W jednym z wywiadów W.E.N.A. zdefiniował taki typ rapera/tekściarza, który już w momencie rozpoczęcia pisania tekstu wie, jak go zakończy. Wie także, jak go efektownie urozmaici, jakich po drodze użyje wtrąceń, środków stylistycznych i spostrzeżeń, które potem logicznie doprowadzą do zakończenia, puenty. Pierwiastek spontaniczności jest więc w takim przypadku minimalny, a linijki-wypełniacze praktycznie nie występują.
Wypowiedź ta oczywiście dotyczyła Łony. Szczecinianin akurat jest jednym z niewielu, u których widać, że stosują akurat taką metodę tworzenia. Użyłem określenia "jednym z niewielu" zamiast "jedynym" nie tylko dlatego, że jest bezpieczne, ale też dlatego, że prawdopodobnie takich raperów mamy co najmniej dwóch.
Recenzowanie dzieł takich wykonawców jest zawsze trudnym wyzwaniem. Merytorycznie bowiem poprzeczka jest tu zawieszona bardzo wysoko. Nie chciałbym tutaj krzywdzić Trzysia (pamiętajcie, on NIE MA na imię Krzysztof!) opieraniem całej recenzji na porównaniach do Łony, bo to byłoby pójście na łatwiznę, lecz pod względem bystrości, poczucia humoru, dystansu i posługiwania się ironią faktycznie trudno się oprzeć takiemu porównaniu. Zresztą, sam raper przedstawia na płycie swoje "Referencje" - unikając fałszywej skromności wymienia m.in.: świeżość, obserwację, pokorę, gorzki realizm. Pozwala sobie na autoprezentację, gdyż, umówmy się, nie jest to raper z liczącym kilkadziesiąt tysięcy kliknięć fanpage'em, milionowymi odsłonami na youtube, ani nawet hasłem na Wikipedii. Mimo tego ja z kolei pozwolę sobie na może odważne stwierdzenie: Trzy-Sześć ma potencjał, by wkrótce trafić nawet do ścisłej czołówki najlepszych tekściarzy w polskim rapie.
No bo umówmy się - kto przez tyle lat istnienia rapu w Polsce wpadł na pomysł zanalizowania raperów jako. egzotycznego gatunku zwierząt, w konwencji programu przyrodniczego? Albo na porównanie polskich beefów do telenoweli? Mes i Mezo kłócący się o literkę niczym Domejko i Dowejko, Rysiek nie wpuszczający Jacka na prywatki itp, itd. Pozwolicie jednak, że nie będę za bardzo przybliżał reszty numerów, co by nie psuć przyjemności z odbioru płyty. Zdradzę tylko, że takich oryginalnych konceptów jest tu o wiele więcej.
Koncept całości także się udał. To, co często jest pułapką i na czym ostatnio bardzo łatwo się wyrżnąć (artyści z Aptaun wydają się być specjalistami w tej kwestii), tutaj w miarę się obroniło. W przypadku "24tv" jednak okazało się na tyle bezpieczne, że nawet takie "3 lata później", pasujące do telewizyjnej ramówki jak pięść do nosa, nie zaburza zbytnio całości. Robotę robią choćby "Telezakupy", "Strażnicy Teksasu", czy też "Wiadomości poranne" i "wieczorne". Koncept ten wyraźnie popełniony został z myślą o promocji na youtube - wyszło to nawet ciekawie, a na pewno lepiej, niż takie machanie łapami Hukosa.
Trzyś zatem pieczołowicie zadbał o warstwę tekstową. Jest bez wątpienia postacią barwną, charyzmatyczną, a do tego wszystkiego ma niebanalne flow i bardzo przejrzyście wyraża swoje, wcale nie takie łatwe do rozkminienia, linijki. Tak jak to często się mówi, że goście przyćmiewają gospodarza, tak tutaj to gospodarz przyćmiewa gości. Także tych od muzyki. Oczywiście bez przesady, bo bity na "24tv" są w większości niezłe, dobre, a momentami nawet bardzo dobre. Tyle że powinno być odwrotnie - w większości bardzo dobrze, momentami tylko dobrze, a bez żadnego "nieźle". Obciąża to niestety konto Zbyla, który odpowiada w większości (9 podkładów na 14) za muzykę na płycie. Jak wiadomo jest to producent niezwykle płodny, a to często może wiązać się z nierównym poziomem produkowanych bitów. Tutaj w zasadzie jest w miarę równo, choć szkoda, że bez większych fajerwerków (w dodatku z tym bliźniaczo brzmiącym werblem w niemal każdym bicie). Petardy wyszły za to spod rąk Kazzama (świetny motywator i. budzik) i OnlyOne, dobrze pokazali się też MMX i R.A.U. Z gości na majku wypada wspomnieć choćby o dobrych zwrotkach Solara, solidnym jak zwykle Procencie, a także zaskakującej obecności. Gospela, i to w mądrym kawałku, co jest przecież niezgodnie z jego przekonaniami.
"24tv" mogła być dużo lepiej przyjęta, gdyby nie brak szerszej promocji i lekko rozczarowująca warstwa muzyczna. A tak Trzy-Sześć musi jeszcze pozostać w swojej podziemnej niszy, co jednak nie zmienia faktu, że bezsprzecznie zasługuje na choćby odrobinę uwagi. Solidna czwórka i ode mnie mały plus na zachętę - choćby za to, że jak dla mnie to warszawiak wygrywa na koncepty ze znacznie lepiej przyjętym "24" Rovera.