
Rok 2010 przyniósł nam kolejne godziny muzyki, której wstyd nie znać. Jak zwykle opinie są podzielone. Z jednej strony słychać, że to najlepszy rok od dawna, z drugiej, że jest trochę słabiej niż w poprzednich.
Pod spodem znajdziecie bardzo obszerną listę albumów, które wybraliśmy do głosowania na album roku w USA, a ta powinna przypomnieć wam ile pięknych chwil w tym roku zaserwował nam hip-hop. Płyt jest aż 50 (+jedno specjalne europejskie wyróżnienie), a mimo tego wybór był ciężki i odpadło parę naprawdę dobrych krążków. Braliśmy też pod uwagę tylko płyty oparte na autorskich bitach i staraliśmy się unikać mixtape'ów/street-albumów, w związku z czym z bólem serca musieliśmy odrzucić choćby Mac Millera (o którym jednak już niebawem napiszemy).
Albumy "podkreślone" na złoto to naszym wspólnym kompromisowym zdaniem 10 najlepszych płyt w 2010 roku (bez miejsc).
Tak naprawdę jednak tym razem wybieracie Wy. Zapraszamy do głosowania!Sytuacja jest identyczna jak w wypadku plebiscytu polskiego.
Głosować na swoje ulubione krążki mogą po razie wszyscy zarejestrowani
użytkownicy. Nie chodziło nam o uzbieranie jak największej liczby głosów
i możliwość kliknięcia raz dziennie tylko o to, by każdy miał równe szanse a
wyniki wypadły możliwie najbardziej wiarygodnie.
Na zaznaczenie swojego numeru jeden macie równe 2 tygodnie - do soboty 5.02.
Poniżej cała udostępniona do głosowania w kolejności alfabetycznej pięćdziesiątka-jedynka z krótkim opisem, dzięki czemu lista może służyć też jako pomoc przy nadrabianiu zaległości. Literka D lub M na końcu oznacza oczywiście autora opisu, jednak całą listę ustalaliśmy poprzez wspólną naradę.
PS. Mimo obecności europejskiego Professora Greena nie zdecydowaliśmy się na nazwanie plebiscytu "płytą roku na świecie", bo Anglik to specjalny wyjątek a mocnych krążków na naszym kontynencie (i nie tylko) wyszło sporo więcej. My za to przy selekcji skupiliśmy się stricte na ojczyźnie rapu. Ewentualne zwycięstwo Greena będzie więc po prostu oznaczać, iż uznaliście go najlepszą zagraniczną płytą roku 2010.
Atmosphere - To All My Friends... -> Panowie z Atmo nigdy nie idą na łatwiznę, a ich materiały zawsze są krokiem naprzód. Nie inaczej jest w tym przypadku. Barwna, różnorodna i wciąż kozacka produkcja Anta i wyobraźnia Sluga to to co tygrysy lubią najbardziej. (D)
Big Boi - Sir Lucious Left Foot: The Son Of Chico Dusty -> Wzór jak robić komercyjne albumy w drugiej dekadzie XXIw. Kapitalna przebojowość, doskonale dobrani goście, mistrzowska warstwa muzyczna i potencjał komercyjny wypracowany muzyką, a nie czynnikami spoza niej. Lucjusz jest niezawodny. (D)
Big K.R.I.T. - Wuz Here -> Album puszczony za free, po którym jego autora wzięto do Def Jam a ludzie zaczęli upatrywać w nim nowego Pimpa C. Południowy rap, ale bardziej przyziemny, stroniący od blingu i lansu, niepozbawiony za to codziennego potu i szarości życia. (M)
Black Milk - Album Of The Year -> Najlepsze potwierdzenie faktu, że Black Milk nie pozwala sobie na luksus zatrzymania się w miejscu. Produkcyjnie już dawno był imponujący, rapersko jest lepszym z każdym albumem. Zaskakująco dojrzałe dzieło jak na tak młodego chłopaka. (D)
