Mając
na uwadze, że owa recenzja opisuje książkę napisaną 55 lat temu,
starałem się patrzeć na nią okiem młodego człowieka.
Jednak całkowite
odwrócenie się od charakteru tamtych czasów spowodowałoby
zminimalizowanie krytyki, nie zrozumienie artystów, ich poglądów i
odczuć. Miałoby to niebagatelny wpływ na wrażenia po przeczytaniu
książki oraz wizerunek niniejszej recenzji.
Dobiegła
końca pierwsza dekada drugiego tysiąclecia i doprawdy, w polskim
segmencie wydawniczym traktującym o muzyce, książka o jazzie to
prawdziwa rzadkość i na próżno jej szukać na sklepowych półkach. Konstanty Regamey już przed wojną pisał o muzyce synkopowanej, zaś
Leopold Tyrmand stworzył pierwsze powojenne dzieło o tej tematyce,
głęboko wyczerpujące oraz objaśniające pochodzenie muzyki z Nowego
Orleanu. Istnieją także muzykologiczne dywagacje Trzaskowskiego i
Schaeffera. Jednak wszystkie wyżej wymienione prace są pozbawione
jednego, podstawowego elementu - nie odkrywają przed słuchaczem tajemnic
polskiego jazzu. Obywatel Jazz z tej racji jest książką
wyjątkową. To pierwsza książka polskiego autora, która opisuje rodzimą
scenę tej muzyki. Z perspektywy czasu jaki minął, posiada ona wartość
samą w sobie.
Autor
- Jerzy Radliński - nie ukrywając własnej fascynacji jazzem, oraz
szerokiej wiedzy na jego temat jak i samych polskich twórców, wnikliwie
wprowadza czytelnika do każdego z 26 rozdziałów. Każdy z nich (prócz
jednego) jest archiwalnym zapisem rozmowy autora z zaproszonym przez
siebie gościem. Język rozmów nie jest fachowy w sensie muzycznym, ale z
pewnością został ukształtowany przez setki książek, przesłuchanych płyt i
odbytych rozmów ze znawcami tematu. Fakt ten podnosi wartość książki. Nie jest ona jedynie spisem rozmów z artystami, gdyż rozmowom tym brak
sztywnej formy, jest raczej jak dyskusja dwojga znawców - aczkolwiek nie
za każdym razem pasjonatów. Wybór artystów został tak zaplanowany, by
nie zabrakło różnych wspomnień, komentarzy - także tych krytycznych. Lecz choćby rozmówcy byli najbardziej obeznani w temacie, to na
kilkanaście dyskusji musi znaleźć się kilka nużących, merytorycznie
zmierzających w złym kierunku, z których czytelnik nie wiele zrozumie, a
co dopiero poszerzy swoją wiedzę.
Czytając
książkę, przeniesiemy się do dawnych czasów, do początków ruchu
jazzowego w Polsce. Do prekursorskich klubów, bez których - jak mawiał
K. Komeda - nie ma prawa bytu istnieć rasowy jazz. Interesujące jest
również to, w jaki sposób legendy polskiego jazzu (Komeda,
Matuszkiewicz, etc..) przedstawiają swoją muzyczną edukację. Od
przedszkola, jakim często był rodzinny dom, poprzez podstawówkę w
krakowskich klubach oraz zdany egzamin dojrzałości na deskach
zagranicznych scen muzycznych. Książka odkrywa wiele ciekawostek mi.in. -
jakie znaczenie w muzycznej edukacji Zbigniewa Namysłowskiego odegrała
jego babcia, pani Żeromska oraz dlaczego w środowisku jazzowym urosła do
postaci legendy. Autor nie poprzestał na muzykach, postawił sobie jedno
znaczące pytanie - jakie implikacje potrafią złączyć jazz z filmem,
poezją a nawet sportem? Przed odpowiedzią nie uchronił się między innymi
poeta, autor kilku prac o genezie jazzowej, osoba, której miłość do tej
muzyki przekroczyła wszelkie granice "fobii" - tej w znaczeniu
pozytywnym rzecz jasna. Chciał on zostać drummerem, a stał się poetą.
Rzucił boks, bo siła fizyczna to pozór siły, ważniejsze są mocne nerwy -
chociaż zainteresowanemu ich zabrakło i odpokutował to w więzieniu.
Każdy
z rozdziałów posiada swój własny i adekwatny do charakteru artysty
kształt. Raz J. Radliński korzysta z metafor, by już za kilka stron
zaskoczyć czytelnika innymi, zupełnie wyszukanymi konstrukcjami, tak
jak w przypadku wywiadu z "Braćmi Rojek" - kim oni są, tajemnicy nie
zdradzę. Każdy
z artystów wypowiada wiele bardzo dojrzałych i autorskich przemyśleń, z
których jednak, jak myślę, ta jest najdosadniejsza: "Do jazzu powinno
się odnosić z gorącym sercem, lecz bez sekciarskiego fanatyzmu (.) żeby
słuchacz nie sugerował się tym, co piszą krytycy, tylko wierzył własnym
uszom" - święte słowa panie Marianie. Najważniejszym atutem Obywatela Jazz jest bogactwo archiwalnych informacji, które jedynie mogą nam
zaserwować stare wydania Magazynu Jazz. Jest to pozycja obowiązkowa dla
każdego fana jazzu, jak i osoby pragnącej poszerzyć swoją wiedzę na
temat historii powstania ruchu jazzowego w Polsce. Fakty te sprawiają,
że większość rozdziałów czyta się w mgnieniu oka.
Kwestia zasadnicza, podsumowanie, puenta kończąca obojętnie jakie dzieło - tytuł. Gdy po raz pierwszy ujrzałem tytuł książki - Obywatel Jazz - zafrapowało mnie to, co ta pozycja może kryć. A kryje wiele,
informacje w niej zawarte są na wagę złota dla każdego jazzowego
"poszukiwacza", jednak zabrakło mi w niej (pomimo rozmowy z twórcą
Melomanów) informacji o szalenie ciekawych czasach "katakumbowych".
Zaproszonych artystów jest wielu: muzyków, dyrygentów, pisarzy,
sportowców, czy aktorów, jednak pominięto w tym gronie jedną niezwykłą
postać, mianowicie Zbigniewa Seiferta.
Mimo
wyczerpanego nakładu i braku nowych wydań warto odszukać tę książkę w
antykwariacie, bo jak pisał Stanisław Kisielewski: "Polskiego jazzu
takiego jak wtedy już nie ma, jest za to niniejsza książka o nim".
"Obywatel Jazz", Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Warszawa 1967, Jerzy Radliński