Pawbeats "Utopia" - recenzja
"Utopia" to unikalny projekt, więc zasłużyła na unikalną recenzję. Dlatego - wraz z Krystianem - zamiast pisać dwa osobne teksty o tym projekcie, po prostu porozmawialiśmy o nim, skacząc z tematu na temat i przyglądając się jego jasnym i ciemnym stronom. Mamy nadzieję, że wyszło ciekawie i co najmniej znośnie - dajcie znać co o tym sądzicie, a może powstanie więcej tego typu recenzji.
Krystian: Zgadnij, czego właśnie słucham.
Marcin: Bonsona?
K: Haha, nie, ale powiedzmy, że blisko. Właśnie sobie przypomniałem pewien album sprzed kilku lat - "Międzyświat" Haja i Złotych Twarzy. Przykład płyty, do której stworzenia użyto w dużej mierze dźwięków skrzypiec, klawiszy i gitar, całość ma standardowo melancholijny, ckliwy klimat i... wtedy to się udało. Bardzo dobry album.
M: Nie pamiętam już za dobrze "Międzyświatu", od Haja zawsze jakoś wolałem "Poetę z ławki". Bo wyrazistość, bo mięcho i bo melancholia, która nie zostawia słuchaczowi miejsca. Taką lubię. Bity Złotych Twarzy uważałem za zbyt mało ofensywne.
K: To melancholia ma być ofensywna? W takim razie "Utopia" powinna była ci się spodobać, tam ten filmowy patos rozegrany przez te wszystkie instrumenty nie pozostawia miejsca na nic innego.
M: No, ma. Dobra to była "Banicja" na płycie Bisza. Na "Utopii" szkoda najbardziej tego, że skill Pawbeatsa w budowaniu aranżacji, ogarnianiu muzyków i gry na fortepianie marnowany jest przez słabe piosenki. Klasyczne "za dużo nut, za mało muzyki".
K: Hmmm, no niestety muszę się po części z Tobą zgodzić. Bardzo lubię i doceniam Marcina i biorąc pod uwagę jego kunszt, nie miałem pretensji o ten fortepianowo-smyczkowy klimat. Ba, nie oczekiwałem wręcz niczego innego po tej płycie. Oczekiwałem za to, że każdy numer będzie się wyróżniał. Tak jak w singlach: tu harmonijka, tu trąbka Sir Micha, innym razem zaś nagle odlot w stronę popu. Taaak, single wzbudziły u mnie ogromny apetyt na tę płytę i miałem nadzieję, że to rzeczywiście będzie coś wyjątkowego, takiego, że będzie można rzec "takiej płyty w polskim rapie nie było". Nie bez powodu Pawbeats nazwał ją "Utopia". Ale z ciężkim sercem muszę powiedzieć, że trafność tytułu polega na czymś innym. Wiesz na czym?
M: Nie wiem?
K: Na tym, że ten cały pomysł na stworzenie płyty producenckiej w konwencji rapowej, z użyciem żywych instrumentów, z udziałem profesjonalnych muzyków, z tą całą wyjątkową otoczką czegoś "ambitnego" jest faktycznie pomysłem karkołomnym i niemożliwym do zrealizowania. Bo taki absolutny ideał najwyraźniej nie istnieje i widać to po efekcie prac nad "Utopią".
M: Dlaczego nie istnieje? Są tu przecież kawałki, które udowadniają, że wystarczy puścić oko do słuchacza i zejść ze swojego dwumetrowego piedestału zrobionego z fortepianu, żeby wszystko zagrało jak trzeba. Numer Oxona, którego psychofanem bezradnie muszę zostać, to najoczywistszy przykład. Ale "Maski", "Porozmawiaj z nią" czy ogólnie momenty, w których Pawbeats kreuje się na człowieka zamiast na półboga pokazują, że da się zrealizować całą płytę na ambitno-muzykalną modłę. Bo tak, to mamy blisko godzinę męczenia łabędzia do plastikowych dźwięków. A "Euforia", która jako singiel wyleciała mi drugim uchem, tutaj urasta do rangi miłej, beztroskiej odtrutki.
K: Moje rozczarowanie wynika bardziej z tego, że reszta płyty nie do końca sprostała singlom, które bardzo wysoko postawiły poprzeczkę. "Widnokrąg" to taka druga "Banicja", monumentalny muzyczny pomnik wystawiony tym razem Zeusowi. "Euforię" mam na dzwonku w telefonie (już widzę ten śmiech RapBeki czy innych, co chcą Zdelegalizować Polski Hip-Hop). Z kolei "Moment" zapętlam do dziś, po części z tych powodów, które wymieniłeś. Klasyczne podejście, bez kombinowania, zdecydowanie wyszło na dobre temu numerowi. Ale zaraz, przecież i improwizowanie w "To tylko muzyka" (słucham tylko wersji teledyskowej) też wyszło – co Michu robi na tej trąbce! – więc kurczę, co z całą resztą? No dobra, "Porozmawiaj z nią" jest na moich ulubionych rhodesach, a do tego robotę robi magiczna Lilu. Tak, to niewątpliwie piękna rzecz. Oxon? Wyjątkowo nie kupuję tego numeru, ale bardziej przez jakieś tam moje fanaberie co do tematyki.
