Tech N9ne i Krizz Kaliko w Warszawie - relacja
Kiedy we wrześniu DJ Steez zadzwonił do mnie z pytaniem czy warto wejść w warszawski koncert Tech N9ne'a, bo nie jest pewien frekwencji, m.in. z uwagi na poniedziałkowy termin to odpowiedziałem krótko "Wow, róbmy to koniecznie, Tech to pewniak". Nawet ja jako wielki fan twórczości Tecca Niny nie spodziewałem się jednak, że odzew będzie aż tak duży. Tłumy dosłownie z całej Polski (patrząc po hałasie więcej przyjezdnych niż osób ze Stolicy), ubrane w "barwy" Strange Music czy Psychopathic. Reprezentacja Juggalos, zwracająca uwagę wymalowanymi twarzami. Rozpoznawalne postacie rodzimej sceny, zdecydowanie wskazujące Techa jako jednego z największych idoli i inspiracji - żeby wspomnieć tylko GrubSona i Bosskiego Romana (obu zresztą złapaliśmy na krótkie wywiady).
Gdy przed 20:00 podjechaliśmy pod klub w oczy rzuciły się wielkie kolejki przed wejściem. W Warszawie? O tej godzinie? W poniedziałek? Naajs. Musiało zwiastować to późniejszy ogień i tak rzeczywiście było. Od spotkanych pod 55 usłyszeć można było o tym, że Tech i nieodłączny kompan Krizz Kaliko byli tu już koło 19:00, gdy chętnie pozowali do zdjęć i podpisywali płyty - wszystko tuż po specjalnym spotkaniu z fanami z cyklu meet & greet. Jednak czas na nas i trzeba było dostać się do środka a niedługo potem ruszać z całą imprezą.
Jako jedyny support wystąpiła jedna z największych na obecny moment gwiazd polskiej sceny, GrubSon, który jak się okazało jest ogromnym fanem Tech N9ne'a (jak sam wspomniał - od numeru "The Anthem" z 1999 roku) i uważa szefa Strange za prawdopodobnie najlepszego technicznie MC świata. Swoją drogą sam fakt, że artysta z Rybnika sam odezwał się do nas z pytaniem czy mógłby zagrać support przed swoim idolem, dodatkowo zajarany, że akurat ma wolny termin dobrze pokazuje, jak duża zajawka i wyczekiwanie na ten show miało miejsce wśród rodzimych słuchaczy. Dlatego też mimo zarzutów części osób GrubSon do roli "otwierającego wieczór" pasował idealnie a specjalnie przygotowany set pod znakiem "Dzisiaj nie będzie Naprawimy to - dzisiaj będzie ruffneck" i ze wsparciem 3ody Kru odpowiednio rozgrzał zebranych przed gwiazdą wieczoru.
W końcu wjechała i dwójka z Kansas City. Wyraźnie ponad godzinny występ, przepełniony najmocniejszymi momentami z przebogatej dyskografii. Były i ostatnie hity ("Am I A Psycho") i trochę starsze ("Like Yeah") i klasyki ("Imma Tell"). Sporo z nich zagranych w skróconej, czasem i do refrenu wersji - z jednej strony przy takim "Imma Tell" czy "Everybody Move" dało to spory niedosyt, bo pewnie każdy ciekawy był jak Tech poleciałby to live, a z drugiej strony umożliwiło to "odhaczenie" większej ilości numerów. Wszystko przy intensywnej i głośnej reakcji publiki, znającej repertuar od deski do deski. Szczerze to rzadko kiedy widzi się na polskich koncertach aż tak zaangażowaną widownię, ale spodziewałem się tego choćby z jednego powodu - podczas gdy fani eastcoastu rozpieszczani są sporą ilością występów swoich idoli, to sympatycy midwestu do tej pory (poza mainstreamowym Twistą) nie mieli chyba żadnej okazji do zobaczenia reprezentanta tych rejonów i klimatów (podobnie jak "niedopieszczeni" mogą czuć się westcoastowcy i southowcy). A skoro na "pierwszy ogień" idzie Król Ciemności, twórca imperium Strange Music, wulkan energii i liryczny machine gun to nie dziwi, że mobilizacja była ogromna. Gorąco było więc i na scenie i pod nią, a nawet na schodach pod wejściem do klubu, bo wnętrza 55 wypchane były praktycznie po brzegi. Zarzuty, które się pojawiały dotyczyły chyba jedynie zbyt niskiej sceny, przez którą nie w całym klubie widać było występującą dwójkę - i tutaj jako wspierający organizatorów mogę przeprosić i zgodzić się, gwarantując zarazem, że wszystko wynikło z przyczyn losowych, choć całe szczęście, że tym razem nieplanowane problemy dotyczyły jedynie dodatkowych podestów a nie przybycia gwiazdy wieczoru, co w ostatnich miesiącach w Polsce zdarzało się zbyt często.
Słowem podsumowania - zainteresowanie koncertem Techa przeszło oczekiwania i nasze i klubu 55, co stanowi dobrą wróżbę na przyszłość i zachęca do kierowania się "nosem" przy organizacji nieoczywistych eventów z udziałem MC z mniej "oswojonych" klimatów czy rejonów. A może i Tecca Ninę uda się sprowadzić kolejny raz, dla odmiany w weekend? Na razie wiem jedno - w najbliższych miesiącach rodzimi fani rapu na brak koncertowych wrażeń narzekać nie będą mogli. I oby tendencję udało się utrzymać. Woop!
foto: BardzoZnaneImprezy, cała fotorelacja tutaj
PS. Tym razem niestety nie udało nam się nakręcić tej dwójki na wywiad, bo po koncercie spieszyli się w dalszą trasę. Jednak warto z tej okazji przypomnieć sobie jedyny wciąż polski wywiad, który przeprowadziliśmy w 2010 roku na Splashu, będący jedną z obszerniejszych zagranicznych videorozmów, które u nas zobaczyliście. O czym rozmawialiśmy? Cytując: "O wrażeniach z koncertu i z całej europejskiej trasy. O uczuciach, gdy dowiedział się o przekroczeniu granicy miliona sprzedanych płyt po "Killerze". O zmianie podejścia mediów i o tym, co wciąż w nim szwankuje ("Industry still punks"). O pracoholizmie i wydawaniu ponad jednej płyty rocznie. O tym, czego możemy spodziewać się po rockowym projekcie Techa i Krizza - Kabosh.
O sekrecie muzycznej długowieczności - Tech ma 38 lat i jest na szczycie, a jak zapewne pamiętacie Game nawinął w "One Blood": "You 38 and you still rappin? Ughh". O polskiej wódce. O oczekiwanej płycie The Regime. O tym, jakie znaczenie miał udział w "The Anthem". O vitiligo oraz o nagrywaniu albumów mrocznych jak "K.O.D." czy lekkich jak "Celcius". I wreszcie o majorsach."