Witajcie w Innej Stronie - cyklu, który pozwoli wam poznać artystów hip-hopowych nie tylko na polu muzycznym, ale także nieco bardziej prywatnym i da...
Siwy/Lewy "Serce Bije W Klatce Schodowej EP" - recenzja
Nareszcie. Po wielu miesiącach oczekiwań i emocjach nie mniejszych niż
te związane z nieustannie odkładaną premierą "Detoxu" Doktora Dre,
możemy wreszcie przekonać jak to jest z obecną formą Siwego i Lewego. Jak pokrótce opisać "Serce Bije W Klatce Schodowej EP"? Cóż - z ręką na
sercu - album ten wywraca obecne podziemie do góry nogami, tak samo jak
kilka lat temu zrobił to Smarki Smark ze swoim "Najebawszy EP".
Potrzebujecie dalszych rekomendacji?
Wielu uważa, że duet Siwy/Lewy pojawił się znikąd, a konkretniej mówiąc z facebooka, ale nic bardziej mylnego. Swoją drogą przez tę ignorancję słuchaczy, od razu widać ile osób w rapgrze uważa facebooka za jeden z elementów tej kultury, zapominając o tym, że rap się wziął z klatek schodowych.
Niewielu wie, że to właśnie tam, wiele lat temu, Siwy rzucał swoje pierwsze, klasyczne już wersy takie jak: "Siwy i Lewy, rapowe ziarno, nie plewy", do których zręcznie nawiązał duet WSZ/CNE, a następnie sam Abradab na "Czerwonym Albumie", tworząc tym samym swój największy hit w karierze. Warto pamiętać, że Siwy (wtedy jeszcze młody raper o nieoszlifowanym talencie) znany był jako Szary. Parę miesięcy później musiał jednak zmienić swoją ksywę, podobno wskutek niezbyt chwalebnego czynu jednego z artystów ulicznego nurtu, który - jak relacjonują gorzowskie blokowiska - przywłaszczył sobie pseudonim Szarego, dodając na początku dla niepoznaki błąd ortograficzny.
Nie wolno także zapominać o tym, że i Lewy jest nie tylko doświadczonym producentem (jak na swój młody wiek oczywiście), ale także utytułowanym beatboxerem i zaskakująco dobrym raperem. Tym lepiej, że swojego udziału na "SBWKS" nie ograniczył jedynie do kilku podkładów, robiąc z niego materiał właściwie solowy.
Wszyscy najznamienitsi dziennikarze muzyczni (nie tylko hip-hopowi) są zgodni: mamy do czynienia z przełomem. Chociaż moim zdaniem to stwierdzenie jest nieco pochopne, ponieważ przełom sugeruje coś zupełnie nowego. Tutaj zaś mamy solidny powrót do klasyki i prostego brzmienia polskich chodników. Zgadzam się za to ze stwierdzeniem, że Siwy i Lewy mogą być odpowiedzialni za wywrócenie podziemnego rapu do góry nogami i powrót do łask prawilno-ulicznego hip-hopu.
Niestety wyłamię się także z szeregu zachwyconych recenzentów, przyznających tej pozycji maksymalne oceny. Z kilku powodów. Po pierwsze: kawałków jest tylko pięć, to stanowczo za mało. Na tę samą dolegliwość cierpiała przecież ostatnia EP-ka Jimsona. A mając do czynienia z tak świetnym materiałem chciałoby się więcej i więcej. Po drugie: przykro mi to stwierdzić, ale zwyczajnie słychać ograniczenia sprzętowe w kawałkach chłopaków. Ja wiem, że to jest podziemie, i że liczy się przede wszystkim przekaz, no ale niestety... słaby sprzęt i jakość nagrań zwyczajnie ograniczają ogromny potencjał obu panów, a szkoda.
