FonTam powraca z nowym utworem, który symbolizuje narodziny "Samuraja".Postać samuraja jest metaforą wytrwałości – niezłomności w obliczu różnych,...
Top 10 dekady - USA - (subiektywny ranking nr 1)
kategorie: Hip-Hop/Rap, Podsumowania dekady
dodano: 2011-01-30 17:00
przez: Daniel Wardziński
(komentarze: 33) Żeby coś ocenić poza ferworem bieżących wydarzeń potrzeba dystansu czasowego... Ubiegła dekada w powszechnej opinii była tą gorszą, która nastąpiła po hołubionych latach 90. Czy aby na pewno? Owszem trendy, mainstreamowe wynalazki, ogólnie przyjęte normy poleciały na łeb na szyję w dół, ale lata 2001-2010 to również dziesiątki albumów, które będziemy wspominać z wielkim szacunkiem dla ich poziomu.
Dekada ta była dla wielu z nas pierwszą w której świadomie obcowaliśmy z rapem, walczyliśmy z własną ignorancją, poznawaliśmy nowe rejony na mapie Stanów, nowe labele, style... Mam to szczęście, że podsumowanie jest subiektywne, bo sam zdaje sobie sprawę jak wiele ciekawych cedeków do nadrobienia zostawiła ta dekada i z jak wielu musiałem lub chciałem zrezygnować. Obiecuję wam, że następne podsumowanie dekady (kiedy redakcja Popkillera będzie już lokować swoje miliony na Kajmanach), będzie rzetelniejsze, sasasa... Teraz moje dwadzieścia płytek za które zawsze będę wdzięczny dekadzie 2001-2010.
Wyróżnienia "zerowe"
Jeśli chodzi o rok 2000 to mieliśmy z nim sporą zagwozdkę. Nasze podsumowania obejmują pierwszą dekadę nowego wieku - czyli lata 2001-2010. Jednak znacząca większość zestawień sprzed 10 lat oparta została o lata 90'te, w związku z czym przełomowy 2000 rok znalazł się w dość niezręcznej sytuacji - nie mieszcząc tu ani tu mógł zostać całkiem pominięty. Stąd nasze specjalne wyróżnienia, bo wyszło w nim parę naprawdę mocnych krążków.
Big L "Big Picture" - Dyskusja nad tym jak wyglądałby ten album, gdyby Big L nie został zamordowany jest bezcelowa. W 1999 roku odszedł jeden z największych MC's w historii, a wokalna warstwa tego albumu dowodzi, że miał do zrobienia jeszcze bardzo wiele kapitalnych numerów.
Common "Like Water For Chocolate" - Opus magnum Commona na najlepszych bitach na jakich rapował w swojej karierze. Soulquarians potwierdzili, że nie mają sobie równych na Świecie i już. Ten album przesłuchany tysiąc razy wciąż ma przed Tobą swoje zagadki. Dla mnie to dowód wielkości.
Eminem "Marshall Mathers LP" - Niektórzy do dziś nie mogą pogodzić się z sukcesem jaki odniósł Marshall, ale przy takich albumach jest to jak najbardziej wskazane. Nieprawdopodobny talent raperski idący w parze z charyzmą, osobowością i skłonnością do ekshibicjonizmu... Dzięki temu "Marshall Mathers LP jest klasykiem.
Outkast "Stankonia" - W tamtym okresie czego by się nie tknęli zamieniali w złoto (częściej platynę). Niewiarygodna moc twórcza tego duetu na albumie z 2000 roku objawia się z wielkim impetem. To nie tylko "Miss Jackson" i klip z baunsującymi zwierzakami, to rzecz absolutnie konieczna w kolekcji fana legend ATL,
Reflection Eternal "Train Of Thought" - Raper z NYC i producent z Cincinatti na przełomie wieków wskazali nową drogę dla conscious rapu tworząc jeden z najwspanialszych albumów tamtego okresu. Wysmakowane brzmienie i mądrość w wyważeniu liryki na tym albumie imponuje do dziś.
