Nicki Minaj "Pink Friday Roman Reloaded: The Re-Up" - recenzja
Jeszcze nie ostygły echa "Pink Friday Roman Reloaded" (najlepiej sprzedającego się rapowego albumu roku 2012) a Nicki postanowiła dorzucić do pieca reedycją z bonusowym CD, ukrytą pod nazwą "Pink Friday Roman Reloaded: The Re-Up". Próba ugrania dodatkowej kasy na sukcesie albumu zamiast czekać na kolejny krążek? Możliwe, ale fakt faktem fani dostali następną dawkę materiału od najpopularniejszej obecnie raperki świata.
Materiału, dodajmy, stojącego na naprawdę solidnym poziomie i mniej ukierunkowanego medialnie-klubowo niż cały krążek z hitami pokroju "Starships" czy "Pound The Alarm". Tutaj numer "pod radio" jest jeden - "Va Va Voom", a reszta to bardziej surowa, oczywiście wciąż w granicach mainstreamu i nowoczesnych brzmień, porcja rapowej jazdy, pełnej mocnych linijek, kąśliwego stylu i zapadających w pamięć gierek słownych. Pod tym względem najlepiej wypada chyba promujące EP "Freedom", z mocarnym dwuwersowym otwarciem: "They'll never thank me for opening doors/ But they ain't even thank Jesus when he died on the cross". I sporo w tym racji, bo za wprowadzenie do ścisłego mainstreamu mocno skillowego damskiego rapu Nicki od "rdzennych" słuchaczy zbiera więcej hejtów niż propsów. Ale i reszta wypada konkretnie, pokazując dlaczego panna Onika wparowała do pierwszej ligi w takim tempie i stylu. Do tego dostajemy dwie ciekawe damskie kooperacje - z Ciarą i Cassie. Choć i bez irytujących minimalistycznych bitów obyć się nie mogło - tym razem jest to "I Endorse These Strippers", gdzie pojawiają się Tyga i Brinx.
"Pink Friday Roman Reloaded: The Re-Up" nowych słuchaczy, nieprzekonanych dotychczas do twórczości panny Minaj, raczej nie porwie. Ale fanów powinno zadowolić, umilając oczekiwanie na trzeci pełnowymiarowy album (który skierowany ma być już bardziej rapowo niż poprzednik, za co trzymam kciuki). A taki chyba miało cel. 3+