B.o.B - The Adventures Of Bobby Ray -> Nasze odkrycie roku 2009 i objawienie ówczesnego Hip Hop Kempu uderzyło w mainstream z wielką siłą. Eklektyzm, świeżość, pozytywna energia, łamanie muzycznych barier. Momentami zbyt popowo, ale w całokształcie naprawdę udanie. (M)
Bun B - Trill O.G. -> Trzeci solowy krążek w dorobku ikony południowej sceny a zarazem zakończenie "trillowej" trylogii. Moim zdaniem najsłabsza z trzech płyt, ale 5 mikrofonów w The Source to fakt. (M)
Brotha Lynch Hung - Dinner And A Movie -> Konceptualna pogoń za seryjnym zabójcą, płynąca prosto z chorej wyobraźni Lynch Hunga. Krwawo, dobitnie, wciągająco i bez silenia się na efektowność. (M)
Celph Titled & Buckwild - Nineteen Ninety Now -> Jak to jest usłyszeć w 2010 roku bity zrobione przez ikonę w złotej erze rapu, a nie próbujące ją imitować? Naprawdę świetnie. Oczywiście Celph nie wycisnął z nich wszystkiego, ale podniósł rękawice i nie dał plamy. Wehikuł czasu. (M)
Chiddy Bang - The Preview -> Wyjątkowy przypadek znakomitej muzyki, którą puszczają nawet polskie komercyjne rozgłośnie. Duet stworzył zupełnie nową muzyczną mozaikę i zyskał popularność na całym Świecie. Fantastyczna epka. (D)
Curren$y - Pilot Talk & II -> Dwa tegoroczne albumy Curren$yego poddane pod głosowanie łącznie, bo jeden wynika z drugiego i go uzupełnia. Leniwie skrzeczący raper z Nowego Orleanu pokazał klasę i w przeciągu roku zwielokrotnił ilość swoich fanów, również w Polsce. (D)
Cypress Hill - Rise Up -> Po długiej przerwie dostaliśmy kolejną pozycję w dorobku weteranów z Zachodniego Wybrzeża. Oczekiwania były tak duże, że ciężko je zadowolić, ale jedno jest pewne - nadal potrafią robić to na wysokim poziomie, a szczególnie w swojej crossoverowej odsłonie. (D)
David Banner & 9th Wonder - Death Of A Pop Star -> Dwóch kontrowersyjnych producentów i uznanych osobistości z dwóch całkiem różnych muzycznych światów złączyło siły, by zaprotestować przeciw zaniku duszy w czarnej muzyce po śmierci MJ'a. Surowa southowa syntetyka w połączeniu z ciepłymi soulowymi samplami zagrały jednak zaskakująco dobrze, dając nam porcję świeżości, mocy i porcję po prostu dobrej muzyki a Banner okazał się naprawdę dobrym raperem. (M)
Devin The Dude - Gotta Be Me -> "Suite 420" było lekkim rozczarowaniem, ale rekompensata jest odpowiednia. "Gotta Be Me" może nie jest najlepszym albumem w dorobku rapera i wokalisty z Houston, ale to Devin w takiej wersji jaką lubimy najbardziej - gwarancja dobrego chilloutu. (D)
DJ Muggs Vs Ill Bill - Kill Devil Hills -> Kiedy na jednym wspólnym albumie spotykają się dwie takie postaci jak
Ill Bill i DJ Muggs, wiadomo, że nie można tego ignorować. Album zebrał
mnóstwo pozytywnych opinii, a fani twardego, wyrazistego,
charyzmatycznego rapu będą przy tej płycie wniebowzięci. (D)
Drake - Thank Me Later -> jedno z największych objawień ostatnich lat. Krótki materiał podopiecznego Lil Wayne'a pokrył się platyną i zyskał zastępy entuzjastów, w tym wśród czołowych raperów za Oceanem. (D)
Dru Down - Chronicles Of A Pimp -> Powrót po 8 latach, i to jaki! Zdecydowanie największe zaskoczenie końcówki roku. Soczyste kalifornijskie brzmienie, zarazem klasyczne i świeże. Niepodrabialna stylówka, flow i jak zawsze szalone teksty Dru Downa a do tego chwytliwe i udane refreny. Ścisła czołówka roku i piękny powrót legendy. (M)
