Freddie Gibbs and Madlib "Pinata" - recenzja
Piniata (hiszp. Piñata) to ludowy zwyczaj w krajach latynoskich osadzony w tradycji bożonarodzeniowej. Zabawa polega na strąceniu specjalnie przygotowanej kuli wypełnionej przeważnie słodyczami, których uczestnicy starają się zebrać jak najwięcej.
Taką też nazwę nosi nowy krążek Freddiego Gibbsa, stworzony wespół z kalifornijskim producentem, Madlibem.
Parę dni przed 10 rocznicą premiery Madvillainy, panowie Madlib i Gibbs w końcu wypuścili swoje wspólne dzieło. "Madvillainy" było jedną z najlepszych płyt pierwszej dekady XXI w., a ja miałem wielki apetyt na kolejną pełnowymiarową kooperację Madliba w duecie z raperem. W końcu Madlib cały czas udowadnia, ze nie wyszedł z formy, a Freddie jest naprawdę dobrym MC. Oczywiscie obydwu krążków porównywać nie można, bo to zupełnie inny klimat. Duet z Doomem, to przerysowane, komiksowe dzieło, do którego taki Gibbs kompletnie nie pasuje. Obydwaj muzycy zrobili więc to, co najlepiej im wychodzi, czyli gangsterskie opowieści oparte o samplowane "z niewiadomo skąd" podkłady.
Zresztą Madlib jest tu, w moim odczuciu, postacia dominującą. Jest producentem, który pomimo zamknięcia w pewnym sposobie tworzenia bitów, potrafi stworzyć na konkretnych płytach różne klimaty. Madvillainy, czy krążki Lorda Quasa są na przykład typowo kreskówkowe. Wiadomo, że to o czym nawija Freddie, nie pasuje do takiej stylistyki. Więc kalifornijczyk poszperał w vinylach, wyciął z nich odpowiednie próbki i stworzył z tego coś, przypominającego miejscami seriale z lat 70-tych. Muzycznie bardzo przypomina ubiegłoroczną współpracą Prodigy'ego z Alchemistem, z tym że na "Pinata" jest "więcej słońca". Czy jest się do czego przyczepić? Nie. Madlib to Madlib. Poniżej bardzo wysokiego poziomu, jego twórczość nigdy nie spada.
Freddie to MC starego typu. W jego rapowaniu nie uświadczysz niesamowitej techniki czy hasztagów. Nie jest to może wadą, ale czasem chciałoby się większego urozmaicenia, bo jego sposób deklamowania czasami przynudza. Na szczęście nie można się przyczepić w kwestii warsztatu lirycznego. Typ umie opowiedzieć plastyczną historię, ma wyobraźnię i potrafi ugryźć temat z róznych stron. Przykładem niech będzie historia miłości i relacji damsko-męskich z "Deeper". Gospodarza idealnie dopełniają go goście, wśród których są same asy mikrofonu, począwszy od Raekwona i Scarface'a, kończąc na Earlu, Domo, czy Dannym Brownie. Widać, że Gibbs stworzył przemyślane dzieło, a nie brał jak leci, byleby było głośno.
"Pinata" to bardzo dobry album. Czuć na nim niebywałą chemię między obydwoma artystami. Freddie, który swoją barwą głosu, przypomina trochę 2Paca (zresztą również zahacza o tło społeczne), jest niezwykle inteligentnym i utalentowanym raperem. Madlib za to jest geniuszem bitu. Taka prawda. To jak potrafi dostosować się do charakteru rapera, nie tracąc przy tym swojej charakterystyczności, jest niesamowite. Poza tym, jego podklady są bardzo melodyjne. Od siebie daję piątkę i mam nadzieję, że Gibbs w końcu przebije się mocniej do mainstreamu.
PS. Album dostępny jest w naszej dystrybucji - znajdziecie go tutaj.