Muflon - Pisanki Freestyle'owca #5: Hip-hop, czyli kultura nostalgii
Refleksja, którą chciałem się z wami podzielić w kolejnej odsłonie moich wynurzeń, zrodziła się we mnie parę lat temu, gdy w Warszawie rozkwitały cykle imprez "A pamiętasz jak?" i "Rap History Warsaw". Stołeczni czytelnicy zapewne dobrze pamiętają, że był taki moment, że w przestrzeni warszawskich rap imprez mieliśmy do czynienia z faktycznym duopolem tych dwóch marek, które w dziedzinie organizowania naprawdę dużych hip-hopowych spędów nie miały żadnej konkurencji. Właściwie wszystkie inne inicjatywy, w porównaniu do APJ i RHW, były tylko niszą i nie przypominam sobie, aby jakikolwiek inny cykl masowych imprez mógł wówczas wywalczyć dla siebie miejsce. APJ i RHW nasyciły i zagospodarowały tę przestrzeń, spełniając wszystkie oczekiwania miłośników rapowych melanży, poprzez stworzenie otoczki wydarzenia aprobowanego przez poważne postaci z branży, najęcie dobrych i znanych DJ'ów, dogadanie się z popularnymi lokalami i co nie mniej istotne – nadanie swoim imprezom nostalgicznego wątku przewodniego.
I właśnie ten wątek przewodni, którym było odwołanie się do emocjonalno-reminiscencyjnych nastrojów był przyczynkiem dla mojej refleksji. Co tydzień, czy co dwa, tabuny młodej warszawskiej hip-hopowej społeczności pędziły do centrum, aby upić się w myśl melancholijnej sentencji "gdzie się podziały tamte prywatki". W tym momencie tytułowa refleksja, która zaczyna się tu nieśmiało rozgaszczać, może napotkać po części uzasadniony odpór u części z was. W końcu polski hip-hop nie jest już takim znowu gimbusem, swoje lata ma, trzy pokolenia odchował, z których co najmniej jedno okres największej fascynacji rapem ma już za sobą. Pokolenie 30-latków, którzy rozkręcali zajawkę na rap i deskę w połowie lat 90., to dziś często ludzie, którzy musieli na jakimś etapie pójść na kompromis z dorosłością, wpasować się w korpo-rzeczywistość, a młodzieńcze, zabawowe priorytety odstawić na bok. Dla takich ludzi imprezy typu „A pamiętasz jak?” to piękny powrót do przeszłości, kiedy dziewczyny były jakby trochę łatwiejsze, powietrze bardziej rześkie, a kredyty... no, tych w ogóle nie było. I ja się z takim zastrzeżeniem w pełni zgadzam, jednak publiczność na przywoływanych tu imprezach wcale nie ograniczała się do rapowych Orłów Górskiego. Największą część imprezowiczów stanowili ludzie dwudziestoparoletni czy nawet młodsi, którzy wciąż są aktywnymi uczestnikami hip-hopowego życia codziennego.
A przecież hip-hop jest subkulturą najbardziej dynamiczną i najlepiej przystającą do ponowoczesnej rzeczywistości. Od dekady czy od dwóch to ona najsilniej przyciąga kolejne młode pokolenia, najcelniej formułując ich troski i obawy, czy też najtrafniej wpisując się w ich gusta, czy sposoby ekspresji i uczestnictwa w kulturze. Dziś dla każdej korporacji chcącej dotrzeć do nastoletniej części swojego targetu, nie ma lepszego środka niż ten oparty na hip-hopowych czterech elementach. Hip-hop wciąż ma niesamowitą siłę rażenia, a jego pięć minut trwa, a nawet wydłuża się i poszerza terytoria swojej ekspansji. Za czym w takim razie tęskni młody hip-hopowiec? Czy Mike Tyson czuł nostalgię w czasach swojego prime'u? Za czym tęsknił Jordan zostawiając na ziemi Russella i trafiając rzut w meczu nr 6?
Oczywiście wątek niegdysiejszych śniegów jest jednym z bardziej nośnych tematów w sztuce w ogóle, ale i tak to właśnie w rapie jest szczególnie eksponowany. Liczba numerów, których głównym tematem są wspomnienia powoli zamienia się w ilość, bo staje się niepoliczalna. Świetnie tę tendencję uchwycił Zioło, który w kawałku "Hip-hop", wyśmiewającym typowe tekstowe koleiny, w które wpadają młodzi polscy raperzy, obok rymowania o pierwszych tagach na ławce i o tym, że nie ufa się pannie, wymienił gadanie o tym, że "nie jest jak dawniej". A pozostając przy Ziole, czy też ziole w tym wypadku, to jeżeli stare porzekadło mówi, że trawa jest bardziej zielona po drugiej stronie płotu, to jego hip-hopowa trawestacja powinna brzmieć: "może i po drugiej stronie jest bardziej zielona, ale i tak najbardziej zielona była dziesięć lat temu. Pamiętasz trawę w Hybrydach i Alfie? Czas nas zmienił chłopaki, proste".
