Mobb Deep "The Infamous" (Klasyk Na Weekend)
Często pytacie kiedy w Klasyku Na Weekend cofniemy się do Nowego Jorku lat 90-tych - rok rozpoczniemy więc z naprawdę wysokiego C. Kiedy uruchamialiśmy, jeszcze na Spinnerze, ten cykl wyszliśmy z założenia, żeby ominąć "klasyki oczywiste", albumy, które zna i docenia każdy, które weszły do kanonu, o których ciężko powiedzieć coś nowego i które zajmowałyby miejsce płytom pominiętym lub zapomnianym. Jednak przez te parę lat sytuacja zmieniła się dość znacznie - wybuchł boom na rap, pojawiło się wielu młodych słuchaczy i podczas gdy jedni podchodzą do sytuacji ignorancko, inni piszą do nas właśnie o to, które płyty z amerykańskiej klasyki warto sprawdzić w pierwszej kolejności.
Zamiast więc wyśmiewać, że "gimby nie znajo" (no bo skąd mają znać, gdy dużo więcej miejsca w rapowych mediach zajmuje to, co kto na kogo powiedział, z wiedzą nikt się nie rodzi a wśród masy komentarzy ekspertów spod szyldu "słucham rapu rok, wiem jaki rap jest jedynym właściwym i będę wypowiadał się na każdy temat" ciężko wyłapać naprawdę sensowne wskazania?) mamy dziś dla was właśnie jeden z tychże klasyków, które celowo pominęliśmy na początku. Album, który po dziś dzień robi ogromne wrażenie i który jest kopalnią późniejszych nawiązań, follow-upów czy cut'ów (choćby z niego pochodzi jeden z bardziej znanych w Polsce cut'ów - "Worst comes to worst, my people come first", użyte przez Dilated Peoples). Prodigy, Havoc, nowojorskie Queensbridge roku 1995...
Nie jest to płyta przełomowa pod względem brzmienia, nie wytyczała nowych granic, nie wprowadzała szokujących rozwiązań, nie zaskakiwała tematyką. Ale jest wręcz esencją tego, co bruk QB zaoferował nam najlepszego. Otwarcie "The Start Of Your Ending" brzmiało jak przechwałka, ale było w rzeczywistości otwarciem czegoś wielkiego. Albumu, który wycisnął z nowojorskiej ulicy to, co najlepsze. Surowe, oparte na bębnach, basie i zgrabnie wplatanych jazzowych czy soulowych samplach podkłady Havoca świdrowały czaszkę brzmieniem, które choć proste wytwarzało niesamowity klimat. Często surowość staje się zbytnim minimalizmem - tutaj aranże wyważone są idealnie, różnicują napięcie i nawet gdy cała zwrotka leci nam na bębnach i basie to nie czujemy, że czegoś brakuje a bit jest "goły". Ta płyta to perełka na perełce - jeżeli o brudnej, surowej i nie owijającej w bawełnę relacji prostych chłopaków z nizin społecznych można powiedzieć, że brzmi pięknie, to tutaj termin ten pasuje jak ulał. "Survival Of The Fittest", "Up North Trip", "Temperature's Rising" - te bity do dziś rozkładają na łopatki klimatem i chwytają nas z miejsca. Nie tylko bity...
Dwójka dorastających na ulicach gości wciąga nas w swój świat bez ogródek, upiększeń czy próby udawania czegoś, od czego im daleko. Nie znajdziemy tu blichtru, przepychu, jeśli alkohol to jako zapicie smutków a jeśli kobiety to twarde i charakterne. "Niesławni" - tytuł nie oznacza tu braku popularności a opowieści i osoby owiane złą sławą. Szczególnie Prodigy jest jednak bystrym obserwatorem i narratorem tychże historii z getta, widzi je ciekawiej niż większość i potrafi ubrać w proste, ale dobitne słowa, a gościnne zwrotki Nasa czy Q-Tipa dodatkowo ubarwiają wrażenie. Całościowo dostajemy obraz świata, w którym rządzą twarde reguły, zasady, przetrwają najsilniejsi a gra jest ryzykowna i toczy się o wysoką stawkę. "I'm only nineteen, but my mind is older", słyszymy w najbardziej klasycznym "Shook Ones pt II" i rzeczywiście tak jest - problemy, z którymi na co dzień spotykają się Havoc i Prodigy i które kazały im szybciej dorosnąć to uliczne porachunki, brak kasy, władza siedząca na ogonie a gdy coś uszczupla ich crew to nie kłótnie a służby mundurowe lub kule wystrzelone przez rywali. Oparte na wpadającym w ucho refrenie "Temperature's Rising" to żaden letni hicior a zgrabnie stopniujący napięcie storytelling z akcji, przy której działać trzeba szybko bo nigdy nie wiadomo, czy nie jest się już na podsłuchu. Natomiast wspomniane chwilę wcześniej "Shook Ones pt II" to jeden z najbardziej rozpoznawalnych numerów z tamtych lat, a Eminem nie przypadkiem wybrał ten bit do użycia w kulminacyjnym momencie 8 Mili.
"Infamous" to oddana z wyczuciem i autentycznością relacja z nowojorskich ulic połowy lat 90-tych. Prosto ze środka ulicznych porachunków, dalekich od wyniosłego gangsterskiego kina i mafijnych familii. Ubrana w rymy od dwóch dorastających gości, którzy znaleźli się w samym środku patowej sytuacji a znaleźli z niej wyjście poprzez rap. Ta płyta wychowała masę raperów, zarówno za Oceanem jak w naszym kraju (wśród polskich oldschoolowców Mobb Deep to jeden ze składów darzonych największą estymą) i na stałe zapisała się w klasyce. Ja zajarałem się nią z miejsca i jestem pewien, że vibe ten potrafi porwać zarówno 15-to jak 35-latka. Dobra muzyka broni się sama. Nie słuchajcie jej tylko jednym uchem na jednej z youtube'owych kart a najlepiej zgrajcie całość, wrzućcie na słuchawki i odpalcie przy nocnych przeprawach po mieście. Ciary gwarantowane.