8 lat minęło kiedy jeden z najbardziej
wyrazistych kalifornijskich weteranów puścił swoje ostatnie solo. Szalone
i niepodrabialne flow, mega wykręcony image i chora stylówa sprawiają jednak, że
na płyty Dru Downa czeka się z niecierpliwością, nawet gdy przychodzą po cichu.
Zapowiadane jeszcze w spinnerowym wywiadzie
"Chronicles Of A Pimp" wreszcie trafiło na sklepowe półki! Odsiadka, o
której mogliśmy dowiedzieć się z koszulek "Free Dru Down" na klipach mogła
wstrzymać go, ale nie powstrzymać. Jak prezentuje się album?
Bądź spokojny, Dru nie wychodzi z formy. Wciąż moduluje głos jak szalony, odrzucając nieprzyzwyczajonych i wciągając tych, którzy czują jego wykręcony styl. Pewność siebie ani trochę mu nie spadła, zamiast "Pimp Of The Year" jest teraz "International Pimp" i porusza się po bitach z gracją alfonsa z amerykańskiej komedii, bawiąc się swoim wokalem w najlepsze.
Treściowo dostajemy to, czego można było się spodziewać - powitanie po 8 latach przerwy (świetne "Hello, Hello, Hello", którego refren może denerwować przy pierwszym odsłuchu, ale potem wkręca się tak, że nie ma zmiłuj, jak dla mnie jeden z singli roku),
pimpowskie przechwałki, flirciarskie tricki, stosunki damsko-męskie oraz korzenna rapowa jazda. Dobrze znani i jeszcze lepiej dopasowani goście (The Jacka, Keak Da Sneak, Messy Marv, Lee Majors) oraz wyjątkowo udane refreny ubarwiają krążek, choć pierwsze skrzypce rzecz jasna gra Pimpidoo.
Soczyste kalifornijskie produkcje dalekie są zarówno od minimalizmu, jak i typowego g-funku. To stare dobre Bay Area, jedynie trochę odświeżone i przeniesione w dzisiejsze realia. Wciąż jednak buja jak powinno, atakując luzem i gęstymi cykaczami. O singlowym "Hello, Hello, Hello" już pisałem, "Rather Be With Dru" miesza kalifornijski luz z nietypową gitarką i hitowym refrenem, dając mieszankę wybuchową, laidbackowy "Oldschool" pozwala świetnie się wyluzować, podjeżdżające trochę kubańskimi rytmami "Have You Ever Seen It" ukazuje różnorodność a "Bout Dat Money" i w naszych rodzimych klubach dałoby radę rozgrzać ludzi.
Słabego numeru i słabego bitu można tu szukać ze świecą, pod koniec wprawdzie tempo trochę spada, ale nie na tyle, żeby wyraźnie obniżyć ocenę. Dru Down powrócił w wielkim stylu. Płyta, na którą trochę się naczekaliśmy i która w końcu ukazała się bez żadnej promocji, przerosła moje oczekiwania. Jeśli cenicie stylową kalifornijską jazdę w starym dobrym stylu to sprawdzajcie bez wahania.
Czołówka tego (ups, minionego...) roku i piąteczka z minusem.