Tre Hardson "Liberation" (Przegapifszy #76)
Tre Hardson, znany lepiej jako Slimkid3, czy też po prostu Slimkid, to nikt inny jak jeden z czterech oryginalnych członków legendarnego The Pharcyde, obok Fatlipa, Imaniego i Bootie Browna. Dysponujący charakterystycznym, najbardziej melodyjnym z całej czwórki wokalem i wyśmienicie przeplatający rap ze śpiewem Trevant Hardson dał się poznać jako artysta solowy już na debiutanckim, klasycznym krążku "Bizarre Ride II" ekipy z Miasta Aniołów. Mowa o singlowym, zobrazowanym teledyskiem i współprodukowanym przez Tre "Otha Fish", opowiadającym o zawodach miłosnych młodego artysty.
Pierwszy solowy longplay artysty "Liberation", nagrany pod prawdziwym imieniem i nazwiskiem zamiast pseudonimu, ujrzał światło dzienne w 2002 roku, dwa lata po ostatnim krążku The Pharcyde, na którym udzielał się nasz bohater. Niedługo po wydaniu trzeciego w dorobku ekipy "Plain Rap" Slimkid, idąc w ślady Fatlipa, opuścił bowiem szeregi kurczącego się zespołu, wiele lat później tłumacząc to m.in. różnicami artystycznymi i kłębiącymi się nieporozumieniami z Imanim i Bootie Brownem. W zeszłym roku Slimkid ponownie przypomniał o sobie udanym albumem w duecie z DJ’em Nu-Markiem z Jurassic 5, ale dziś chciałem wrócić do niesłusznie przegapionego, przepięknego krążka "Liberation", który bezwzględnie powinni znać wszyscy fani autorów "Passin Me By", "Runnin" czy "Drop".
Liberation, czyli swoiste "wyzwolenie" pochodzącego z L.A. artysty, zastaje Tre'a w bardzo kreatywnym momencie, kiedy to MC/wokalista zapomina o podziałach gatunkowych i utartych schematach i serwuje nam smakowitą mieszankę stylów, sięgając obok rapu nawet do stylistyki neo-soulowej czy poezji mówionej (spoken word). Otwierające krążek, elektryzujące, nowoczesne "AyYoMyMan" wnosi powiew świeżości i udowadnia na wstępie, że gospodarz nie zatrzymał się w czasie, a zarazem nie zapomniał jak szerzyć tak zaraźliwe w przeszłości pozytywne wibracje. All smiles, knowing there’s nothing that can hold me down except me, I’m feeling I can finally see – nawija pod koniec pierwszej zwrotki "Something 2 Live 4" Trevon, który prezentuje się tu jako finalnie ukształtowany, kompletny i świadomy artysta. Niepodrabialne, imponująco melodyjne flow, świetnie skonstruowane, chwytliwe refreny i bogate aranżacje obfitych w żywe instrumenty podkładów – to wszystko sprawia, że "Liberation" to prawdziwa uczta dla uszu fanów słonecznych, pełnych soulu brzmień.
Umiejętnie kołyszące, subtelne podkłady oparte na klawiszach, miękkich perkusjach i gitarkach typu nagranych w duetach "Watcha Do", "Everything" czy "Just Can’t Do" ukazują nam nawet Slimkida w odsłonie stuprocentowo soul/neo-soul/r&b – i również tu kalifornijski wyjadacz wypada znakomicie. Nie są to banalne, standardowe utwory, a tracki trzymające naprawdę wysoki poziom zarówno lirycznie (There’s a sunrise in your soul that keeps me warm) jak i warstwie muzycznej, za którą odpowiadają w tych przypadkach Bob Powers oraz sam Tre, dyrygujący całym zespołem muzyków. Warto wspomnieć też o udanej próbie odnalezienia się w stylistyce spoken word w "Playing House", wzbogaconym o występ jednego z najbardziej szanowanych poetów na mikrofonie Saula Williamsa.
Nie mamy na Liberation jednak do czynienia z proporcjami rap/śpiew pokroju Snoop Doggowego "Bush", a zwolennicy klasycznej nawijki nie będą mieli wiele okazji do narzekania. Czy to weźmiemy na warsztat mistrzowskie "Follow I'll Lead", w którym Slimkid3 co kilka wersów zmienia się na mikrofonie z Chalim 2ną z Jurassic 5, przypominające najlepsze lata The Roots "Mach 7", wyprodukowane przez Evidence’a, jazzujące "Stay Around" czy funkujące, niesione tłustym basem "Just 2 Bring It" albo "Get Ya Down" – debiut Pana Hardsona to wciąż korzenny, a zarazem oryginalny, stylowy hip-hop najwyższych lotów.
Długo można by jeszcze pisać o tej płycie, skrywa ona w sobie bowiem wiele smaczków aranżacyjnych i ciekawych patentów, i choć momentami wydaje się ciut przydługa (całość liczy 73 minuty), to znajdziemy tu tyle kojących nerwy, przenoszących nas w inne rejony geograficzne i pozwalających odciąć się od świata momentów, że specjalne czepianie się byłoby sporym nadużyciem. Niestety wydana nakładem niewielkiej, niezależnej wytwórni Flying Baboon (latający pawian – props za nazwę, tak swoją drogą) płyta nigdy nie zyskała należnej jej uwagi i wskutek słabej promocji umknęła nawet wielu wiernym fanom kwartetu z Los Angeles, a Tre Hardson solowo nie zaistniał raczej w świadomości nawet nieźle ogarniętego rapowego słuchacza, o niedzielnym słuchaczu nie wspominając... Nie zmienia to faktu, że to wciąż jeden z najmocniejszych projektów, w których maczał palce członek The Pharcyde i pozycja absolutnie obowiązkowa dla tych, którzy z sentymentem wracają do "Labcabincalifornii" czy "Bizarre Ride II" i tęsknią za magią tworzoną przeszło dwie dekady temu przez czterech przyjaciół z South Central.
Pod spodem teledysk do otwierającego album "AyYoMyMan", a także odsłuch wspomnianych w recenzji "Something 2 Live 4", "Follow I'll Lead" w duecie z Chalim 2ną i "Stay Around" na bicie Evidence'a oraz soulowe "Just Can't Hold" z Kim Hill.
Tre, łap! http://www.mediafire.com/download/9ylf20hawkazlrv/Tr%C3%A9+Hardson+-+Lib...
Ja akurat dorwałem cd za jakieś 3 dyszki na allegro, ale miałem farta;) A tak to można wciąż znaleźć na Amazonie, nowe bądź używane CD's, czasem też śmiga na ebayu. Pozdr