Lukasyno "Bard" - recenzja
Ostatnimi tygodniami, kiedy to osłuchiwałem się z najnowszym dziełem reprezentanta białostockiej sceny i NON Koneksji - Lukasyno, zacząłem używać w rozmowach o jego krążku pewnego sformułowania, które w sposób adekwatny, moim zdaniem, oddaje to, z jakiego rodzaju treścią mamy do czynienia, słuchając "Barda". Świadomy uliczny rap, z którego płyną doświadczenia i wnioski, nastawione do osiągania szeroko rozumianego sukcesu. Mogę napisać z pełnym przekonaniem, że okres od Wychowanych Na Błędach, przez solowe "Na Ostrzu Noża", "Eksplozję" wraz z Krisem i Egonem , po "Tylko Dla Prawdziwych", "Czas Vendetty" i w końcu "Barda" działał na korzyść rozwoju artystycznego Łukasza, zarówno na polu tekstowym, jak i brzmieniowym. Przez mocno osadzone w twardej, ulicznej stylistyce pierwsze wydawnictwa, po kolejne, stopniowo ukazujące coraz to nowe inspiracje wcześniej wymienionych rejonów rapu, których próżno było szukać u artystów, identyfikujących się ze stricte ulicznym nurtem. Ba, pokuszę się o, może dla wielu bardzo odważne zdanie - dopiero od "Barda" zaczyna się prawdziwy Lukasyno.
Słuchając "Barda" ma się nieodparte wrażenie, że Lukasyno zmienił perspektywę swoich lirycznych opowieści i spostrzeżeń. Nie uczestniczy w ulicznym życiu, za to patrzy na nie niejako z góry, z dystansu, pokazując odbiorcy zarówno złe, ale i jego dobre strony. Ktoś zapyta, czy faktycznie są dobre strony ulicznego, niebezpiecznego życia? Są i jest ich całkiem spora ilość. Wspomniane zdystansowane spojrzenie mamy już w otwierającym krążek, tytułowym "Bardzie", gdzie, na bicie PSR'a z pierwszym klimatycznym, emocjonalnym i pięknym śpiewie Julianny Dorosz, Lukasyno zarysowuje między wierszami metaforycznie tematykę płyty - To opowieść o człowieku, w którym było więcej bólu, niż złej woli. Gdy gasły latarnie, on wędrował dalej przez ciemność, drogą swego przeznaczenia. Był sługą swojej pasji. Nie udało mu się zmienić ulicy, na której się wychował, ale porwał za sobą rząd dusz. Dziś stoi w tym samym miejscu, przechodząc nie zwracasz na niego uwagi. Gdzieś za rogiem słyszysz melodię, którą gra. To melodia życia, testament poszukujących prawdy o człowieku.
Dalej mamy "Znamię Kaina" ze świetną zwrotką Piha, DJ Shumem na gramofonach i mocno klasycznym podkładem, którego autorem tak jak w przypadku otwierającego krążek numeru jest PSR. Lukasyno od początku wyrzuca siebie mocno autobiograficzne wersy, które równie szczerze dopełnia Pihu. Właśnie ta szczerość. refleksyjność, pełna odniesień do życiowych doświadczeń, pozbawiona taniego moralizatorstwa - takimi określeniami, myślę że w pełni można zdefiniować liryczną stronę "Barda". Numery, takie jak "Rynsztok", "Trzy Królowe", "Wczoraj Jak Dziś", "Dom Jest Tam Gdzie Sny", czy kończący płytę emocjonalny "Los Emigranta" tylko potwierdzają tezę, iż pomimo różnorodności liryczno-stylistycznej "Barda", mamy do czynienia z bardzo spójnym materiałem. Tematyka historii, patriotyzmu, kobiet, dawnych lat to tylko przykłady kwestii, jakie podejmuje Lukasyno na płycie. Na pewno duża w tym zasługa producentów, instrumentalistów, wokalistek, rapowych gości, ale przede wszystkim formy, jaką prezentuje gospodarz. A mamy tutaj kilka wartych odnotowania zaskoczeń. Pierwsze z nich to śmiałe i udane próby wykorzystywania auto-tune'a, które w "Kielichu Bez Dna", czy "Rynsztoku", potwierdziły, że Luka ma otwartą głowę na tego typu zabiegi i się nie boi ich używać. Drugie zaskoczenie to dwa świetne, podkreślam, świetne refreny - w tracku "Koneksja NON Profit" oraz w "Losie Emigranta". Szczerze, nie spodziewałem się tego po Łukaszu, że odważnie zacznie śpiewać, zwłaszcza w kontekście zamykającego krążek numeru. Szczere gratulacje.
