Knaps/Kazet "No Name LifeStyle" - recenzja
Zapytałem w weekend Hermana z Superlativez o krótkie podsumowanie ich tegorocznej działalności. Stwierdził - "to był dobry rok, ale mógł być lepszy". Po pierwsze, świetne jest występujące w labelu poczucie wydawniczego niedosytu, co niewątpliwie poskutkuje pojawieniem się mocniejszych płytowych strzałów w przyszłym roku. A ma być przynajmniej jedna prawdziwa bomba muzyczna, tak nawiasem mówiąc. A wracając do meritum tekstu - jeżeli tęskniliście za chamskim, bezkompromisowym, charyzmatycznym i uderzającym z całej siły między oczy rapem, dobrze trafiliście. Knaps, na bitach Kazeta, dostarczył solidną porcję linijek, porównań i brudu, którego z dawna nie słyszałem w podziemiu. Ba, nawet i w głównym nurcie, zdominowanym ostatnimi czasy przez cukierkowych raperów bez ikry i polotu na mikrofonie.
Już nawet w otwierającym krążek "Emocjonalnym Niedorozwoju" gospodarz nie czeka na rozwinięcie się bitu Kazeta, tylko wjeżdża z buta z pierwszymi mocnymi wersami w stylu Siema, widać to nie raz co jest śmieszne najbardziej. Nie trzeba kopać mi grobu, bo zdechnę w undergroundzie. A tak naprawdę można było przepisać całą zwrotkę, gdzie nawarstwianie rymów i porównań sięga naprawdę wysoko. Nie są to od czapy wypluwane słowa, a posiadające moc dźwiękowego spustoszenia wydobywającego się z głośników. A po kolei dostaje się wszystkim, począwszy od raperów liczących kciuki w górę na Facebooku, przez piętnowanie kilku innych związanych ze sceną rapową przywar, kończąc na obserwacjach otaczającej rzeczywistości. Gospodarz faktycznie serwuje niesamowity przelot tematyczny, nie tracąc przy tym ani na chwilę na swojej autentyczności. Co więcej, z każdą upływającą sekundą utwierdza słuchacza w przekonaniu, że racja w poruszanych sprawach leży po jego stronie, a inni w kabinach nagraniowych tylko pieprzą głupoty. I wiecie co? Ja taki rap kupuję i takiego rapu lubię słuchać.
Słowo o Kazecie, bo bez niego słowa Knapsa nie wybrzmiewałyby tak dosadnie. Pocięte sample, brudne i połamane perkusje charakteryzują niemalże cały materiał, a nutka nowocześniejszych również pojawi się tu i ówdzie. Podkłady są proste, ale czy jest to ich wada? W żadnym wypadku. Mają one bowiem za zadanie nieść Knapsa i jego wokal tak, by bujaniu karkiem nie było końca. Tak mam chociażby "Statusie" i "Wiem To". Cieszy mnie również dźwięk gramofonu od zaproszonych DJ-i - DJ Simple i DJ Nambeara - o poziom cutów i skreczy nie musimy się obawiać. Szczególną robotę robią w trackach "Jako Słuchacz" i "Kiepskiej Partii".
Mam ogromną nadzieję, że Knaps nie wystrzelał całego magazynku charyzmatycznych, przesiąkniętych brudem i chamstwem wersów i zostawił ich jeszcze na przynajmniej kilka równie mocnych projektów, jak "No Name LifeStyle" albo i lepszych. Ma ten chłopak patent na żonglowanie ostrymi porównaniami, nie zostawiając suchej nitki na nikim i niczym. I przy tym nie zalatuje tanim buractwem, a wprost przeciwnie - autentycznością. Podobną styl, może nieco krzykliwy, miał na "Demo EP" Świnia, mimo że nieco uspokoił się. Osobiście nie chciałbym, by Knaps podążył tą samą drogą. Niech zostanie chamem na trackach, takich młodych gniewnych scena potrzebuje.