Wyróżnienia (alfabetycznie)
Blackalicious - The Craft - "Blazing Arrow" jest fantastyczne, ale to "The Craft" ostatecznie i bardzo dosadnie uświadomiło, że Gift Of Gab to jeden z największych talentów mikrofonu naszych czasów, a Chief Xcel może wyprodukować wszystko... Od futurystycznych brzmień aż po najpiękniejszy rhythm'n'blues lat 70. Przepiękna płyta.
Common - BE - Produkcją tego albumu zajęli się Kanye West i Dilla i jest to dzieło, za które zawsze będę im wdzięczny. Idealne, soulfullowe podkłady dla ciepłego, mądrego głosu Lonniego Lynna. Może i faktycznie ten album jest słodki, ale to, że otarł się o platynę i w wielu recenzjach za Oceanem otrzymał maksymalne oceny, świadczy o tym, że ciężko go nie lubić. Moim zdaniem obok "Like Water For Chocolate" to najważniejsze dzieło rapera z Chicago.
Edo G & Pete Rock - My Own Worst Enemy - Ikona bostońskiego podziemia, raper z wieloletnim dorobkiem, właściciel kapitalnego flow i głosu dobrał się w parę z jednym z najlepszych producentów nowojorskich bitów... Nie mogło wyjść z tego coś słabego. Rewelacyjnie wyprodukowane, szczerze i mocno zarapowany album, który zawsze wraca do głośników w regularnych odstępach czasu.
Fashawn - Boy Meets World - Mój ulubiony debiut wydawniczy tej dekady. Kalifornijskie brzmienie kapitalnie przemieszane z plastycznymi historiami dziecka wychowanego w najgorszych warunkach, ale na tyle ambitnego, żeby wynieść z tego głównie to co najlepsze (?!). Bardzo świadomy, bardzo efektowny i doskonale wyprodukowany przez Exile'a album. Moim zdaniem płyta zasługująca na zacznie większą uwagę niż szuflada z napisem "ciekawostka z obozu Dilated Peoples".
Kanye West - Graduation - Najbardziej przebojowe, najlepiej wyprodukowane i w moim mniemaniu ogólnie najlepsze z dzieł Ye. "Collage Dropout", "Late Registration" i świeżutkie "MBDTF" też zasługują żeby się tutaj znaleźć, ale w zestawieniu z trzecim albumem pana Westa naprawdę mało co jest w stanie się obronić.
Ludacris - Theater Of The Mind - Jako MC w zasadzie w mainstreamie jest poza konkurencją. Tubalny głos, fantastyczne umiejętności jego wykorzystania, znakomite poczucie humoru i "unstoppable flow". Nadal nie ma na koncie klasyka, ale "Theater Of The Mind" to album najbliższy tego statusu. Bardzo, bardzo dobry materiał z kilkoma momentami w których można się po prostu rozpłynąć w zachwytach dla rapera z Atlanty.
Marco Polo - Port Authority - Jedna z najlepszych płyt producenckich jakie słyszałem w swoim życiu. To, że Marco zrobił rewelacyjne bity wtedy było czymś oczywistym (są genialne!), ale to jak zebrał takie postaci jak Masta Ace, Juju, A.G., O.C., Kool G Rap, Ed O.G., Large Pro, Buckshot, Wordsworth i J'Davey na jednej płycie... Takiej płycie... Rzeźnia straszliwa.
Nas - Lost Tapes - Tylko jeden człowiek na Świecie jest w stanie z kompilacji "odrzutów" zmontować tak wspaniały album jak "Lost Tapes". Z tego co mi wiadomo nie jestem odosobniony w opinii, że "Lost Tapes" przewyższa "God's Son" i "Stillmatica". "Black Zombies", "Doo Rags" czy "No Idea's Original" to Nasir Jones w najlepszej odsłonie.
