Już dzisiaj (06.01) w Katowicach Szpaku zagra swój jedyny solowy koncert w tym roku, a następnie uda się na muzyczną przerwę. Chwilę przed tym...
Hip Hop Kemp 2010 - relacja!
kategorie: Festiwale, Hip-Hop/Rap, Relacje, Hip Hop Kemp
dodano: 2010-08-25 20:00
przez: Daniel Wardziński
(komentarze: 56) Dwa lata temu nie starczyło mi kwitu. Rok temu odwaliłem numer, źle sprawdzając datę festiwalu i w efekcie ustalając dwa wyjazdy na jeden termin. W tym roku udało mi się wreszcie pofatygować swoje leniwe dupsko do Hradec Kralove i zobaczyć na własne oczy w czym tkwi fenomen zjawiska zwanego Hip Hop Kemp. Zjawisko... Tak, to bardzo dobre słowo, żeby opisać festiwal naszych południowych sąsiadów. I nasz.
Pozornie wydawałoby się, że to odbywająca się regularnie koncentracja najlepszych rapowych koncertów w regionie... Przepraszam tych, którym to co piszę wydaje się oczywiste od lat, ale przekonałem się o tym dopiero teraz... To nie koncerty stanowią o sile tego wydarzenia.
O jego sile stanowią ludzie, którzy tam przyjeżdżają. Niektórzy twierdzą, że Kemp z roku na rok jest coraz gorszy, czego jako rookie nie mogę ocenić. Wiem, że przez pięć dób widziałem na własne oczy jak wyglądałoby państwo w którym żyliby tylko ludzie kochający hip hop. Rapowy Jarocin? Być może. Można dostrzec bardzo wiele analogii, ale ja wierzę, że w tym wypadku nie uda się sprzedać tego tak łatwo jak w przypadku Festiwalu Muzyki Rockowej. To na pewno zjawisko na skalę europejską, które w sposób bardzo wyraźny wpływa na muzykę miast w których żyjemy. Na Kempie nawiązują się znajomości, na Kempie odnawia się straconą zajawkę na rap, na Kempie odbywają się zajebiste koncerty i eventy...
Odwieczne pytanie "kto zagrał najlepiej?", dla mnie (i chyba nie tylko dla mnie) jest dość oczywiste. Chali 2Na wraz ze swoim młodszym bratem, którego ksywy nie pamiętam i House Of Vibes zmiażdzyli mój mózg. Nie spodziewałem się, ale to naprawdę było coś. Fashawn i Foreign Beggars byli powiewem świeżości w troszkę skostniałym towarzystwie i udowodnili, że zasługują na szczególną uwagę. Freeway i Jake One dali pokaz tego, że pomimo "przejścia na underground" wciąż mają mainstreamową mentalność, która dodała ich koncertowi mocy, przy okazji czyniąc go jedną z najfajniejszych bibek na festiwalu. Sage Francis i Necro mają ciężką jazdę, która do wszystkich (w tym do mnie) nie trafia w stu procentach, ale potrafią grać dobre koncerty. Boot Camp Click... Sam fakt, że mogłem zobaczyć ich na żywo jest dla mnie wielką zajawą, choć sceniczna forma Seana Price'a niestety rozczarowała. Największym rozczarowaniem był dla mnie jednak...Kweli. Nienapr Reflection Eternal, bo Hi-Tek pokazał, że nie będzie kolejnym pro producentem stojącym w cieniu. Jego ziomek natomiast skupiał się głównie na komentowaniu tego czy mikrofony nie są zbyt głośno/zbyt cicho, a światło gaśnie w dobrym momencie. W skrócie... Gwiazdorzył nie potwierdzając tego przy okazji umiejętnościami scenicznymi. Kwa na pewno jest kotem na płytach, na koncertach sprawdza się znacznie słabiej.
Polacy? Dali popis. Zdecydowanie. Zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie publiki. Kiedy zobaczyłem ten tłum, który zgromadził się na Małpie, pomyślałem sobie "piękna sprawa". Jego koncert był pełna profeską, a odbiór był wystarczającą legitymacją dla tezy, że jego długi wobec undergroundu są już spłacone. Ostry może zmęczył już niektórych swoimi koncertami, bo jak wiadomo gra ich setki, ale mnie osobiście zauroczył nieprawdopodobnymi umiejętnościami... Kiedy na scenie przy O.S.T.R'ze grającym na klawiszach pojawił się niejaki Joe Kickass większość szczęk poszła w dół. To naprawdę było mocne, podobnie jak kozackie collabo z Zorakiem. Brawo. Na wielki props zasłużyli też Małolat z Pezetem, którzy oprócz tego, że byli w bardzo dobrych humorach o czym przekonacie się z naszego wywiadu, to jeszcze grali tak jakby walczyli o życie. I porwali publikę, nawet pomimo tego, że była trochę sceptyczna dla ich nowych dokonań. Moim zdaniem niesłusznie, bo premierowe numery naprawdę brzmiały ciekawie. Niepotrzebne było tylko nadmierne zdzieranie gardeł, które bardziej zakłócało odbiór niż go wspomagało. Bardzo dobrze zagrała też zmelanżowana HI FI Banda, która powoli buduje swój fanbase, a ten rośnie do imponujących rozmiarów. Słusznie zresztą. Grubson? Niestety się nie załapałem (podobnie jak na Mastę i Edo G... my bad), ale to jak ludzie opisywali tłum w hangarze dowodzi, że takich artystów trzeba brać na główną scenę.
Co urzekło mnie jednak najbardziej, a o czym już wspominałem, to ludzie. W budce z hot dogami mogłeś usłyszeć pierwszy album Cypressów. Próbując zasnąć nie musiałeś wrzucać słuchawek, bo czasami można było wyłapać kozackie perełki puszczane dwa namioty dalej. Poznając ludzi na kempingu mogłeś uciąć sobie z nimi pogawędkę o muzyce, którą kochasz. Nie musiałeś bać się służb mundurowych i kitrać na hasło, w ogóle nie musiałeś bać się niczego... Byłeś u siebie. Idąc nad jezioro mogłeś spotkać czołowe postaci polskiego rapu, pogadać z nimi jak z dobrymi ziomami i spalić lolka. Tam każdy był jak Twój dobry ziomek. Jeden z ludzi z naszej ekipy przez dłuższą chwilę siedział na backstage'u i palił z Fashawnem (piona!)... Ogarniacie? "To jest Hip Hop Kemp, tutaj nie ma rzeczywistości" - powiedział mi jeden z legendarnych kempowiczów (pozdrawiam mordo!), drugi dodał, że jak zapytają go jak było, będzie opowiadał "i tak nie zrozumiesz" (Ciebie też!). Tam trzeba być. I choć wszystko wskazuje na to, że za rok znów mi się nie uda, to jestem pewien, że tam wrócę. Nie jest to tania rozrywka, ale kto będzie kalkulował, kiedy przez 4 dni może znajdować się w raju? Cytując Radka Miszczaka, który pojawił się na scenie w trakcie koncertu Małpy "podziękujmy naszym liberalnym sąsiadom". Dali nam coś, czego nie da się zapomnieć. I piszcie co chcecie, w tym wypadku, patos jest jak najbardziej na miejscu. Kemp naprawdę rządzi!
PS: Pozdrawiam wszystkie mordy, które stworzyły klimat tego miejsca! Za długo, żeby wymieniać znajomych. Jeśli tam byłeś i akurat nie byłeś tym debilem, który malował swastyki na namiotach Niemców, czuj się pozdrowiony! One love!
Strony