Red Bull Music Academy Weekender - relacja

wydarzenie
dodano: 2015-04-19 23:00 przez: Maciej Wojszkun (komentarze: 0)

Bez wątpienia, najważniejszym muzycznym wydarzeniem ostatnich dni była zorganizowana w sercu Warszawy Muzyczna Akademia Red Bulla... Rok temu, gdy ominęła mnie poprzednia edycja tej imprezy - kiedy to w Warszawie gościli Dam-Funk, sympatyczni Szwedzi z Looptroop Rockers czy szalony Danny Brown - obiecałem sobie, że choćby nie wiem co - choćbym miał rzucać pracę w stylu Scarface'a z filmu "Żółtodzioby" - na kolejnej edycji już będę. Na szczęście obyło się bez tak drastycznych scen, udało mi się dopiąć swego - wprawdzie nie w stu procentach, albowiem w sobotę musiałem już zmykać - i w piątek wieczór znalazłem się w stolicy. Oto, co tam zobaczyłem i usłyszałem...

Zajęcia Muzycznej Akademii odbyły się na Placu Defilad, tuż pod majestatyczną wieżą Pałacu Kultury. Na środku placu skonstruowano utopioną w niebieskiej barwie scenę, gdzie punktualnie o godzinie 20.00 z głośników zaczęły się sączyć głębokie, pulsujące brzmienia courtesy of Czarny HiFi... Inne sceny usytuowane były w Pałacu - po lewej, w Teatrze Studio i w Barze Studio, po prawej zaś - w Teatrze Dramatycznym... Nie namyślając się wiele, skierowałem swe kroki na prawo. 

Bowiem bez wątpienia, najbardziej oczekiwanym przez większość obecnych, jak i przeze mnie wydarzeniem, był premierowy koncert projektu "Albo Inaczej" w Teatrze Dramatycznym właśnie. Dla tych, którzy nie wiedzą - jest to niecodzienna kombinacja muzycznych światów, zainicjowana przez Alkopoligamię - polskie hip-hopowe klasyki, w całkowicie nowych aranżacjach, zaśpiewane przez legendy polskiej piosenki. Oto "Re-fleksje" Pezeta interpretuje znakomity Andrzej Dąbrowski, Ewa Bem bierze na warsztat "Minuty" Starego Miasta, Krystyna Prońko, nie do poznania zmieniając "Oszustów" Flexxipa, przenosi nas w świat jazzu lat 30.... 

Ale po kolei.  Krótko po 21.00, a sala Teatru Dramatycznego już pęka w szwach. Obok luźno ubranych młodych fanów - dostojni panowie i wystrojone damy... Mieszanka pokoleń, zjednoczonych w miłości do muzyki. Na scenie już gotowi muzycy z Konglomerat Big Band -  znakomitego, osiemnastoosobowego zespołu jazzowego, bez którego "Albo Inaczej" nie powstałoby wcale.... A obok tejże poważnej orkiestry... DJ'skie gramofony.

Gramofony, za którymi zasiadł DJ Noz, który jako przystawkę zaserwował skoncentrowaną wiązkę nieśmiertelnych hitów polskiej piosenki - od "Jesteś lekiem na całe zło" do.... "Pszczółki Mai", rzęsiście przywitanej brawami. Chwilę potem na scenie pojawił się jako konferansjer jeden z "prowodyrów" całego zamieszania - Stasiak. Ten krótko opowiedział o Albo Inaczej oraz zapowiedział pierwszą gwiazdę - Andrzeja Dąbrowskiego. I zaczęło się... Uśmiechnięty od ucha do ucha, zabawnie "odpierający" napór braw pan Andrzej rozpoczął od Pezetowych "Re-fleksji". Lapidarne "Przydałby się jakiś melanż" nagrodzone zostało burzą oklasków. Po "Re-fleksjach" pan Andrzej zaproponował klasyczne "Zielono mi" z małą improwizacją - "pojedynkiem" z puzonem, podczas którego zaprezentował znakomicie, co oznacza "puzon gębowy"... Zaiste, monsieur Dąbrowski to człowiek orkiestra. 

