Puoć: "Nie nasz idol, nie nasz cyrk" - felieton
[Wśród wielu komentarzy w całym zamieszaniu po finale WBW pojawiają się głosy aktywnych i byłych zawodników, a także jurorów, czy innych osób na codzień obcujących z freestylem. Michał Płociński, wcześniej znany jako Puoć to postać, która na wolnym stylu zjadła zęby, zjeżdżając Polskę wzdłuż i wszerz od samego początku istnienia cyklu WBW i będąc jednym z mocniejszych ogniw kultowego już dziś Freestyle Palace. Był trzykrotnym finalistą WBW (na zdjęciu w trakcie walki z Dolarem na finale z 2007 roku), był jurorem, obecnie jest dziennikarzem "Rzeczpospolitej", współprowadzącym także od kilku lat audycję Rap Sesja, stworzoną wspólnie z Muflonem. Puoć pierwotnie chciał zawrzeć swoje refleksje w facebookowym statusie, ale dziennikarskie pióro dało się we znaki i powstał z tego obszerniejszy i konkretniejszy felieton, który chętnie publikujemy na naszych łamach. Zachęcam też do czytania wszystkie osoby zainteresowane wolnostylowymi bataliami, bo mało osób ma na polski freestyle spojrzenie tak wyrobione przez lata i pozwalające uchwycić wielość perspektyw. - Mateusz Natali]
Nie dogadamy się co do kontrowersyjnego werdyktu z finału WBW. To nie jest zwykła różnica w gustach czy prywatnych sympatiach. Przyszłość polskiego freestyle'u nie wygląda zbyt optymistycznie, bo na tej scenie brakuje różnorodności, która przyciągałaby także starszych słuchaczy i zawodników.
Sobotni finał WBW udowodnił, że boom na freestyle trwa w najlepsze. Ale trudno przypuszczać, by doprowadziło to do poważniejszych zmian na freestyle'owej scenie. Młode pokolenie trochę zatraca się w kolejnych schematach, zamiast iść do przodu. A młodzi fani nie widzą w tym nic złego, bo za krótko interesują się bitwami, by te gierki słowne zdążyły się im przejeść.
Na forach i grupach internetowych najwięcej miejsca wszyscy poświęcają werdyktowi z dogrywki jednej z finałowych grup. Babinci, Edzio i Filipek odnieśli po dwa zwycięstwa i o tym, kto z nich odpadnie, zdecydowała walka wszystkich trzech zawodników naraz. Rzecz się tyczy dogrywki dla zawodników, którzy w grupie B odnieśli po dwa zwycięstwa: Babinciego, Edzia i Filipka. Teraz jedni fani wyzywają jurorów, że byli negatywnie nastawieni do faworyzowanego Filipka, inni biją im brawo, że z dogrywki zamiast niego przepuścili no name'a Babinciego i nie bali się przeciwstawić presji społecznościowych oczekiwań. O co tak właściwie chodzi w tych kłótniach?
Filipek najlepszym punchlinerem jest
Młodzi i starzy fani freestyle'u operują na zupełnie różnych poziomach oceny bitew. I nie mogą spotkać się na żadnej wspólnej płaszczyźnie. Napiszę bez owijania w bawełnę: młodzi po prostu nie potrafią tego zrobić, a starzy nie chcą. Oficjalne filmiki z WBW, które na dniach zaczną pojawiać się w internecie, niczego nie zmienią. Ci, którzy popierają Filipka, tylko utwierdzą się w przekonaniu, że Filipek najlepszym puchlinerem jest; ci, którzy stylem Filipka już się zmęczyli, umocnią się na pozycji, że Babinci niesamowicie stylowy był i świetny show zrobił.
Najczęściej wysuwane przez obie strony argumenty w zasadzie mijają się z istotą problemu. Bo pies jest pogrzebany nie w tym, że ten czy inny miał lepsze czy lepiej zarapowane punchline'y. My inaczej interpretujemy freestyle jako całość, tu nie chodzi o poszczególne jego elementy. Sam jestem już stary i zblazowany. My już wszystko to słyszeliśmy, na wylot znamy te schematyczne punche w stylu: twoja niunia jest jak..., bo...; albo: wygrasz ze mną, szybciej ktoś tam, coś tam... Co więcej, znamy też wszystkie inne schematy, które od początku polskich bitew stawały się chwilowo modne. I jeszcze więcej: jak byliśmy młodzi sami takie schematy rzucaliśmy i sami się nimi jaraliśmy jak głupi. Freestyle obserwujemy od kilkunastu lat. W tym czasie kolejni freestyle'owcy wchodzili na scenę, dorzucali swój kamyk, i z tej sceny znikali. Uczestniczyliśmy już wielokrotnie we wszystkich możliwych dyskusjach o freestyle'u, które znowu (kolejny już raz) są odgrzewane i przez kolejnych nowych zawodników i fanów – przeprowadzane na nowo, jakby nigdy wcześniej się nie odbyły.