Pharoahe Monch - Desire - Jak wracać na scenę to tylko tak. Pharoahe to stary wymiatacz, który doskonale wie, że żeby zwrócić na siebie uwagę, trzeba zaskoczyć. Jest też na tyle mądrym typem, że zaskoczenie powinno być zawarte w muzyce, a nie w otoczce. Tą płytą zaskoczył, rozbroił, rozłożył na łopatki i jednoznacznie wskazał na siebie jako jednego z najlepszych MC's naszych czasów. Ten album jest fascynujący od dnia premiery, aż do dziś.
Redman - Malpractice - Kozackie wejście Redmana w nowy wiek. Megafunkujące bity, hit na hicie, świetna forma raperska i właściwie wszystko czego potrzeba, żeby zrobić zajebisty album. Oprócz "Let's Get Dirty" znajdziecie tutaj pakiet numerów o bardzo podobnym charakterze i co ważniejsze... Z bardzo podobną siłą rażenia. Ogień!
Talib Kweli - Right About Now - Skoro ma być subiektywnie to i odrobina kontrowersji nie zaszkodzi. "Quality", "Eardrum", "RPM's" to albumy fantastyczne, a nawet "Beautifull Struggle" darzę dużą estymą, ale "Right About Now", album darmowy, początkowo bez wersji CD, to rzecz absolutnie niezbędna w płytotece każdego fana BKMC. Numer dla Lauryn Hill, "Beast" z Papoosem, "Fly That Knot" z MF Doomem czy "Drugs, Basketball & Rap" to rzeczy fenomenalne i nie wolno ich ignorować.
The Game - Doctor's Advocate - "The Documentary" jest przepełnione hitami, ale bardziej naiwne w ich produkcji. "Doctor's Advocate" to płyta, która miała udowodnić Dre'owi, że Game'a lepiej mieć po swojej stronie i moim zdaniem wypełniła to zadanie w stu procentach. Kapitalna warstwa produkcyjna i charyzmatyczny raper na froncie.
10. Gang Starr - The Ownerz
Dla starszych słuchaczy, to słabsza kontynuacja "Moment Of Truth", dla mnie doskonały dowód na to, że Gang Starr to najlepszy duet producent/MC. "Rite Where U Stand" to jeden z moich ulubionych numerów Gang Starra, a płyta jest kopalnią diamentów - od oldschoolowego "Skills", przez imprezowe "Nice Girl, Wrong Place", aż po hardkorowe "Who Got Gunz". Dla mnie (mimo wszystko?) jest to kolejny klasyk w dorobku duetu.
9. Brother Ali - Shadows On The Sun
Ta dekada to fantastyczny rozwój i wiele kapitalnych albumów Rhymesayers Ent. W labelu z Mineapollis od zawsze rządzi jednak nie Slug, a właśnie Ali. Przyczyną jest chociażby ten album, na którym Ant pokazał się z bardziej klasycznej strony, a raper-albinos przewinął najlepsze zwrotki w karierze. Takich numerów jak "Victory", "Dorian" czy "Win Some Lose Some" nie da się zapomnieć. Album na setki przesłuchań.
8. O.C. - Starchild
Jak zrobić klasyk przez przypadek? Trzeba nazywać się Omar Credle i za mikrofonem umieć zrobić to co Omar Credle (czyli rzeźnię) i mieć takie bity... Dla mnie ten materiał to najlepszy sposób, żeby przez godzinę nie oderwać się od głośników. Klasyczne brzmienie, staroszkolny typ nawijki, kapitalne wersy, mnóstwo emocji... D.I.T.C. w najlepszej odsłonie zeszłej dekady.
7. Masta Ace - A Long Hot Summer
Ostatni jak dotąd solowy album Masta Ace'a to rzecz prawie idealna. Na tej płycie jarasz się wszystkim ze skitami opowiadającymi historię włącznie. Tutaj chorwacki producent robi jeden z najlepszych bitów dekady, tutaj Ace daje szkołę jak jechać na podwójnych i być efektownym bez zadyszki na mikrofonie... Doświadczenie, mądrość, szczerość, piękna muzyka... Ile razy wracaliśmy już do tego długiego, gorącego lata i ile razy stwierdzaliśmy, że to najlepsze miesiące rapu w XXIw?
