Zamieszania było z tym albumem co nie miara. Pierwotnie pieczę nad nim miał trzymać Lord Finesse, biorąc do pomocy DJ-a Premiera. Jednak po śmierci matki L'a Ness stwierdził, że wydanie albumu jest niemożliwe, bo kasa musiałaby pójść do ojca Lamonta, który nigdy nie interesował się swoim synem.
Teraz jednak "Return Of The Devils Son" wreszcie trafiło do fanów. Bez wkładu Finesse'a (nam napisał, że to nieoficjalne wydawnictwo), jednak z "autoryzacją" rodziny. Ciężko się w tym połapać, a jak brzmi sam materiał?
Myślę, że warstwy rapowej nie ma co omawiać. Big L to MC bez wad i już. Dla mnie osobiście najlepszy raper w historii. Kipiący charyzmą, dysponujący ciętym charakterystycznym wokalem, który odnajdował się dobrze na każdym bicie. Piszący teksty, mocne, ciężkie, życiowe, a zarazem świetnie poskładane (to L wypromował podwójne rymy) i przeładowane morderczymi punchline'ami, które wypluwał z siebie jak karabin. If rap is a game he was MVP.
Jak za to prezentuje się reszta i całokształt? Materiał przypomina w tej kwestii mixtape czy bootleg - niepublikowane numery, wolne style, remixy, które mogliśmy słyszeć gdzieś wcześniej na nieoficjalnych wydawnictwach. Brudne undergroundowe brzmienie dopełnia obrazu. Dobrze usłyszeć oficjalnie takie jointy jak niesamowite "Once Again", dobrze też zajrzeć do wyciągniętych z szuflady tracków L'a, w takim stanie, w jakim je tam zostawił. Bez żadnych przeróbek, nie pasujących bitów czy dziwacznych gości.
Jednak pozostaje niedosyt. Jeśli "Return Of The Devils Son" traktować jako kompilację niepublikowanych numerów to możemy cieszyć się, że nasza kolekcja stanie się pełniejsza i bardziej uporządkowana i możemy ocenić je na 5. Jeśli uznawać to za trzeci oficjalny album L'a to brakuje tu ręki ogarniętego gościa czuwającego nad całością, brakuje dopieszczonego brzmienia, specjalnie zrobionych bitów od dobrych znajomych z ekipy - tego, co miało być na płycie, gdy chciał ogarniać ją Lord Finesse z pomocą DJ-a Premiera. Wyjaśnienia Nessa w naszym wywiadzie sprawiają, że ciężko mieć do niego jakiekolwiek pretensje. Co nie zmienia faktu - traktując jako trzeci oficjalny album, więcej niż 4 nie można mu wystawić. Big L rest in peace.