My starzy nie jesteśmy jednakowi w swoich ocenach i podejściach. Ale esencja naszego myślenia jest podobna. Do tego wszyscy czasem zapominamy, że dla młodych te punche są nowe i świeże; że oni nie słyszeli tych wersów po milion razy, dlatego wciąż łakną ich i tylko ich. Powinniśmy o tym pamiętać, ale problem w tym, że poza tym jednym, bardzo popularnym stylem nawijania (tzw. punchlinerów, często krzyczących, agresywnych i chamskich), właściwie nie ma życia na scenie. A nas te punchline'y już nie śmieszą, wydają nam się bardzo infantylne, gimnazjalne, generalnie są tym, czym dla młodych (16-20 lat) żarty dzieci z podstawówki (8-12 lat). Sami się kiedyś śmiali z tych dziecinnych grepsów, ale po latach są nimi trochę zażenowani, rozumiecie, nie?… Dlatego starym freestyle'owcom nie chce się przychodzić już na te bitwy, bo z tego wyrośli, tyle. To samo się tyczy wielu starych fanów. Mają już na to wyłożone.
Łatwe i trudne werdykty
My chcielibyśmy kogoś, kto jest dojrzalszy. Nie tylko pod względem treści, ale i rapowego całokształtu. Nie chodzi wyłącznie o technikę składania rymów, flow, emisję głosu, ale także o sceniczność, pomysł na siebie, pomysł na freestyle. Zauważcie, że nie było kontrowersji przy werdyktach, gdy naprzeciwko siebie stawało dwóch punchlinerów: Pejter vs Milu, Ryba vs Pejter, czy Ryba vs Milu. Nawet Filipek i Edzio nie byli trudnym orzechem do zgryzienia dla jurorów. Wszyscy oni lecą generalnie podobnie i ocenia się wtedy tylko poziom ich punchline'ów. Zazwyczaj takie starcia wygrywają Szyderca, Edzio czy Filipek, bo co tu dużo gadać, oni ten styl nawijania opanowali prawie do perfekcji, co doceniają młodzi i co widać po rzeszy ich fanów.
I tak, filmik z dogrywki generalnie nie pozostawia wątpliwości: Filipek, choć nie miał dużej przewagi nad Edziem, to jednak miał najwięcej dobrych wersów; dwa bardzo dobre wejścia i praktycznie zero punchline'owej zamułki. Z drugiej strony, nie były to aż tak dobre wersy, by publika oszalała na jego punkcie; by tłum zrobił taki hałas, że zagłuszyłby kolejny takt. Edzio jednak obok schematycznych wersów miał coś jeszcze: bardzo dobrze płynął, utrzymał przez oba wejścia pewny, opanowany emisyjnie głos. To samo w sobie może nie ma dużego znaczenia, ale jeśli dodamy do tego spójną z jego głosem postawę sceniczną, to otrzymamy coś naprawdę istotnego na bitwie: on na scenie sprawiał wrażenie, jakby był pewien tego, że jest najlepszy i że ta dogrywka to tylko formalność. Filipek nie potrafi tak się prezentować, co może nie przeszkadza na filmikach, ale w klubie, w tej atmosferze, przy tym tłumie i w czymś, co nazywa się magią chwili - pod tym względem Edzio zawsze będzie miał nad nim niewielką przewagę. Filip musi nadrabiać punchami. Ale poza dwoma punchlinerami w dogrywce brał udział jeszcze Babinci, i tu zaczynają się schody.
