Death Grips "Bottomless Pit" - recenzja

recenzja
dodano: 2016-09-08 15:00 przez: Jędrzej Pawłowski (komentarze: 3)

O twórczości Death Grips można mówić różne rzeczy, ale na pewno nie to, że powoduje u słuchacza uczucie znudzenia lub obojętności. Każda ich płyta - od mixtape'u "Exmilitary" po zeszłoroczne "The Powers That B" - pokazywała ten zespół z innej strony i sprawiała, że w zasadzie niemożliwe jest ich zaszufladkowanie. Oprócz wyraźnych śladów eksperymentalnego hip-hopu w brzmieniu grupy z Sacramento znajdziemy również elementy muzyki industrialnej, noise'u, elektro-punka, czy glitchowej elektroniki. Do tego trzeba jeszcze dodać wokal MC Ride'a, który w większości numerów brzmi niczym nafetowany pacjent szpitala psychiatrycznego.

Moja przygoda z muzyką DG zaczęła się od wydanego w 2012 roku "The Money Store", czyli ich oficjalnego debiutu, który zdobył duże uznanie krytyków i do tej pory jest uznawane za najlepsze wydawnictwo zespołu. Mimo że pierwsze kontakty z tym albumem nie należały do łatwych, to jednak każdy kolejny odsłuch odsłaniał przede mną nowe aspekty ich muzyki sprawiając, że trio mocno zyskało w moich oczach. Na ich piątej płycie pt. "Bottomless Pit" MC Ride, Zach Hill i Andy Morin wracają w dużej mierze do brzmienia znanego z "The Money Store", tworząc chyba najbardziej bezpośredni, spójny i hip-hopowy materiał od czasu swojego debiutu.

Co prawda początek albumu nie zapowiada takiego obrotu spraw. Otwierające płytę "Giving Bad People Good Ideas" zaczyna się od nietypowego dla DG kobiecego wokalu (autorstwa Clementine Creevy z Cherry Glazerr), aby w kilka następnych sekundach zmienić się w totalną hardcore'ową petardę, której poziom agresji i hałasu jest dla mnie trochę zbyt ciężki do przetrawienia. Następnie mamy singlowe "Hot Head" oparte na świetnych zmianach tempa i kontraście między chaosem, a porządkiem i spójnością.

Od tego momentu "Bottomless Pit" staje się przystępniejsze, a kolejne numery udowadniają, że Death Grips brzmią najlepiej kiedy ujarzmiają swoje dzikie zapędy i ograniczają liczbę używanych środków. Najlepiej o tym świadczą utwory "Spikes" oraz "Warping", które są bardziej minimalistyczne i uporządkowane, dzięki czemu stają się przyjemniejsze w odsłuchu. W ten brzmieniowy minimalizm wpisuje się następne na trackliście "Ech", które wraz z "Trash" to dwa najbardziej hip-hopowe numery na płycie, a być może nawet w całej dyskografii kalifornijskiej grupy.

Warto też wspomnieć o niesamowicie energetycznych i ekspresyjnych "Bubbles Buried In This Jungle" oraz "Three Bedrooms In A Good Neighborhood" będących idealnym odzwierciedleniem punkowo-rapowo-elektronicznej fuzji znanej z "The Money Store". Oprócz tego, oba numery uwypuklają jedną z głównych cech nowego wydawnictwa Death Grips, a mianowicie bardzo chwytliwe, wręcz uzależniające refreny. Podobnie sprawa się ma z "Houdini", "BB Poison" czy "80808", które równie dobrze mogłyby być zawarte na tej samej płycie, co przeboje pokroju "Fever" oraz "I've Seen Footage", które znamy z debiutu tych sympatycznych dżentelmenów.

Te wszystkie podobieństwa między "The Money Store", a nowym albumem tercetu nie świadczą w żadnym wypadku o braku kreatywności czy lenistwie. Pokazuje to między innymi fakt, że "Bottomless Pit" jest bardziej dopracowane i spójne w warstwie produkcyjnej od debiutu zespołu, który charakteryzował się pewną undergroundową chropowatością i brudem. W rezultacie, trio z Sacramento stworzyło kolejną płytę, która znajduje kompromis pomiędzy przystępnością, a eksperymentalnym podejściem i nieustannym przesuwaniem muzycznych granic. 5/6

Autor prowadzi bloga http://pogadajmyomuzyce.blogspot.com/

taki...
coś czego brakuje na pl scenie, choćby namiastki :-/
Flint
Cruz / skwer.org chyba najbliżej.
Pseudo hipster
Album to najlepszy eksperymentalny album roku. Nie pozwala o sobie zapomnieć ani na moment .

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>