Od kiedy usłyszałem od Mateusza, że na wiosnę szykuje się prawdziwa koncertowa bomba, w mojej głowie przewijało się wiele ksyw. Po ukazaniu się albumu 1982 wpadłem przez przypadek na wywiad z Termem i Statikiem, a tam na wzmiankę o europejskiej trasie na przełomie lutego i marca 2011...
Już wszystko było jasne. Odliczanie dni do 18 lutego stało się moją codzienną rozrywką.Słyszałem różne głosy, że Termanology nie jest dobry koncertowo, że płyta ze Statikiem jest słaba, że będzie mało widzów... Na szczęście wszystkie te malkontenckie uwagi okazały się nie w pełni prawdziwe.
Ci, którzy zamulili/zostali powstrzymani przed przyjściem na koncert, niech posmakują tego, co przeżyły Dzieci Szczęścia tej śnieżnej nocy we Freshu. A szczęściarze niech przypomną sobie ten koncert i niech dopowiedzą to, o czym zapomniałem.
O 22 wszystkie miejsca siedzące w klubie były już okupowane przez młodszych i starszych fanów rapu z Bostonu. Wśród setek młodzieży z całej Polski można było zauważyć także weteranów polskiej rap sceny, mało jednak było przedstawicielek płci pięknej, choć parę zatwardziałych fanek Terma i Reksa także się znalazło. Z lekkim poślizgiem, przed 23 na scenę wyszli zabiegani Daniel i Mateusz. Na początek zapowiedzieli niespodziankę, kalifornijski raper
BluEyesOne wskoczył na scenę i dał przedsmak tego, co będziemy mogli usłyszeć na jego nadchodzącym albumie pt. "The Shakedown".
Świetna okazja dla niego na zaprezentowanie się polskiej publiczności, wykorzystana w 100 %. Jego żywa nawijka na tłustych bitach w najlepszym westcoastowym stylu niesamowicie rozgrzała widzów, mimo że słyszeli Niebieskookiego po raz pierwszy.
Do tej głodnej rapu publiki wyszedł w końcu polski Term, czyli Te-Tris.
W przeglądzie swojej twórczości "zapomniał" tylko o kawałkach ze "Stick2mynameright", zapewne uznając, że bitów Statika usłyszymy dziś wystarczająco dużo. Nie mniej wielu jego fanów było niepocieszonych, że nie usłyszeli kilku jego najlepszych numerów, które właśnie na tej płycie się znajdują, prócz "Stój, patrz i słuchaj" a cappella.
Tak samo zawiedli się ci, którzy liczyli na współpracę Te-Tris-Term i jakiś wspólny kawałek na żywo. Szczerze wątpię, żeby było to wynikiem braku chęci po stronie polskiego rapera. Fan base Te-Trisa nie mógł być jednak niezadowolony słysząc "Bez wazeliny" czy "Dziecko szczęścia" od charyzmatycznego rapera wspieranego przez Pogza.
Niestety musieliśmy trochę poczekać po tym koncercie. Po jednym piwie i krótkim freestylowym jamiku, gdzie oprócz Polaków znów świetnie zaprezentował się podopieczny Clintona Place'a z Cali, show zamieniło się w ShowOff. Na scenę wyszedł Reks (który gdzieś zgubił brodę), a za deckami znalazł się DJ DeadEye. Większość to były starsze kawałki z "Grey Hairs", jednak pokazał też co potrafi nawijając te najnowsze.
Zwłaszcza wykonanie bez najmniejszego błędu kozackiej "25. Godziny" sprawiło na wielu z nas piorunujące wrażenie. I nie będę oryginalny - dodaj do tak pozytywnego i energetycznego rapera jak Reks tą naszą legendarną, najlepszą na świecie polską publiczność, a otrzymujesz niezapomniane wrażenia.
Oprócz nich po tym koncercie pozostaje również głód na "R.E.K.S." i kolejne takie imprezy.Ale zaraz zaraz, to jeszcze nie koniec! Został jeszcze przecież clou całego wieczoru, występ 1982. Cały czas Terma i Statika wspierał Reks oraz DeadEye, czyli na scenie była obecna prawie kompletna ekipa z bostońskiego labelu.
Usłyszeliśmy ich największe hity, głównie te singlowe kawałki ze wspólnej płyty a także parę z czasów ich wcześniejszej współpracy. Cały czas las rąk bujających się w górze, uśmiechnięte mordy polskich fanów i amerykańskich raperów będących pod wrażeniem atmosfery. So Amazing. U nas Alkopoligamia podaje swoją ulubioną rudą ludziom w pierwszych rzędach. Term jednak woli droższe alkohole, dlatego polał nam Jacka Danielsa.
Hennessy zachował dla siebie. Tego we Freshu jeszcze nie widziałem, żeby wykonawcy po koncercie wyszli do publiczności, zamiast chować się na backstage.
Można było wychylić kielona ze Statikiem, pogadać o wszystkim i o niczym z Reksem, kupić winyl z dedykacją od Terma. Wszystko przy muzyce wyselekcjonowanej przez Statika i DJ-a Torta. Wielu robiło sobie zdjęcia z artystami, niektórzy nie mogli się nadziwić, jak niscy są chłopaki z 1982, a mimo to laski się do nich lepią. Niski wzrost nadrabiają jednak swoim "swagger" (żeby nie powiedzieć zbytnią pewnością siebie), a czarny reprezentant ShowOff okazał się dużo bardziej wyluzowany.
Być może ta spinka u Termanology'ego powoduje, że to koncert Reksa zapamiętałem jako zdecydowanie lepsze show. Na koniec trzeba jeszcze podziękować wszystkim tym, którzy umożliwili realizację tego Big Dream wielu polskich słuchaczy,
zwłaszcza niezmordowanym ogarniaczom w osobach Daniela i Mateusza. A ja osobiście dziękuję Marcinowi za to, że miał aparat oraz wszystkim moim kumplom i znajomym za świetną wspólną zabawę póki nas ochrona nie usunęła z powodu zamknięcia klubu.
Czekam niecierpliwie na kolejne imprezy Popkillera!