Flow, punche i sceniczność
I teraz dochodzimy do jednej z dyskusji, które co chwilę odgrzewane są na nowo. Nazwijmy ją roboczo i nieco prześmiewczo: „flow czy punche”. Od samego początku bitew zawsze była grupa, która mówiła, że nie chodzi tylko o tekst, liczy się także sposób jego przedstawienia. Jednak bitwa freestyle'owa to przecież nie konkurs na najlepszego rapera (bo wtedy można by rapować napisane już wcześniej wersy i pokazywać jedynie flow cze generalnie technikę), ale tu chodzi właśnie o te wymyślone na żywo wersy, więc reszta liczy się znacząco mniej. Tylko że freestyle to też nie bitwa na punchline'y, one są najbardziej widowiskowe, ale pamiętajcie: jeśli tylko one by się liczyły, to dlaczego nie zrobić by tego w formule, która przyjęła się w polskim środowisku pod nazwą Grind Time? Niech raperzy piszą wcześniej punchline'y, by były one jak najlepsze i jak najzabawniejsze, i vide Filipek i Tomb - spotykają się później na scenie. Tak samo: gdyby to był konkurs na najlepszego punchlinera, to czemu po prostu nie napisać tego w domu? Po co ta ułuda spontaniczności?
Sam bardzo chciałbym, by tzw. grind time'y przyjęły się w Polsce; byśmy doczekali się grindtime'owej WBW. Ale freestyle ma nad takimi rapowymi bitwami jedną, dość istotną przewagę (w wielu innych wymiarach im, oczywiście, ustępuje). Chodzi właśnie o to „tu i teraz”, o tę „magię chwili”, pełną (taa, pełną…) spontaniczność : „jak on na to wpadł w ułamku sekundy!”; „wow, jak on to logicznie połączył przed chwilą!”; „w mordę, jak on mu to właśnie zripostował!”. Po latach walk, sędziowania, prowadzenia i po prostu obserwacji, bardzo dobrze już rozumiem, co dokładnie robi na ludziach największe wrażenie na bitwach. Fajnie czasem rzucić dobrego premade'a, mocno dojechać przeciwnika jakimś celnym gwoździem, ale to nie zawsze robi największe wrażenie.
Publikę porywa się tym trzecim elementem (nie „flow czy punche”): scenicznością. Nie chodzi tylko o postawę, ale o swoiste show. Z tym że to show to nie robienie z siebie głupka czy jakaś grą aktorską, a umiejętność połączenia punchy z magią chwili. Pod tym względem role model jest oczywiście Muflon. Jeśli w klubie coś się przed chwilą wydarzyło, a ty do tego nawiążesz; jeśli umiejętnie zagrasz z publiką; jeśli uda ci się po prostu kogoś zaskoczyć, odwrócić sytuację, zrobić coś nietuzinkowego – wtedy otrzymasz największy hałas; wtedy w tłumie zaskoczy magia, oparta oczywiście na psychologii tłumu.
Show kontra chłodne kalkulacje
Freestyle polega właśnie na tym, by udowodnić wszystkim w klubie, że jesteś lepszy od przeciwnika. Co to znaczy lepszy? Publika i jurorzy muszą poczuć, że to ty wygrałeś, tyle. Nie ma punktów za punche, nie ma ocen za styl. Byłeś lepszy, kropka. Ludzie to poczuli. Magia chwili.
Młodzi nie zawsze to rozumieją, ale i tak reagują dokładnie według tych naturalnych zasad. Jasne, gdy freestyle potem rozłożą na elementy pierwsze, szczególnie przed ekranem monitora w domu, te zasady przestają funkcjonować. Wiecie dlaczego cały czas powtarzamy, by nie oceniać bitew po filmikach? Bo modelowe realia bitwy freestyle'owej to zapchany pod samą szatnię klub, w którym nie ma czym oddychać, a gość za tobą co chwilę rozlewa ci piwo na kaptur, ale i tak masz to gdzieś, bo jesteś zbyt podniecony tym, co dzieje się na scenie. I z naturalnych powodów to tobie i temu lamusowi, co nie umie trzymać piwa, raperzy muszą udowodnić, że są lepsi, a nie internautom, z którymi ze sceny nie mają żadnego kontaktu (nawet jakby były streamy na żywo). Freestyle to interakcja, wykorzystywanie psychologii tłumu, robienie show. Nie zamieniajmy tego na chłodne kalkulacje, kto rzucił więcej punchline'ów. Zróbmy bitwę grindtime'ową, gdzie oceniać będziemy komentarzem albo lajkiem. Ale nie niszczmy bitew freestyle'owych, bo w nich najważniejsze jest właśnie to „tu i teraz”, i to właśnie dlatego tak dobrze na tych bitwach się bawimy.