E-40 - Revenue Retrievin: Day/Night Shift -> Dwa wydane jednego dnia krążki od Earla. Forty Water to raper z kontrowersyjnym stylem, który jednak mimo częstego wydawania płyt poniżej pewnego poziomu nie schodzi nigdy. A to naprawdę duża umiejętność. (M)
El Da Sensei & Returners - GT2: Nu World -> Druga część operacji "przejąć świat" to w porównaniu do pierwszej przede wszystkim bardzo duży progres producencki Little'a. Brudne, ciężkie i głębokie bity brzmią naprawdę dobrze. A El? Ten stary wyga doskonale wiedział, co z nimi zrobić. (M)
Eminem - Recovery -> Marshall Mathers to postać tego kalibru, że pominięcie jego albumu w takim zestawieniu byłoby wstydem dla portalu. Tym razem w wersji dużo bardziej "radio-friendly" i z potrójną platyną na koncie, Em nadal nie wyszedł z formy. Można zarzucać mu wszystko, ale skill nadal jest na poziomie oczekiwanym od takiego artysty. (D)
Fat Joe - The Darkside Vol. 1 -> Powrót do korzeni to często krok wstecz. Nie w wypadku Joe. Wracając do brudnych, nowojorskich brzmień odkurzył wszystkie swoje największe atuty. Jest pazur, charyzma, moc i najlepsza płyta Cartageny od lat. (M)
Freeway & Jake One - The Stimulus Package -> Oprócz wirtuozerii poligrafów tego albumu, warto zwrócić uwagę również na jego zawartość. Jake One to gość, który potrafi jednym podkładem zamieść większość konkurencji, a Philadelphia Freeway ze swoim Roc-Flow to prawdziwy mistrz mikrofonu. (D)
Ghostface Killah - Apollo Kids -> Jeden z najlepszych MC z Wu przygotował nam kolejną pozycję. Z każdej recenzji tego albumu można wyciągnąć przekonanie, że nie spodziewano się aż tak dobrej płyty. Ghost ewidentnie w formie, a gościnnie przekrój od reprezentantów Wu, aż po Game'a. (D)
Guilty Simpson - OJ Simpson -> Leniwa nawijka sympatycznego reprezentanta Detroit położona na brudne i upalone bity Madliba to to, na co czekało wielu. Z mniejszą mocą niż na debiucie, ale wciąż ciekawie i klimatycznie. (M)
Ice Cube - I Am The West -> Charyzma, pewność siebie, osobowość, bezkompromisowość - to cechy, których czas ani trochę u Cube'a nie nadwątlił. Dlatego ciężko odmawiać mu prawa do tak odważnego tytułu, nawet jeśli sam materiał mógłby brzmieć lepiej. (M)
Kanye West - My Beautiful Dark Twisted Fantasy -> Patos, przepych, bogactwo... To najczęściej padające słowa a propos nowego albumu Ye. Obok nich pojawiają się też takie jak geniusz, wirtuozeria i maestria. Na tej płycie wszystkiego jest dużo, ale platyna, którą (na razie) się pokryła jest zasłużona. (D)
KiD CuDi - Man On The Moon II. The Legend Of Mr. Rager -> Scott Mescudi zmienił zdanie i znów wrócił na księżyc. Wrócił w stylu bardziej mrocznym, cięższym i znów trzymając się konceptu. Spójnie, klimatycznie i chyba bardziej rapowo niż na debiucie. (M)
Kno - Death Is Silent -> Najnowszy materiał od reprezentanta Cunninlynguists, przy którym okładka mówi już wiele. Spokój, klimat, emocje, mrok - tego znajdziemy tu pod dostatkiem. Słuchać niekoniecznie głośno, za to z uwagą. (M)
K-Rino - Annihilation Of The Evil Machine -> Dwupłytówka od legendy południowego podziemia. Oryginalne i odpowiednio przekminione koncepty, masa potężnych linijek, ciężki i surowy klimat - wszystko to, na co czekali fani Rino. (M)
