Redman "Muddy Waters" (Klasyk Na Weekend)

recenzja
dodano: 2011-12-23 16:00 przez: Mateusz Marcola (komentarze: 13)
Wypadek przy pracy, który przytrafił się Redmanowi w 2010 roku, nie zmienia faktu, że jego dyskografia prezentuje się okazale. Doskonały debiut, bardzo dobre "Dare Iz A Darkside", udane "Doc's Da Name" i obie części "Blackout" z Method Manem, niedoceniane "Malpractice" i "Red Gone Wild". Mało kto może pochwalić się tak dobrą formą na przestrzeni tylu lat.

A przecież jest jeszcze wydany w 1996 roku "Muddy Waters": krążek w niczym nie ustępujący wspomnianemu już debiutowi, mój osobisty faworyt w dorobku Funk Doca. Album, który definitywnie obala teorię głoszącą, że płyty długie, najeżone skitami, nie mogą być wybitne. Bo "Muddy Waters" płytą wybitną jest.

Redmana rzadko kiedy zalicza się do grona najlepszych raperów w historii, choć powinien stać w pierwszym szeregu, z wysoko podniesionym czołem i zadartym nosem. Wygimnastykowane flow, charakterystyczny głos, którego nie sposób pomylić z innym, a także - być może przede wszystkim - talent do pisania tekstów. Utarło się, że Reggie, tak jak tysiące innych, nawija tylko i wyłącznie o marihuanie, ale rozsiewają to chyba ludzie, którzy nie potrafią doszukać się drugiego dna w "I Used To Love H.E.R.". Owszem, nie da się ukryć, że korzysta z tej tematyki regularnie, ale w przeważającej większości robi to z klasą, której brakuje innym (jak chociażby w kultowym "How To Roll A Blunt" na beacie Pete'a Rocka).

Nie wolno jednak zapominać, że Reggie Noble potrafi zabłysnąć i ciekawym storytellingiem (seria "Soopaman Luva"), i inteligencją ("Do What Ya Feel"), i błyskotliwym poczuciem humoru ("So Ruff"). Na "Muddy Waters" to wszystko polane jest jeszcze solidną dawką one-linerów i bystrych nawiązań do popkultury.

Teksty tekstami, ale sam raper nie jest przecież w stanie stworzyć dobrej płyty, o wybitnej już nie wspominając. W parze z nim musi jeszcze podążać warstwa muzyczna. Co z tego, że taki Chino XL potrafi pisać jak mało kto, skoro jego ucho do beatów jest - delikatnie mówiąc - mizerne. Na szczęście, Redman ucho ma w stu procentach sprawne. Ba, sam potrafi ulepić prawdziwe cacko: na "Dare Iz A Darkside" odpowiada za większą część produkcji, maczał palce przy "Whut? Thee Album", a i na "Muddy Waters" dołożył swoje trzy grosze. Pomogli mu legendarny Erick Sermon i Rockwilder, który zaczynał wtedy powoli przedzierać się do świadomości słuchaczy. Efekt tej współpracy? Prawdziwa perełka.

Płyta, jak już wspomniałem, jest długa: ponad siedemdziesiąt minut muzyki podzielonej na 23 tracki, wliczając w to skity. Ale o nudzie, monotonii, jakimkolwiek rozkojarzeniu nie ma mowy. Krążek chwyta mocno, trzyma długo, a gdy już puszcza, chciałoby się do tego ucisku wrócić. Chciałoby się, żeby płyta jeszcze trochę potrwała. Nawet skity, które z reguły są nużącymi zapychaczami, tutaj bawią i intrygują - pełnią swoją rolę.

Przesłuchując tę płytę po raz kolejny, doszedłem do wniosku, że Redman potrafił niejako scalić ze sobą swoje dwa pierwsze longplaye i utworzyć hybrydę zbudowaną z ich atutów. I tak "Pick It Up", "Smoke Buddah" czy "Da Bump" brzmią jak najlepsze utwory z "Whut? Thee Album", a "Welcome (Interlude)", "Do What Ya Feel" z gościnną zwrotką Method Mana czy "Yesh Yesh Ya'll" mają w sobie ten sam fascynujący mrok i niepodrabialny klimat, które znamy z "Dare Iz A Darkside". Dodajmy do tego jeszcze chociażby "What U Lookin' 4", w którym to Rockwilder zgrabnie użył sampla z "Footsteps In The Dark" The Isley Brothers, "Soopaman Luva 3", które tylko trochę odbiega od "One Love" Nasa (oba utwory oparte są o ten sam sampel) czy "Whateva Man" - dowód, że duet Redman - Erick Sermon potrafi wznieść się na wysokość dla innych nieosiągalną, i mamy jeden z najlepszych albumów 1996 roku. Był to rok, który dostarczył nam całą masą klasyków, to chyba ostatni z aż takim ich natężeniem, ale "Muddy Waters" nie musi się wstydzić przed żadnym z nich.

Szkoda, że Redman bardziej znany jest z filmów i występów w telewizji, niż z tworzonej przez siebie muzyki. Bo o ile "How High" wciąż bawi, a jego występ w "MTV Cribs" do dziś oglądam regularnie, o tyle to dopiero muzyka prezentuje geniusz Funk Doca w całej okazałości. Jeżeli "Muddy Waters 2" - podobno prace nad albumem są już w zaawansowanym stadium - będzie choć w połowie tak dobre jak jedynka, definitywnie jest na co czekać.



Classic
Ulubiona płyta w mojej skromnej kolekcji, imo najlepsza Redmana.
5g
najlepsza zdecydowanie , przesłuchana miliard razy, ulubiona płyta Seana Price hehe
Pancake with Pears
Muszę ją sprawdzić, na święta mi przypasuje.
OMG
zajebali mi tą płytę z auta !!!! FUCK nie ma już świętości musze kupić drugą a wy jak na złość recenzje robicie. już nie ma whateva man, a tak na serio to jedna z lepszych pozycji :)
Anonim
reggie tez jest spoko przeciez
Anonim
@OMG ale pomyśl o tym od innej strony. poświęciłeś się aby ci kolesie po raz pierwszy w życiu usłyszeli prawdziwą muzykę rap.... dobra nie będę cię oszukiwać, pewnie też bym się wkurwił:)
@gobias
Pewnie opylili komuś za 5 zeta - 10 ;< do tego zarąbali pare shade, ale na szczęście nie dostali moich rapów xD publicko, cypressy, methodmany wyniosłem przeddzienn UFFF
Blazze
Muddy Waters to definitywnie znalazłaby się w moim TOP 5 rap płyt ever. Od 1,5 roku szukam jej na winylu w miarę przystępnej cenie ale niestety coś nie mogę znaleźć :(
.
Pick it up! Pick it up!
grk4life
defakto jedna z najlepszych plyt do jarania. Klimat miazdzy jaja
BarthazZ
piszać "wypadek przy pracy..." masz na myśli płytkę z 2010 Reggie?
Mateusz Marcola
Dokładnie tak.
Anonim
płytka kozacka, ale "Dare iz a darkside" moim zdaniem najlepsza Redmana :)

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>