Andrzej Mogielnicki "Kryzysowa Narzeczona" - recenzja książki
"Mogłaś moją być kryzysową narzeczoną" - mimo upływu ponad 30 lat od premiery klasyczny hit Lady Pank ani trochę się nie zestarzał a kolejne pokolenia znają i śpiewają go od deski do deski (zerknijcie w komentarze YT - wpisują się tam nawet roczniki od 2000 w górę!). Nic dziwnego - to kawał muzycznej historii i fenomenalny obraz epoki z tajemniczym romansem w tle. Twórczość Lady Pank to klasyka mojego dzieciństwa, zanim jeszcze wsiąkłem w rap, nie dziwi więc, że gdy tylko zobaczyłem informacje o literackim debiucie Andrzeja Mogielnickiego - współtwórcy Panków i autora tekstów do m.in. właśnie "Kryzysowej" czy "Mniej niż zero" - to byłem pewien, że muszę mieć ją na półce.
Wczoraj wieczorem znalazłem ją pod choinką, wczoraj wieczorem zacząłem czytać... i wczoraj wieczorem skończyłem, łykając ją na raz. To wehikuł czasu, cofający nas do lat '70 i usadawiający wśród dojrzewającej młodzieży, jej relacji towarzyskich, romansów, imprez, cudem zdobywanych winyli oraz kolejnych mód. To także świetnie napisana powieść, która błyskawicznie wciągnie każdego fana muzyki, bez względu na to, czy w jego słuchawkach gra stary rock czy nowy rap! Dlaczego?
Kultowe teksty Mogielnickiego dawały już doskonały przykład tego, jak błyskotliwy lirycznie jest autor, mieszając socjologiczne obserwacje czy przemyślenia z niejednoznacznym językiem i mnóstwem inteligentnych metafor, pomagających zgrabnie omijać cenzurę. Tutaj okazuje się także, że nie gorzej idzie mu prozą. Lekki język miesza wieloletnie obycie i słownictwo epoki z młodzieżowym drygiem, skacząca z tematu na temat narracja ani na chwilę nie traci dynamiki a losy bohaterów od początku intrygują - najbardziej ciekawi rzecz jasna to, jak skończy się wątek kryzysowej narzeczonej. Mogielnicki przenosi nas w środowisko maturzystów i studentów, których dużo bardziej niż polityka interesuje muzyka, relacje towarzyskie i szalone imprezy bez ograniczeń, a to, czego kto słucha okazuje się najważniejszym czynnikiem identyfikacji. Stają oni na głowie, by pozyskać najnowsze winyle, na które wydają całe pieniądze, w domu tocząc z rodzicami boje przy radioodbiorniku o to, czy grać ma młodzieżowe Radio Luxembourg czy też Radio Wolna Europa.
Świat toczy się swoim torem, jednak dla nich upływające lata bardziej niż ze zmianami politycznymi czy walką o niepodległość kojarzą się z kolejnymi hitami oraz rosnącymi i zanikającymi muzycznymi autorytetami. To wokół Stonesów, Dylana czy Hendrixa kręci się rozmowa, to oni dzielą młodzież na "frakcje" i to tytuły ich hitów stają się czasową cezurą dla konkretnych wydarzeń, a największą wadą dorastania i umykania młodzieżowych lat okazuje się rozprężanie rockowych więzów, mniej spotkań i mniejsze napięcie przy dyskusjach.
Celowo nie chcę streszczać tu całej fabuły czy zarysowywać historii, w książce nie brak jednak ani polityki (od lat '70 do '90) ani opisu zmieniającego się otoczenia (poprzez stan wojenny, aż do dzikiego kapitalizmu i targów ze szczękami) ani socjologicznego spojrzenia, zrywanych więzów i zaskakujących spotkań po latach, ani przewijającego się przez całą powieść burzliwego romansu z niespodziewanym zakończeniem. To jednak, co najmocniej odróżnia "Kryzysową Narzeczoną" od podobnych powieści wspominających PRL to po pierwsze błyskotliwe pióro i brawurowa narracja, a po drugie - wyczuwalny od pierwszej do ostatniej strony fakt, że autor to prawdziwy muzyczny pasjonat, którego cały świat kręcił się właśnie wokół dźwięków. Jest to więc możliwość przeniesienia się w czasie i zobaczenia, jak żarliwe zainteresowanie muzyką, oddziałującą na wszystkie inne aspekty (od kontaktów towarzyskich, poprzez styl ubierania, aż po poglądy) wyglądało w pokoleniu naszych rodziców czy wujków i to, jak premiery konkretnych albumów czy pojawienie się danych ekip stawały się punktem odniesienia na mapie czasu i punktem zwrotnym w burzliwym etapie dorastania. Świetna pozycja zarówno dla 40-latków jak i 15-latków oraz zarówno dla fanów Lady Pank, Pink Floyd, The Doors, Judas Priest, 2Paca, Notoriousa, Pezeta, Molesty czy Kendricka - każdej muzyki, która swoją formą i treścią porywała tłumy i pokolenia, stojąc w opozycji do radiowej bezideowości. Polecam.