Kolejna kwestia, gdy już zacząłem pisać o śpiewaniu, to kobiety. Julianna Dorosz, Justyna Porzezińska, Południce, Kfartet - brakuje określeń, by opisać ich wokal, jaki położyły w refrenach w poszczególnych utworach. Nadały im magiczny, tajemniczy, ale i podniosły klimat. Podkreśliły emocje, które Łukasz zawarł w zwrotkach. Potrafię wskazać najlepszy kobiecy refren na "Bardzie" - w numerze "Trzy Królowe" autorstwa Kfartetu. Połączenie, z jednej strony ich śpiewu, a z drugiej strony melorecytacji Lukasyno dało piorunujący efekt. Idźmy dalej - producenci. PSR, Ayon, Marek Kubik, Kriso, Tymek, Radek O. - odpowiadają za brzmienie materiału, które oscyluje wokół brzmień syntetycznych, granych bitów. Jedyny klasyczny podkład to wspomniany wcześniej w kawałku "Znamię Kaina". "Bard" nie brzmiałby w sposób dopracowany w każdym calu, gdyby nie szereg instrumentalistów, którzy dograli żywe partie instrumentów. Dźwięki pianina autorstwa Marka Kubika, gitara znanego z wcześniejszych wydawnictw NON, czy Lukasyno - Bynia, akordeon Marcina Nagnajewicza, altówka Izabelli Wiery Charkiewicz oraz flugehorn Macieja Muchy nadały niesamowitego klimatu numerom, w których zostały wykorzystane.
Gościnne zwrotki to przekrojówka styli, ale również i formy, a co za tym idzie - niestety nie zawsze dobrej. Pih, Peja, Kali, Zeus, Juras, Nizioł, Ziomek, Egon, Kriso - ci artyści położyli gościnne zwrotki. Na pewno każdy stanął na wysokości zadania, jednakże muszę dodać łyżki dziegciu do beczki miodu. Ostatnia czwórka z wyżej wymienionych MC's wyraźnie odstaje od reszty, jeśli chodzi o gościnne udziały. Zeus na tle Jurasa i Lukasyno zabrzmiał jak grzeczny chłopiec w singlowym "Wczoraj Jak Dziś". Peja zaskoczył na plus kombinowaniem z flow, Kali w swoim stylu połączył niebanalny śpiew z rapem, urozmaicając singlowy "Rynsztok". Krajanie Lukasyno z Białegostoku oraz Nizioł z krakowskiej Szajki wypadli nieco poniżej oczekiwań. Nie zepsuli tracków, w których wystąpili, ale też nie wybili się ponad przeciętność i na tle gospodarza wypadli dość blado. To jest jedyna, zaznaczam, jedyna wada "Barda".
Lukasyno wydał krążek niemal bez wad. Przemyślany koncept, mnogość podejmowanych tematów, podanych w bardzo wiarygodnej formie, od której słychać bijące doświadczenie, mądrość i prawdziwość. Świetna muzyka (w pięciu numerach za pokład odpowiadały duety producentów, co niewątpliwie musiało wpłynąć na ostateczną jakość brzmienia, a i sam Lukasyno czuwał nad produkcjami i podsuwał jakieś pomysły bitmejkerom), piękne refreny i dźwięki żywych instrumentów sprawiają, że czas poświęcony na zapoznanie się z "Bardem" nie będzie czasem straconym. Jeżeli przymkniecie oko na cztery gościnne zwrotki, które poziomem wyraźnie odstają od reszty materiału, możecie śmiało postawić szkolną mocną piątkę. Aczkolwiek ja muszę wziąć je pod uwagę, dlatego wystawiam piąteczkę z małym minusem.
Dla mnie zbyt smutna do przebrnięcia. Przesłuchałem ok. połowy i... bity z głębią, ogarnięte teksty o czymś, ale takie to wszystko niesamowicie smutne, że nie dałem rady. Z pełnym uznaniem dla Luki - nie mam kiedy słuchać takiej muzyki - to jest płyta na samotne wieczory ze słuchawkami na uszach.