Z drugiej strony album ten docenić zdecydowanie należy. Ugina się pod ciężarem niebanalnych prawd i pozytywnych emocji, które z pewnością pomogą biednym chłopakom z bloków wyrwać się z matni. Na szczególną uwagę zasługuje numer "Wszystko do nas wraca", który jest rzecz jasna follow-upem do utworu BOK o tym samym tytule. I choć wiem, że teraz ściągnę na siebie gniew fanów Bisza, to muszę to napisać - wersja Lewego jest lepsza niż doskonały oryginał. Przede wszystkim urzeka bliskością tematów umiejętnie dobranych przez Lewego. Nie znajdziecie tutaj historii przesadnie wydumanych, z którymi nie możemy się w jakiś sposób identyfikować. Wszystko brzmi tak prawdopodobnie i prawdziwie, że gdyby ktoś nam powiedział, że są to historie z naszego osiedla, to bezproblemowo byśmy byli skłonni w to uwierzyć. Klasa. A wersy takie jak:
"Karol ukradł z empiku płytę O.S.T.R. "Tabasko",
bo była ekskluzywna i kupić ją było niełatwo,
uciekał tak szybko, że nie widział kto jest ochroniarzem,
wieczorem dowiedział się, że z pracy zwolnili jego tatę..."
zwyczajnie chwytają za gardło i przechodzą do klasyki wykute złotą czcionką.
Jak sami widzicie, jest to płyta niezwykle zaangażowana. Z każdego numeru możemy wynieść kilka gorzkich słów prawdy. Nieważne czy jest to numer braggadocio taki jak "Pokaz skillsów/Prosto w łeb", bezlitośnie punktujący rodzimych wack MCs, czy też pro-społeczny utwór "Ruda Mendo", opowiadający o największej pladze, która obecnie trawi nasz kraj. Także strona techniczna została potraktowana z właściwą Lewemu pieczołowitością, a częste przyspieszenia i zabawa flow sprawiają, że każdy numer zaskakuje nas nawet po kilkukrotnym przesłuchaniu płyty w całości.
Lewy zaliczył progres także jako producent. Jego bity przesiąknięte są głębokim basem i przejmującymi klawiszami. Surowość wyczarowanego przez niego brzmienia przywodzi na myśl mieszankę Madliba z Pete Rockiem, ale uwierzcie mi na słowo - produkcja na "SBWKS" to coś więcej niż bezmyślne naśladownictwo.
Forum Ślizgu, które obecnie jest najbardziej obiektywne i miarodajne, jeżeli chodzi o podziemny rap i twórczość La Coka Nostry, zgodnym chórem woła "klasyk w dniu premiery". Czy rzeczywiście tak jest? Szczerze mówiąc wątpię. Według mnie, podziemną płytą roku ten album raczej nie zostanie, ale zdziwiłbym się gdyby wypadł z podium. Natomiast wierzę, że kolejny - tym razem już legalny - krążek Siwego i Lewego (podobno duetem zainteresował się Step i Aptaun, choć nie wiem na ile w tym prawdy) będzie mierzyć jeszcze wyżej niż na dachy gorzowskich blokowisk, bo do samych gwiazd.
4+/6
Wielu uważa, że duet Siwy/Lewy pojawił się znikąd, a konkretniej mówiąc z facebooka, ale nic bardziej mylnego. Swoją drogą przez tę ignorancję słuchaczy, od razu widać ile osób w rapgrze uważa facebooka za jeden z elementów tej kultury, zapominając o tym, że rap się wziął z klatek schodowych.
Niewielu wie, że to właśnie tam, wiele lat temu, Siwy rzucał swoje pierwsze, klasyczne już wersy takie jak: "Siwy i Lewy, rapowe ziarno, nie plewy", do których zręcznie nawiązał duet WSZ/CNE, a następnie sam Abradab na "Czerwonym Albumie", tworząc tym samym swój największy hit w karierze. Warto pamiętać, że Siwy (wtedy jeszcze młody raper o nieoszlifowanym talencie) znany był jako Szary. Parę miesięcy później musiał jednak zmienić swoją ksywę, podobno wskutek niezbyt chwalebnego czynu jednego z artystów ulicznego nurtu, który - jak relacjonują gorzowskie blokowiska - przywłaszczył sobie pseudonim Szarego, dodając na początku dla niepoznaki błąd ortograficzny.
Nie wolno także zapominać o tym, że i Lewy jest nie tylko doświadczonym producentem (jak na swój młody wiek oczywiście), ale także utytułowanym beatboxerem i zaskakująco dobrym raperem. Tym lepiej, że swojego udziału na "SBWKS" nie ograniczył jedynie do kilku podkładów, robiąc z niego materiał właściwie solowy.