Mimo wszystko my, starzy, powinniśmy zrozumieć, że młodzi nie potrzebują niczego poza prostymi punchami; i zrozumieć, że nasze wygórowane oczekiwania świeżości i spontaniczności są dla nich… niezrozumiałe. Niestety, często ich za to wyśmiewamy, a oni czują, że nie traktujemy ich i ich ulubieńców poważnie. Dlatego właśnie powstają później teorie, że mamy jakieś zatargi z tym czy innym Filipkiem; że im zazdrościmy fame'u; że to prywatne zatargi. Co więcej, zdaje się, że sami młodzi freestyle'owcy zaczynają w te teorie wierzyć, nie rozumiejąc, z czego to nasze zblazowanie wynika.
Dlaczego się nie dogadamy
Co w tej sytuacji zrobić? Jeden z kolegów raperów napisał ostatnio, by zostawić ten freestyle młodym i niech się rządzą swoimi prawami, niech sami siebie oceniają, niech sami to sobie organizują i uczą się na własnych błędach. Niech sami dochodzą do tych prawd, albo niech nie dojdą do nich nigdy, ich sprawa… I może to jest i dobra myśl. A może warto by w jury połączyć siły: niech sędziuje jakiś młody dziennikarz-zajawkowicz i jakiś stary wyjadacz.
Niestety, problem w tym, że my, starzy, zawsze będziemy traktować młodych protekcjonalnie. Bo my po prostu uważamy, że wiemy lepiej. Choć sami byliśmy dokładnie tacy sami w ich wieku, to dziś sami o tych młodszych nas myślimy, że wtedy byliśmy głupimi szczylami; że nie wiedzieliśmy zbyt dobrze, o co w tym freestyle'u powinno chodzić, albo inaczej: o co w nim tak właściwie chodzi, bo to jest akurat naturalne, że to ta sceniczność, spontaniczność, z natury rzeczy jest najważniejsza (vide reakcje publiki).
My uważamy po prostu, że jesteśmy mądrzejsi o bardzo ważny element: doświadczenie. Nie chcemy spotykać się z nikim w połowie drogi. Bo ta połowa drogi to dla nas jakby połowa drogi od gimnazjum do studiów doktoranckich. Za daleko. Dlatego nie chcemy traktować młodych poważnie. Ok, może rzeczywiście powinniśmy usunąć się trochę w cień. Uczcie się na błędach. Bo my chcemy Babinciego, kogoś, kto wniesie na tę scenę świeżość, będzie inny, ciekawy, spontaniczny i „sceniczny”, a wy chcecie Filipka, kolejnych śmiesznych punchline'ów i walk punchliner vs punchliner. Dlatego właśnie uważam, że się raczej nie dogadamy.
Jak więc wygląda przyszłość polskiego freestyle'u? Tak samo, jak dotychczas. W bitwach będą brać udział sami młodzi, potem będą dorastać, dostrzegać, jakie to jest schematyczne a bycie freestyle'owcem bitewnym to kariera bez żadnej przyszłości. Dlatego po kilku latach będą to rzucać. Tak jak i my to po kilku latach rzucaliśmy. Mam wrażenie, że my, starzy, już dawno tę zabawę zostawiliśmy młodym. Tylko udajemy, że to sędziujemy, że próbujemy na to wpływać. Bo gdybyśmy chcieli coś zmienić, to by zatrząść tą sceną w posadach, przestalibyśmy Filipka wypuszczać z eliminacji. Ale skoro młodzi się bawią, to niech się bawią. Nie nasz idol, nie nasz cyrk. A szkoda. To mogłaby być naprawdę fajna scena. I dla Filipka też by znalazło się na niej miejsce. Ma chłopak talent. Ale nie wiem, czy by chciał, bo istnieje szansa, że obraził się już na śmierć…
Michał Płociński, trzykrotny finalista WBW, dziennikarz „Rzeczpospolitej”, prowadzi wraz z Marcinem Natalim audycję Rap Sesja w Radiu Kampus (niedziela, 22:00).
*****
Echa WBW 2015:
WBW 2015 - Wielki Finał - wyniki
WBW 2015 - znamy tegorocznego mistrza!
Edzio "Jeszcze nie dowierzam" - wywiad z mistrzem WBW 2015
Filipek, Flint i Czeski ostro komentują kontrowersje po finale WBW 2015
Duże Pe, Dolar, Theodor, Ymcyk i Yowee komentują finał WBW 2015
Filipek do Flinta i Dolara: "Przekręciliście mnie niesamowicie"
Flint do Filipka: "Jesteś obrażalskim dzieciaczkiem", komentarze Czeskiego i Dolara
Babinci komentuje finał WBW: "Zachowanie Filipka po werdykcie było dziecinne"