M: Ach, ten "Widnokrąg". Tu znowu - świetne poprowadzenie aranżacji słabego kawałka. Swoją drogą, wskazałeś ciekawą rzecz: improwizację w "To tylko muzyce". Może w tym kierunku powinien pójść Pawbeats? Taki fortepianowy freestyle w każdym numerze to w gruncie rzeczy fajny zabieg. A co uważasz o "Martwym pikselu"? Dla mnie to jedyny "górnolotny" numer na tej płycie, który naprawdę lubię, i MNIA po raz pierwszy dający się słuchać.
K: Haha, tu cię zaskoczę. Wyliczyłem sobie wszystkie tegoroczne gościnki Olka (Miuosh, TrooM, Haju, Egotrue, Bonson), czy to zwrotki, czy same refreny - wszystkie były bardzo udane. A tutaj wyjątkowo mi nie podszedł. Haju też jakby bezbarwny, a bit? Zabrakło mi w nim jakiegoś ciekawego pomysłu.
M: Pomysłów zabrakło, ale w płaczliwych, najgorszych na płycie "Braciach", bezbarwnym "Na miarę", przeszarżowanych "Pozorach", schematycznej "Schizofrenii"... łoj. Tam wszędzie zabrakło. "Martwy piksel" ma przynajmniej ładne, świdrujące smyczki w tle, które po coś konkretnego są, a to rzadka rzecz na tej płycie. Jeszcze "Nie szukaj mnie" byłoby fajne, gdyby nie sztuczna, wybitnie irytująca maniera Marceliny.
K: Co do "Braci" i "Pozorów" zgoda w 100%. "Na miarę" to z kolei całkiem udany, nawet wyróżniający się podkład (okej, instrument o nazwie karimba nie pełni tu roli pierwszoplanowej, ale jednak jest czymś osobliwym, lubisz szczególiki w muzyce, więc powinieneś zrozumieć), tylko Paluch jakoś kompletnie mi w tej pawbeatsowej scenerii nie pasuje... Właśnie - chodzi o to, że tak naprawdę jest tu jeszcze kilka niezłych bitów, tylko że za często brakuje mi czegoś, co dałoby efekt pełnoprawnego, udanego utworu. I to niestety obciąża też konto gości, czyli od lat największej bolączki producenckich płyt. A numer z Marceliną... łatwo wpada w ucho, ale jakiejś szczególnej przyjemności z tego faktu nie czerpię, choć z drugiej strony aż tak nie irytuje jak zasłyszana u fryzjera na RMF FM Celine Dion i terroryzująca potem głowę przez pół dnia. Ot, obojętny mi zupełnie numer.
M: A co uważasz o otoczce pozamuzycznej? Wiesz, wsparcie Stepu, pewne znane ksywki na trackliście, top2 na OLiS... boję się, że wykluje się z tego taki drugi Donatan, którego kolejne, identyczne, obchodzące nikogo kawałki będą puszczać gimnazja z telefonów.
K: Donatan trochę pajacuje, ale to jego wybór, że odbił od hip-hopu w totalną komerchę. Zwłaszcza że jego ostatnie tłumaczenie na fanpage'u do mnie jak najbardziej przemawia - swoje zrobił w rapie, teraz wkracza w pop, który się rządzi swoimi prawami i tu trzeba wyskakiwać z lodówki, żeby osiągnąć sukces. Nie sądzę, żeby to spotkało Marcina, to zupełnie inny charakter, sprawia wrażenie rozsądnej, pokornej osoby, u której na pierwszym miejscu jest muzyka i która jednak potrafi staranniej dobierać sobie współpracowników. Poza tym "Utopia" jednak nie ma aż takiego rozgłosu jak "Równonoc", mimo wszystko.
M: A mówi ci coś ksywa DKA?
K: Tak, widziałem, że jest taki numer. Tu mnie masz, ale uznam to za błąd młodości. Na płycie masz KęKę, Quebonafide czy Oxona, a nie Mezo czy tego całego DKA, więc nie wariowałbym.
M: No dobra, niech będzie. Jestem spokojny. Znaczy wiadomo - życzę mu jak najlepiej, mając nadzieję, że następca "Utopii" będzie lepszy. Oceniamy?
K: Okej. Za tę mimo wszystko wyjątkowość albumu, szczere chęci robienia wielkich rzeczy, duży potencjał (w równie dużym stopniu niewykorzystany) i te kilka bardzo dobrych numerów stawiam "Utopii" trójeczkę z małym plusem. Miałem nadzieje przed premierą na co najmniej 5-, ale cóż…
M: Szczodrze. Trzy plus to całkiem wygórowana nota za piętnaście numerów wymiotowania patosem. Ode mnie trzy minus niestety, przede wszystkim dlatego, że "Utopia" autentycznie męczy, a w kontekście tego wszystkie plusy tracą siłę rażenia.
Marcin Półtorak i Krystian Krupiński