Zaraz potem na scenę wkroczyli Ten Typ Mes oraz Emil Blef. Flexxip na scenie po raz pierwszy od niepamiętnych czasów - niejeden fan otarł ukradkiem łzę wzruszenia... To nie był jednak koniec niespodzianek - panie i panowie, pamiętacie jeszcze Trish? Tak jest, roześmiana Patrycja Kazadi także wpadła do Teatru Dramatycznego, by razem z chłopakami wykonać kultowe już "Szukam tego $". Panowie zagrali też - a jakże - "Oszustów". Szkoda, że występ Mesa i Emila trwał tak krótko (plus, po cichu liczyłem na wykonanie "Listu", bo kocham ten kawałek - no cóż...) - jednak nie było rady, mieliśmy przed sobą jeszcze kilku znakomitych gości. Pytanie o oszustów z tamtych lat zadała bowiem także Krystyna Prońko w urokliwej interpretacji Konglomerat Big Bandu - potem zaś wykonała własna kompozycję, "Uratuj mnie, uratuj siebie" ("Kawę z fusów dałeś mi, ogród tu kiedyś był, ale znikł" - coś pięknego) - oraz wraz z Andrzejem Dąbrowskim, przeuroczo zaśpiewała o "Dyskretnym Chłodzie"....

Owi fani ocierający łezkę nostalgii przy kolejnych artystach musieli już zapłakać ze szczęścia - oto bowiem na dwa numery na scenę po 14 latach (!) powróciło trio Stare Miasto - Dizkret, Wujlok i DJ Romek. Z ręką na sercu - w życiu nie sądziłem, że uda mi się na żywo usłyszeć kultowe "Jak się poruszać po mieście"... Po panach ze Starego (Dobrego?) Miasta scenę przejęła absolutnie przesympatyczna ikona polskiej piosenki - Ewa Bem. Brawurowo zaśpiewawszy "Minuty", pani Ewa uraczyła nas jeszcze jedną kompozycją (z tekstem autorstwa pewnej znanej tu i ówdzie artystki, "dopiero wkraczającej na rynek, ale zbierającej nawet pochlebne opinie"... Ewy Bem), elektryzująco latynoską piosenką "Por favor" z płyty "Kakadu". 

Last but not least - enter Zbigniew Wodecki. Uzbrojony w powalający uśmiech oraz w trąbkę, pan Zbigniew na sam początek zaserwował znakomite "Opowiadaj mi tak", po czym zaprezentował bezapelacyjnie najbardziej intrygujący kawałek z "Albo Inaczej" - reinterpretację "Jest jedna rzecz" Slums Attacku. I tu pojawił się mały zgrzyt - choć samo wykonanie utworu było fantastyczne (zwłaszcza końcówka była powalająca!), pan Zbigniew notorycznie przekręcał linijkę w refrenie - miast "I nie zmienia się nic" śpiewał "I nie zdarza się nic"... Interesujące. Koncert zakończył fantastyczny popis umiejętności muzyków Konglomerat Big Bandu - oraz głęboki ukłon od wszystkich artystów...

Cóż powiedzieć więcej? Wielce ubolewam nad faktem, iż nie mógł przyjechać pan Felicjan Andrzejczak, którego interpretacja "Stresu" Eldo stanowi dla mnie najjaśniejszy punkt całego projektu... Zabrakło także pana Wojciecha Gąssowskiego, który wziął na warsztat "Normalnie o tej porze" Kalibra. Niemniej jednak - był to świetny koncert i wspaniałe doświadczenie. Chapeau bas, wszyscy zaangażowani w ów projekt, chylę czoła przed Waszym kunsztem i dziękuję za chwile czystej, muzycznej magii.   

Po półgodzinnej przerwie na scenę wkroczył W.E.N.A. wespół z instrumentalistami z Electro-Acoustic Beat Sessions. Za perkusją zasiadł Marcin Rak, za gitary chwycili Vojto Monteur i Piotr Mazur, klawisze przejął we władanie Marek Pędziwiatr, tuż obok niego za stołem DJ-skim stanął Piotr Skorupski a.k.a. Spisek Jednego... Last, but not least - saksofon i trąbka w rękach odpowiednio - Olafa Węgra i Jakuba Kurka.  Przyznam, że nie jestem jakimś tam wybitnym fanem Wudoe - jednak koncert wypadł znakomicie. Wspierane przez moc żywych instrumentów, utwory W.E.N.Y. przemieniły się w ultrabujające bangery - takie "Salutuj" wręcz wyrywało z butów, takoż samo "Zapach Spalin"... Świetny koncert, eksplozja energii (Marcin Rak tak zaciekle atakował perkusję, że aż pod koniec wyrzucił pałeczki do góry) - nawet "znielubiane" przez wielu (no dobra, przeze mnie) "Cytryny" w takiej wersji zabrzmiały kozacko.  

