Chris Morris - Rest In Peace... - wspomnienie tragicznie zmarłego rapera
Wiadomości o śmierci młodych, utalentowanych artystów zawsze są poważnym ciosem i każą ponownie zastanowić się nad priorytetami w życiu i codzienną pogonią za mniej istotnymi rzeczami… Rok 2016 przyniósł nam już smutne wieści o przedwczesnym odejściu Ymcyka, a mnie osobiście w ostatni czwartek mocno dotknął news o tragicznym wypadku motocyklowym Chrisa Morrisa – 25-letniego rapera i wokalisty z Brooklynu, wychowanego na Florydzie.
Swoje kondolencje złożył już też sam 9th Wonder, który wspierał i śledził karierę Chrisa od momentu, gdy ambitny, 22-letni wówczas MC podesłał mu swoje tracki i zachwycił zdobywcę Grammy przepełnionymi soulem refrenami, uderzającą szczerością bijącą z wersów i nieustannie motywującym przesłaniem, w myśl hasła "In Dreams We Trust".
Skromny, a zarazem pewny siebie chłopak, wiecznie goniący za marzeniami – a przede wszystkim tym najważniejszym – "bycia głosem dzieciaków, które zmagały się z podobnymi problemami, które zawieram w swojej muzyce". Wiecznie tryskający pozytywną energią, roześmiany od ucha do ucha gość, który z miejsca wzbudzał sympatię (I'm the coolest dude you will ever meet) oraz wywoływał salwy śmiechu – czy to komicznymi tańcami w klipach, czy to zwariowanymi, absurdalnymi statusami bądź nieprzewidywalnymi, ukazującymi dystans do siebie zdjęciami. W ciągu kilku lat swojej kariery Chris zdążył wydać trzy projekty – o jego twórczości pisaliśmy na Popkillerze dwukrotnie, przy okazji płyt "The Mind of a Believer" z 2012 r. i "Hip Hop Fell In Love With Me" z 2014 roku. Oba tytuły już na wstępie dobrze zapowiadają klimat twórczości wychowanka West Palm Beach, który za namową przyjaciół zaczął wreszcie nagrywać studyjne numery, w efekcie zaliczając nadspodziewanie szybki progres i znajdując w rapie azyl i cel życia.
Jestem jedynie artystą, pragnącym najwspanialszych rzeczy w życiu. Moje skromne wychowanie odpycha mnie jednak od materialistycznych rzeczy, a w rzeczywistości jestem wyluzowanym, spoko gościem. Nie chcę być dzieciakiem kojarzonym z promowania narkotyków, a tym, który będzie zapewniał wzór postępowania dla młodszych dzieci, a zarazem dostarczał dobrą muzykę.
Na trzech albumach, które zdążył wydać, Chris ukazał się jako artysta kochający soul, nie stroniący od dzielenia się ze słuchaczem każdym skrawkiem swojego życia i dysponujący naturalnym, niewymuszonym flow oraz charakterystycznym, dosyć wysokim wokalem. Wciąż rozwijający się i coraz lepiej śpiewający artysta przywoływał na myśl esencjonalną starą szkołę rapu, a nawet dokonania Slum Village (sprawdźcie chociażby "What Is Love"), ale zarazem ciągle próbował czegoś nowego i bawił się muzyką w najlepsze – ba, który inny raper wrzuciłby na płytę numer o tytule „Some Weird Sh*t I Don’t Like”?
Wydaje się, że przeplatał najróżniejsze style bez najmniejszego wysiłku – w jednym momencie trafiał w nostalgiczne, refleksyjne klimaty przypominające młodego J. Cole'a, w drugim nagrywał elektryzujący, zabawny numer o miłości do gier Nintendo "Super Nintendo", aby za chwilę zarapować emocjonalny hołd dla matki, która wychowała go sama "Super Mom", a 2 numery później w "Grammy Speech", z komiczną wściekłością w głosie rzucić stek wyzwisk w stronę Kanye Westa (i jego Air Yeezys) za zgarnięcie mu sprzed nosa nagrody "Hip-Hop Artist of All Time".
Sam nie miałem niestety okazji poznać Chrisa osobiście, ale utrzymywaliśmy kontakt przez dobrych kilka lat, dokładnie od 2012 r. – zarówno na polu koleżeńskim, jak i muzycznym. Najbardziej w nim podziwiałem tę konsekwencję, nieustanne parcie do przodu, etykę pracy – wydawało się, że cały czas wolny od pracy siedzi w studiu i nagrywa nowe wokale; oraz to, że zawsze starał się przekazać komuś trochę swojej motywacji i energii (której zdawał się mieć aż nadto), napędzić do działania.
Aktualnie pracował nad projektem "Life Ain't Holy", na który gościnne zwrotki dograli m.in. Talib Kweli i Blu (tak, ten z Blu & Exile). Współpracował też już m.in. z uznanym w podziemiu producentem Khrysisem. Bogate, obiecujące plany na przyszłość przerwał jednak środowy wypadek, w którym Chris, jadący na swoim nowym, czarnym motocyklu marki Honda, zderzył się z samochodem osobowym i w efekcie zmarł godzinę później w szpitalu… Na ostatnim zdjęciu, które wrzucił do Internetu, dumnie pozuje ubrany cały na czarno (z dopiskiem "All Black Everything") na parkingu, szykując się do przejażdżki. Któż mógł wtedy pomyśleć, że kilka godzin później czarno-białe zdjęcie nabierze zupełnie innego wydźwięku… Wciąż ciężko uwierzyć w te słowa, a słuchanie teraz Twoich wersów Bury me a hero, cause I ain’t tryna be a lost soul z "Reincarnation" wydaje się aż nierealne… Widząc niezliczone, emocjonalne wpisy bliższych i dalszych znajomych, zalewające pośmiertnie Twoją tablicę na FB, nie mam wątpliwości, że dla wielu byłeś bohaterem. Spoczywaj w pokoju Chris... Rest In Beats.
Pod spodem natomiast ostatni pełnoprawny teledysk, który zdążył wypuścić Chris - pochodzący z czerwca 2015 r. numer "Moneyyy", w połowie klasycznie boom-bapowy, a w drugiej połowie oparty na new schoolowej rytmice, do tego opatrzony prostym, ale bez pudła wywołującym uśmiech teledyskiem.
Wszystkie trzy, niezwykle klimatyczne albumy Chrisa Morrisa dostępne są do odsłuchu i ściągnięcia za darmo, linki znajdziecie poniżej.
DYSKOGRAFIA:
1) "Hip Hop Fell In Love With Me" (2014) - Odsłuch/Darmowy download
2) "The Mind of a Believer" (2012) - Odsłuch/Darmowy download
3) "The S.A.M.E" (2012) - Odsłuch/Darmowy download