Krizz Kaliko - Shock Treatment -> Tak wszechstronnych postaci jak Kaliko możemy ze świecą szukać. "Shock Treatment" potrafi i zbudować chłodny nocny klimat i rozgrzać parkiety a my wciąż wiemy, że słuchamy jednej płyty i jednego typa. (M)
Lil Wayne - I'm Not A Human Being -> Smaczek dla oczekujących na "Tha Carter IV". Kolejna porcja abstrakcyjnych linijek, carterowskiego vibe'u i flow, które można kochać lub nienawidzić. I powrót na właściwe tory po okropnym "Rebirth". (M)
Lloyd Banks - The Hunger For More 2 -> Stojący wiecznie w cieniu Fifciaka Banks kolejny raz pokazuje, że jednak potrafi więcej niż niektórzy sądzą. Bez rewolucji i słabiej niż na części pierwszej, ale wciąż to porcja solidnego nowojorskiego mainstreamu. No i "Beamer, Benz Or Bentley" czyli jeden z ciekawszych bangerowych singli ostatniego czasu. (M)
Marco Polo & Ruste Juxxx - The eXXecution -> Egzekucja, którą chcieli wykonać na nas Marco i Ruste nie udało się w stu procentach, ale to wciąż rzecz warta uwagi. Marco Polo w kategorii kontynuatorów boom-bapu to czołówka, a Ruste Juxxx, choć wirtuozem mikrofonu nie jest z pewnością potrafi się po nich poruszać. (D)
Method Man, Ghostface & Raekwon - Wu-Massacre -> kiedy wspólny album robi trzech najlepszych MC z Wu-Tangu, a jak wiadomo to ich pierwsza taka kolaboracja, to trzeba mieć to na oku. Opinie o albumie są zróżnicowane, ale zagorzali fani Shaolin raczej się nie rozczarują. (D)
Nas & Damian Marley - Distant Relatives -> Tej płyty nie trzeba bronić, wystarczy ją włączyć, a obroni się sama. Nieważne, kto jest jej odbiorcą. Dwóch wielkich artystów z doskonałym tłem muzycznym stworzyło coś wielkiego. Nas w typowej dla siebie wielkiej formie, Damian dotrzymujący mu kroku... Trzeba znać! (D)
Nicki Minaj - Pink Friday -> Jedna z najlepiej sprzedających się płyt tego roku, idąca w Stanach konsekwentnie po platynę. Styl i osobowość Minaj zrobiły z niej najpopularniejszą dziś raperkę świata, z czym wciąż nie mogą pogodzić się dawne królowe. (M)
*Professor Green - Alive Till I'm Dead -> Skąd gwiazdka przed ksywką? Otóż to płyta, której nie mogliśmy pominąć mimo ograniczenia się do USA. Zamiast surowego grime'u zgrabny gatunkowy misz-masz, świetnie wyprodukowany i wyraziście zarapowany, zarazem mroczny i przebojowy. "I'm rap's George Best, with a lot more sense, little more liquor and a lot more
sex". Najlepsza europejska produkcja ad. 2010 i jedna z najlepszych na świecie. (M)
Rakaa Iriscience - Crown Of Thorns -> Evidence puścił już parę płyt, które znalazły wielu entuzjastów. Rakaa, choć mniej znany, niejednokrotnie wypadał lepiej ("This Way"!). W tym roku wreszcie i on zdecydował się na solo, a fani mogli się tylko cieszyć, choć błysku trochę brak. (M)
Reflection Eternal - Revolutions Per Minute -> Oceny albumu są bardzo podzielone, ale osób nazywających "RPM's" klasykiem już w roku premiery nie brakuje. Kweli w wielkiej formie, Hi-Tek z nowym spojrzeniem. Bardzo ważna pozycja. Czekaliśmy na nią jedenaście lat. (D)
Rick Ross - Teflon Don -> Oficer Rysiek czyli jaraj się bez względu na wszystko, albo ignoruj fejka i dodaj do czarnej listy. Choć poziomu "Port Of Miami" Rozay nie powtórzy już raczej nigdy to fani soczystego southowego mainstreamu znów mogli wrzucić conieco na swój sprzęt. (M)
