie dekady bycia wyróżniającą się postacią na rapowej scenie południa DJ Paul dał się poznać jako świetny producent, wierny swoim korzeniom. Jego produkcje były mieszanką wpływów z całego południa, pozostawiając przy tym surowość i brud prosto z Memphis. W tym roku swoją premierę miał dopiero trzeci solowy album członka legendarnej Three 6 Mafii. Początkowo zapowiadany jako odważne mieszanie stylów i dobitne inspiracje dubstepem. Czy "A Person Of Interest" faktycznie jest takim albumem?
Przez te dwa miesiące od premiery zdążyłem się osłuchać z tym albumem na tyle, że mogę powiedzieć, że dubstepu tu tyle co kot napłakał, a cały album, chociaż okropnie długi (28 numerów) to co najmniej solidna produkcja. Prawie 80 minut agresywnego trapu wprost z ulic Memphis. Nie ma tu miejsca na lekkie baladki z muzykami r'n'b na refrenach (wyjątek stanowi chyba "Had Ta Eat"). Jest to, do czego przyzwyczajają nas najwięksi trapowi wyjadacze. Płyta buja od samego początku, kipi z niej agresja i energia. Nie szukaj na tym albumie głębokich metafor, warstwa tekstowa to nie najmocniejsza strona tej płyty. Zresztą sam Paul nie był nigdy wybitnym tekściarzem i nie zmieniło się to do dziś. Również goście, a wśród nich Gucci Mane czy Lil Wyte, to żadne wybitnie lirycznie postacie. Zresztą, nie oszukujmy się. Na południu naprawdę mało jest dobrych tekściarzy, biorąc pod uwagę ilu ich jest w innych rejonach Stanów Zjednoczonych.
Biorąc pod uwagę umiejętności stricte rapowe, DJ Paul to raper co najwyżej średni. Zawsze był w ciemniu Juicy J'a, czy swojego brata Lorda Infamousa. Na tej płycie ukazuje to się dobitnie, niejednokrotnie bywa tak, że podkłady "zjadają" gospodarza, on sam nie potrafi im podołać. Z uwagi na długość albumu z czasem zaczyna to irytować, nudzić i w konsekwencji słuchając albumu po raz piąty, czy szósty ciężko jest wytrwać do końca. Zdecydowanie lepsze w odbiorze były dwie poprzednie solówki, z głównym naciskiem na "Scale-A-Tona", gdzie Paul odwalił kapitalną robotę.
Wspominałem o wpływach dubstepu, których na płycie nie ma ani trochę, jest za to zupełnie co innego, co z miejsca dało tej płycie kilka punkcików więcej. Paul w wielu numerach użył sampli ze starych nagrań Three 6 Mafii. Chociaż na chwilę można było poczuć ten stary, old schoolowy klimat legendarnej już grupy z Memphis. Nie ukrywam, że okres kiedy grupa była w pełnym składzie jest według mnie jej najlepszym w ich dorobku. Byli jak rodzina i uzupełniali się nawzajem. Dziś każdy kroczy swoją ścieżką i dla "die-hard" fana jakim jestem jest to bardzo smutne. Właśnie tej jedności między członkami starej Mafii brakuje mi na tym albumie. Brakuje mi chociaż jednej zwrotki Juicy'ego, kilku świetnych występów Lorda. Nawet ostatnio postrzelony Crunchy Black byłby tu bardzo miło przeze mnie widziany. DJ Paul stworzył krążek ciężki do oceny. Z jednej strony nudzi, jest za długi i zrobiony na jedno kopyto, z drugiej jednak te jednolite bity są świetne i mocno bujają. Można wytknąć temu albumowi kilka niewypałów, a właściwie jeden poważny. Numer "No Panities", rodem z podrzędnych polskich dyskotek.
Nie wiem właściwie co mam począć z tym albumem. Jako wielki fan twórczości DJ'a Paula zadbałem, by album gościł w moim odtwarzaczu często. Chociaż po tych kilku miesiącach wyrobiłem sobie opinię na jej temat i nie jest to kandydat do płyty roku mam do niej słabość i zaliczam kolejne odsłuchy. Obiektywnie patrząc album zasługuje na trójkę z malutkim plusem. Jako fan dałbym mu mocne cztery. Głównie za to, że Paul nie zapomina jak to się robi, nadal stosuje klasyczne sample Mafii i nadal pozwala mieć nadzieję, że wszyscy razem coś jeszcze nagrają.