6. Hi-Tek - Hi Teknology 2: The Chip
Niesłusznie pomijany album, moim zdaniem ocierający się o perfekcję. Fantastyczna obsada na mikrofonach (od Nasa, Ghostface'a i Q-Tipa, aż po The Game'a, Kurupta czy Devina) i muzyka Teka, która dowodzi, że jak tylko chce jest w stanie grać na naszych uczuciach w dobrym tego słowa znaczeniu. Album pięknie wzbogacony przez Willie Cottrell Band (zespół ojca Hi-Teka) i jako całość urzekający na setki godzin słuchania.
5. Outkast - Speakerboxxx/The Love Below
Spór na temat tego, które z dwóch CD jest lepsze, wciąż jest żywy, ale to bez znaczenia. Jeden z najlepszych dwupłytowych albumów w historii gatunku. Nieokiełznany w swoich szalonych inspiracjach Andre3000 i serwujący najlepszą, popartą nieziemskimi skillsami wersję południowego rapu Big Boi zrobili album, który połączył zadowolenie starych fanów z wielkim sukcesem komercyjnym. Jeśli znacie to z "Hey Ya" miejcie świadomość, że to tylko kwiatek do butonierki...
4. Q-Tip - The Renaissance
Duch Tribe'ów wciąż jest żywy. "Renaissance" to muzyka zarazem paradoksalnie odmienna od dokonań ATCQ (stylistycznie), a zarazem zbliżona (poziomem i znaczeniem). Fantastycznie wyprodukowane, trendsetterskie dzieło, które o głowę przerasta "Amplified". Odważne kombinowanie z innymi gatunkami, muzyczna świadomość i co najważniejsze... Nazwę tego albumu naprawdę można traktować bardziej serio niż jak marketingowy zabieg speców od wizerunku. Każdy z nas lubi być świadkiem historii. Premiera tej płyty to jeden z najważniejszych punktów w historii hip-hopu ostatnich lat.
3. Nas & Damian Marley "Distant Relatives"
Musiało się tu znaleźć. To album, który połączył style Nasa i Junior Gonga w sposób niemal idealny. Niesamowita chemia między twórcami, doniosły i poważny przekaz, ale przede wszystkim muzyka, której nie chce się wyłączać. Świetne kompozycje, mnóstwo numerów z najwyższej półki, magia "Strong Will Continue", moc "Nah Mean" i "As We Enter", pozytywna energia "Count Your Blessings"... Wielki album, który bankowo przetrwa próbę czasu, nawet pomimo małego rozczarowania jakie sprawił na listach sprzedaży.
2. Jay-Z - Black Album
Na szczęście to nie ostatni album Hovy. Wielu w tym miejscu widziałoby zapewne "Blueprint", ale dla mnie to właśnie czarny album jest ulubionym (po "Reasonable Doubt" oczywiście) dziełem Shawn Carter. Jest tu i sporo patosu i parę numerów, które bym wymienił, ale "Black Album" słucha się w całości z pełną uwagą dla każdego słowa, werbla, sampla... To dzieło wielkie i to się po prostu czuje. Za "99 Problems", "Lucifer", "Encore" czy "Threat" dałbym się pociąć. Jeśli nie znasz, nie przyznawaj się i szybko nadrabiaj.
1. The Roots - How I Got Over
Nie sądziłem, że cokolwiek będzie w stanie pobić rewelacyjne "Tipping Point" z 2004 roku. Od dawna twierdzę, że to właśnie ?uestlove jest jednym z największych wizjonerów muzycznych tej dekady, dlatego, że jak nikt inny potrafi jednocześnie patrzeć za i przed siebie. Człowiek, który ma nie tylko wielkie możliwości, ale zmysł, znajomości, dbałość o szczegół i zespół... Black Thought nie zawodzi nigdy, a już na pewno nie na tym albumie. Na tej płycie wszystko jest na swoim miejscu, wszystko jest po coś, wszystko ma głęboki sens. To album kompletny.
Strony