Kolejne pół godziny przerwy - i na scenę dziarsko wszedł nasz ulubiony brodacz z Ohio, Stalley, wsparty przez CP za maszyną. Z lekkim zaskoczeniem skonstatowałem, że po koncercie Wudoe sala znacząco opustoszała - dopiero gdzieś tak w połowie koncertu Stalleya znów osiągnęła pożądaną liczbę hip-hopu fanów... Reprezentant MMG nawet mimo niskiej frekwencji dał czysty ogień, atakując pokaźną dawką hiciorów, od "Jackin' Chevys" począwszy, poprzez choćby "Petrin' Hill Peonies", "BCGMMG", zwrotkę z "Address" Curren$y'ego... A skończywszy na "Navajo Rugs". Gorąco dziękując fanom za przybycie i wspieranie jego muzyki, Stalley zachęcił do kupna jego debiutu "Ohio" - a zauważywszy w tłumie kilku szczęśliwych nabywców krążka, jął rozdawać autografy (jeden z fanów podał mu też do podpisu... kulę rehabilitacyjną). Ogółem, bardzo sympatyczny koncert, aczkolwiek ciężko było oprzeć się wrazeniu, że scena teatru to raczej mało odpowiednia miejscówka dla pełnokrwistego, stworzonego do grania w klubie Stalleyowego hip-hopu... Dość powiedzieć, że po występach Albo Inaczej czy Wudoe & EABS scena bez instrumentów zdawała się nieco... pusta? A i specyficzne oświetlenie sprawiało, że Stalleya ledwo było widać (Przynajmniej tak to wyglądało z góry - siedziałem na balkonie). 

Wiadomym jest jednak, że festiwal nie był skierowany tylko dla fanów 'dobrego chibchobu' - nie, artyści nurtu rap stanowili ledwie małą cząstkę przeobfitego line-upu RBMA. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Podczas, gdy na scenie Teatru Dramatycznego brylował w najlepsze Stalley, w Teatrze Studio publicznośc czarował nowozelandzki soulowy duet Electric Wire Hustle. Na Placu grali choćby Du:It, znany z kompilacji Flirtini, Niewdzialna Nerka, czy Sonnenberg... Wieczór w Teatrze Studio zamknęła zaś formacja Buraka Som Sistema, łącząca elektroniczne beaty z egzotycznymi gatunkami zouk i kuduro... Słowem, działo się, działo!

Niestety, jako się rzekło, z racji innych obowiązków nie mogłem zostać w Warszawie na drugim dniu RBMA (A szkoda, bo bardzo chciałem zobaczyć i usłyszeć na żywo duet HV/Noon...). Nie odmówiłem sobie jednak "uczestnictwa" w obchodach jakże ważnego dla audiofili święta Record Store Day. Scena na placu Defilad na pół dnia, od godziny ok. 13.00, zmieniła się w raj dla kolekcjonerów. Multum stoisk. Płyty CD, winyle, kasety, białe kruki, nowiuteńkie, ultraciężkie do znalezienia wydania - jak i szerzej dostepne wydawnictwa... Tu Prosto czy Alkopoligamia dumnie prezentują swe obfite katalogi, tam panowie z Rap History Warsaw oferują swe kultowe już boxy-mixtape'y czy płyty Pro8l3mu i JWP; szybki obrót - i lądujemy na stoisku ultraalternatywy BDTA czy MonoTypeRec. (Swoją drogą, niezmiernie zainteresowała mnie sprzedawana przez MonoType książka o instrumentach-samoróbkach... Jaka szkoda, że nie starczyło mi na nią kasy).  Swoje dziesięciolecie obchodził także kultowy warszawski sklep SideOne - z tej okazji chłopaki przygotowują specjalne, winylowe wydawnictwo, zawierające "12 utworów najważniejszych rodzimych twórców muzyki elektronicznej ostatniej dekady"... TUTAJ możecie wesprzeć projekt. Na stoisku SideOne można było nabyć - oprócz tytułów z oferty sklepu - tytuły wypuszczone specjalnie z okazji Record Store Day 2015. Zanurkowawszy w skrzyneczkę z owymi tytułami, znalazłem w rzeczy samej smakowite rarytasy (Nowe wydanie "The Book of Taliesyn" Deep Purple! EPka The Replacements! "Life After Death"!!!)

Dośc powiedzieć, że wróciłem do Krakowa z kiesą o wiele lżejszą. Ale nie żałuję ani chwili. Dzięki, RBMA, dzięki, Warszawo - do zobaczenia za rok!

[Natomiast mi udało się zobaczyć także występ HV i Noona - mocno klimatyczne show, w trakcie którego sentyment mocno wkroczył w grę, gdy na scenie pojawiali się kolejno Jotuze i Eldo a wśród nowszych kompozycji rozbrzmiewały instrumentale z projektów Noona z Pezetem. Jedyne czego zabrakło to wisienki na torcie w postaci zagrania jakiegoś numeru Grammatika - ale dzień po występach Flexxipu i Starego Miasta byłoby to chyba za wiele dobrego. - przyp. Mateusz Natali]

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>