Ta nostalgia hip-hopowców w dużej mierze wynika z hołdowania pięknej i szlachetnej maksymie o pamiętaniu o korzeniach, która stoi u podstaw hip-hopowej mentalności, czy też równie klasycznej i ważnej w swojej roli dla tej kultury samoświadomości i apoteozy wiedzy dotyczącej hip-hopu i jego źródeł, którą zwykło się określać mianem piątego elementu. Tylko w takich warunkach przetrwać mogła tak zacna idea jak digging, która w swojej uproszczonej wersji sprawia, że dziś hip-hop jest jednym z gatunków, które najlepiej radzą sobie na rynku tradycyjnych nośników, nawet pomimo faktu, że jego odbiorcy to ludzie młodzi, których przywiązanie do - powoli stających się archaizmem – fizycznych wersji płyt, z pozoru powinno być mniejsze. Hip-hopowiec to w swej naturze wrażliwa i tradycjonalistyczna bestia.
Warto też wspomnieć o tym, że w wielu hip-hopowcach wciąż żywe jest przekonanie, że to, co najlepsze dla rapu działo się w latach 90., co też na pewno sprawia, że imprezy dedykowane temu okresowi cieszą się szczególnym zainteresowaniem. Niemniej jednak, nawet pomimo tego całego wyliczenia czynników świadczących o sentymentalnej duszy hip-hopowców, wciąż jest coś niewytłumaczalnie perwersyjnego i budzącego konsternację w 20-latkach chodzących na imprezy wspominać "dawne lata". Gdzie nasze tu i teraz?
Ostatnimi czasy w polskim rapie toczy się dyskusja o wojnie newschoolu z trueschoolem. Moim zdaniem jest ona bardziej wydumanym niż rzeczywistym konfliktem. Taki hip-hopowy temat zastępczy. My tu sobie gadamy o zagrożeniach trapem, a Jay-Z z iluminatami po cichu przejmują świat przy użyciu trójkątów w teledyskach (to nie moje odkrycie; all copy rights reserved przez Disc Jockey Grand Master Macierewicz Fresh and Gazeta Polska Furious Five). Ale nawiązuje do niej nie bez powodu. Hip-hopowym purystom psioczącym na wszystkich, którzy ośmielają się odejść od utartego kanonu, radzę się trochę wyluzować. Jeżeli raperzy skupią się tylko na zjadaniu postpremierowskiego, nowojorskiego ogona, a słuchacze na celebracji nagrań z lat 90. i wspominaniu jak to pięknie było lata temu, to hip-hop zatraci całą swoją dynamikę. Ta usilna obrona rdzennego hip-hopu przed zalewem nowego, w rzeczywistości jest podcinaniem gałęzi na której się siedzi.
Powodem dla którego muzyka gitarowa musiała ustąpić hip-hopowi miejsca na piedestale w popkulturowej rzeczywistości jest fakt, że w swoim mainstreamie za bardzo zanurzyła się w swojej przeszłości. Ostatnio w telewizji mignęli mi bracia Cugowscy (wiem, że to nie najlepszy przykład dla miłośników rocka, ale cóż... nie moja wina, że mignęli akurat oni), goście w podobnym wieku co Tede czy Pezet. A wyglądali jakby ktoś ich wyciągnął z zakurzonych taśm VH1 albo Wideoteki dorosłego człowieka. Jeżeli hip-hopowcy nie chcą skończyć tak samo, nie mogą się bronić przed nowymi trendami, bo to one nadają dynamiki tej kulturze i pozwalają jej zachować świeżość. Pojawienie się ludzi takich jak Lil'Wayne, czy zawodników młodej fali sprzed kilku lat, takich jak Wiz Khalifa, Drake czy J. Cole, sprawia, że hip-hop wciąż się nie wyeksploatował. Fakt, że to właśnie tacy raperzy dziś cieszą się większym zainteresowaniem niż zasłużeni weterani z lat 80. i 90. postrzegam jako dobry prognostyk na przyszłość. Pokazuje to, że hip-hop jednak wciąż ma jakąś nieodgadnioną przyszłość, nie traci witalności, i wspominanie dawnych dziejów nie jest jedyną rzeczą, która nam pozostała. Możemy też czasem potęsknić za tym czego jeszcze nie wiemy.
Parafrazując więc ostatni hit bezlitosnego w swojej prześmiewczości hip-hopowego internetu, można powiedzieć, że oczywiście dobrze, że jest Boom bap, ale też czasem dobrze, że nie ma Boom bap. Sentymenty na bok.
*****
Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.
foto: Tomek Karwiński
grafika: Przemek Wiszniewski