Statik Selektah - 100 Proof. The Hangover -> kolejny wyśmienity album producencki Statika. Gościnnie ludzie od Buna B przez Evidence'a po Kweliego, a to wszystko na bardzo zróżnicowanych, ale bardzo "statikowych" bitach. "100 Proof" grało tygodniami w wielu polskich głośnikach. (D)
Statik Selektah & Termanology - 1982 -> Opinie na temat tego albumu są podzielone, ale to spore wydarzenie. Wspólny album bostońskiej dwójki to rzecz, która musiała nastąpić prędzej czy później, bo Term na bitach swojego zioma brzmi naprawdę kozacko. (D)
Stat Quo - Statlanta -> Naczekaliśmy się na tę płytę, ale ci, którzy wytrwali z pewnością nie mieli na co narzekać. Reprezentant Atlanty nie doczekał się w końcu na premierę w Shady/Aftermath, ale na szczęście nie zrezygnował i dostarczył porcję mocnego, wyrazistego i rozbujanego rapu, który trafi w gusta nie tylko fanów tamtejszych rejonów. (M)
Strong Arm Steady - In Search Of Stoney Jackson -> Kolaboracja podopiecznych Kweliego z największym wariatem kalifornijskiego podziemia ? Madlibem, zaowocowała zaskakująco dobrym, klimatycznym albumem. Dla wielu będzie to płyta na setki przesłuchań. (D)
Tech N9ne - The Gates Mixed Plate -> Trzeci collabo-album od dobrze znanego wariata z Kansas. Tecca Nina wypluwa z siebie liryczne naboje, które choć nie uderzają aż tak mocno jak poprzednie produkcje to wciąż trzymają poziom. Towarzyszą mu w tym tak różnorodne postacie jak Devin, Jay Rock czy Yukmouth. (M)
T.I. - No Mercy -> Najbardziej dojrzały i refleksyjny materiał w dorobku Tipa. Odsiadka sprowadziła go na ziemię, dała do myślenia i obok tradycyjnej southowej jazdy dostajemy sporo gorzkiej i osobistej treści, wciąż jednak podanej tak, że wpada w ucho. (M)
Too $hort - Still Blowin' -> Dwie rzeczy, które nigdy go nie dotyczyły i chyba już nigdy nie będą, to starość i pruderia. Short Dawg w swojej kategorii nie ma sobie równych od wielu, wielu lat, a Oakland AD 2010 prezentuje się naprawdę dobrze. Samo "Checking My Hoes" zjada wiele albumów jego młodszych kolegów. (D)
The Roots - How I Got Over -> Jeden z najlepszych albumów Rootsów wyszedł na światło dzienne właśnie w tym roku. Fantastyczny klimat, piękne aranżacje i Black Thought, który jest niezawodny od lat. Z pewnością jedna z najważniejszych płyt tego roku. (D)
Vinnie Paz - Season Of The Assassin -> Frontman Jedi Mind Tricks tym razem solowo. Charyzma, brud, bezkompromisowość - wszystko, co przysporzyło mu przez lata tylu zwolenników, tym razem w innym, ale nie gorszym otoczeniu muzycznym. (M)
Wiz Khalifa - Kush & Orange Juice -> Dostać za darmo coś tak wartościowego to rzadkość. Jeśli to tylko zwiastun pełnoprawnego albumu to strach się bać. Leniwy klimat, świetne flow, trafione wokalizy, znakomity dobór bitów... Tutaj naprawdę nie ma się do czego czepiać. (D)
Yelawolf - Trunk Muzik 0-60 -> Chory i zwariowany styl mieszający gatunki, punkowy image i rockowa dusza wariata z Alabamy dały mu zasłużony kontrakt w Shady Records. Mimo, że wielu chciałoby w Wolfie widzieć zwykłe xero... Eminema. (M)
Young Buck - The Rehab -> Zerwanie się ze smyczy 50 Centa sprawiły, że Buck wrócił do tego, w czym czuje się najlepiej. Ostra southowa jazda, z pazurem, mocą i treścią. Wszystko na dopracowanych i naprawdę grubo brzmiących bitach. (M)
Strony