Wszyscy najznamienitsi dziennikarze muzyczni (nie tylko hip-hopowi) są zgodni: mamy do czynienia z przełomem. Chociaż moim zdaniem to stwierdzenie jest nieco pochopne, ponieważ przełom sugeruje coś zupełnie nowego. Tutaj zaś mamy solidny powrót do klasyki i prostego brzmienia polskich chodników. Zgadzam się za to ze stwierdzeniem, że Siwy i Lewy mogą być odpowiedzialni za wywrócenie podziemnego rapu do góry nogami i powrót do łask prawilno-ulicznego hip-hopu.
Niestety wyłamię się także z szeregu zachwyconych recenzentów, przyznających tej pozycji maksymalne oceny. Z kilku powodów. Po pierwsze: kawałków jest tylko pięć, to stanowczo za mało. Na tę samą dolegliwość cierpiała przecież ostatnia EP-ka Jimsona. A mając do czynienia z tak świetnym materiałem chciałoby się więcej i więcej. Po drugie: przykro mi to stwierdzić, ale zwyczajnie słychać ograniczenia sprzętowe w kawałkach chłopaków. Ja wiem, że to jest podziemie, i że liczy się przede wszystkim przekaz, no ale niestety... słaby sprzęt i jakość nagrań zwyczajnie ograniczają ogromny potencjał obu panów, a szkoda.
Z drugiej strony album ten docenić zdecydowanie należy. Ugina się pod ciężarem niebanalnych prawd i pozytywnych emocji, które z pewnością pomogą biednym chłopakom z bloków wyrwać się z matni. Na szczególną uwagę zasługuje numer "Wszystko do nas wraca", który jest rzecz jasna follow-upem do utworu BOK o tym samym tytule. I choć wiem, że teraz ściągnę na siebie gniew fanów Bisza, to muszę to napisać - wersja Lewego jest lepsza niż doskonały oryginał. Przede wszystkim urzeka bliskością tematów umiejętnie dobranych przez Lewego. Nie znajdziecie tutaj historii przesadnie wydumanych, z którymi nie możemy się w jakiś sposób identyfikować. Wszystko brzmi tak prawdopodobnie i prawdziwie, że gdyby ktoś nam powiedział, że są to historie z naszego osiedla, to bezproblemowo byśmy byli skłonni w to uwierzyć. Klasa. A wersy takie jak:
"Karol ukradł z empiku płytę O.S.T.R. "Tabasko",
bo była ekskluzywna i kupić ją było niełatwo,
uciekał tak szybko, że nie widział kto jest ochroniarzem,
wieczorem dowiedział się, że z pracy zwolnili jego tatę..."
zwyczajnie chwytają za gardło i przechodzą do klasyki wykute złotą czcionką.
Jak sami widzicie, jest to płyta niezwykle zaangażowana. Z każdego numeru możemy wynieść kilka gorzkich słów prawdy. Nieważne czy jest to numer braggadocio taki jak "Pokaz skillsów/Prosto w łeb", bezlitośnie punktujący rodzimych wack MCs, czy też pro-społeczny utwór "Ruda Mendo", opowiadający o największej pladze, która obecnie trawi nasz kraj. Także strona techniczna została potraktowana z właściwą Lewemu pieczołowitością, a częste przyspieszenia i zabawa flow sprawiają, że każdy numer zaskakuje nas nawet po kilkukrotnym przesłuchaniu płyty w całości.
Lewy zaliczył progres także jako producent. Jego bity przesiąknięte są głębokim basem i przejmującymi klawiszami. Surowość wyczarowanego przez niego brzmienia przywodzi na myśl mieszankę Madliba z Pete Rockiem, ale uwierzcie mi na słowo - produkcja na "SBWKS" to coś więcej niż bezmyślne naśladownictwo.
Forum Ślizgu, które obecnie jest najbardziej obiektywne i miarodajne, jeżeli chodzi o podziemny rap i twórczość La Coka Nostry, zgodnym chórem woła "klasyk w dniu premiery". Czy rzeczywiście tak jest? Szczerze mówiąc wątpię. Według mnie, podziemną płytą roku ten album raczej nie zostanie, ale zdziwiłbym się gdyby wypadł z podium. Natomiast wierzę, że kolejny - tym razem już legalny - krążek Siwego i Lewego (podobno duetem zainteresował się Step i Aptaun, choć nie wiem na ile w tym prawdy) będzie mierzyć jeszcze wyżej niż na dachy gorzowskich blokowisk, bo do samych gwiazd.
4+/6
Strony