Little Brother to jeden z najbardziej znanych elementów Justus League, grupy z Karoliny Północnej. Big Pooh pozazdrościł ziomkowi z kolektywu...
Little Brother - "Leftback LP" - recenzja
recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2010-07-17 13:00
przez: Dawid Bartkowski
(komentarze: 0) "To nasz ostatni wspólny album. Żegnamy się ze wszystkimi". Mniej więcej tymi słowami, jakiś czas temu, Rapper Big Pooh i Phonte przekazali swoim fanom, że marka Little Brother się wypaliła.
Po wydaniu "Leftback LP", duet przestanie istnieć. Czy komuś się to podoba czy nie, to ci dwaj raperzy łącznie z genialnym, w nie tak dawnych przecież czasach, producentem - 9th Wonderem - wydali dwie, niemalże klasyczne płyty.
Mowa tu o debiutanckim "The Listening" i jego następcy - "The Minstrel Show". Koncepcyjnej płycie, jeszcze chyba lepszej.Postawmy sobie sprawę jasno - "Leftback LP" nie dorównuje pod żadnym względem obu krążkom. Z trzecim LP "Getback" może rywalizować jak równy z równym, w niektórych aspektach nawet go przewyższając, ale gdzie tu jakiś pomysł? Gdzie magia "tamtego" 9th Wondera? Brak.
Raperzy są nudni i przewidywalni. Phonte chyba ma gdzieś markę Little Brother i bardziej skupia się na projektach z Nicolayem pod szyldem The Foreign Exchange. To już nie jest ten sam dobry rap. Nawet śpiew już nie jest taki sam. Drugie ogniwo, Big Pooh, też nie zachwyca. Jeden i drugi jest przeraźliwie nudny i nie posiada już wersów, które potrafią zapaść w pamięci. Na szczęście są goście. Na Torae można polegać zawsze. Darien Brockington i Bilal zawsze swoim głosem pięknie urozmaicają dany utwór. Jozeemo, Truck North, Median i Yahzarah są melodią przyszłości.
A jak to wszystko brzmi? Średnio. Wszystko robione na jedno kopyto, nieudolnie naśladujące dawną stylistykę 9th Wondera. Najbardziej, oprócz gospodarzy, zawiódł Khrysis. Jeden z najbardziej rozchwytywanych producentów w undergroundzie, kompletnie nie podołał powierzonej roli. Z większości materiału, który przygotował na "Leftback LP", tylko "Revenge" wybija się ponad wszystko i jest jednym z najjaśniejszych momentów na albumie. Reszta spisała się przeciętnie, a takiemu Zo! lepiej by chyba wyszło dopieszczanie solówki.
Czy Phonte i Big Pooha stać było na nagranie płyty na poziomie dwóch pierwszych krążków? Tak, gdyby pojawili się lepsi producenci. Aż się prosi, aby coś od siebie dorzucił Nicolay (a najlepiej wyprodukował całość!). Wtedy może byłaby namiastka "The Minstrel Show". Ostatnia klasa w szkole rapu ukończona na tróję z plusem, ale za młodu każdy się przecież lepiej uczył.
Po wydaniu "Leftback LP", duet przestanie istnieć. Czy komuś się to podoba czy nie, to ci dwaj raperzy łącznie z genialnym, w nie tak dawnych przecież czasach, producentem - 9th Wonderem - wydali dwie, niemalże klasyczne płyty.
Mowa tu o debiutanckim "The Listening" i jego następcy - "The Minstrel Show". Koncepcyjnej płycie, jeszcze chyba lepszej.Postawmy sobie sprawę jasno - "Leftback LP" nie dorównuje pod żadnym względem obu krążkom. Z trzecim LP "Getback" może rywalizować jak równy z równym, w niektórych aspektach nawet go przewyższając, ale gdzie tu jakiś pomysł? Gdzie magia "tamtego" 9th Wondera? Brak.
Raperzy są nudni i przewidywalni. Phonte chyba ma gdzieś markę Little Brother i bardziej skupia się na projektach z Nicolayem pod szyldem The Foreign Exchange. To już nie jest ten sam dobry rap. Nawet śpiew już nie jest taki sam. Drugie ogniwo, Big Pooh, też nie zachwyca. Jeden i drugi jest przeraźliwie nudny i nie posiada już wersów, które potrafią zapaść w pamięci. Na szczęście są goście. Na Torae można polegać zawsze. Darien Brockington i Bilal zawsze swoim głosem pięknie urozmaicają dany utwór. Jozeemo, Truck North, Median i Yahzarah są melodią przyszłości.
A jak to wszystko brzmi? Średnio. Wszystko robione na jedno kopyto, nieudolnie naśladujące dawną stylistykę 9th Wondera. Najbardziej, oprócz gospodarzy, zawiódł Khrysis. Jeden z najbardziej rozchwytywanych producentów w undergroundzie, kompletnie nie podołał powierzonej roli. Z większości materiału, który przygotował na "Leftback LP", tylko "Revenge" wybija się ponad wszystko i jest jednym z najjaśniejszych momentów na albumie. Reszta spisała się przeciętnie, a takiemu Zo! lepiej by chyba wyszło dopieszczanie solówki.
Czy Phonte i Big Pooha stać było na nagranie płyty na poziomie dwóch pierwszych krążków? Tak, gdyby pojawili się lepsi producenci. Aż się prosi, aby coś od siebie dorzucił Nicolay (a najlepiej wyprodukował całość!). Wtedy może byłaby namiastka "The Minstrel Show". Ostatnia klasa w szkole rapu ukończona na tróję z plusem, ale za młodu każdy się przecież lepiej uczył.