Berner and San Quinn "Cookies & Cream" - recenzja
Pierwszy z nich jest drewnianym rapowo "dilerem-który-postanowił-zostać-raperem", potrafiącym jednak zaciekawić, w dużej mierze za sprawą bitów, które od niedawna dostaje z pierwszej ręki jako świeży nabytek wizowskiego Taylor Gangu ("Urban Farmer"!). Drugi to weteran Bay Area i jeden z moich ulubionych MC z tamtego regionu, dysponujący charakterystycznym wokalem reprezentant ulic San Francisco. Teraz obaj panowie postanowili złączyć siły na wspólnej płycie zatytułowanej "Cookies & Cream", która trafiła do słuchaczy w wakacje. Co z tego wyszło?
Jak to często bywa w wypadku spontanicznych kalifornijskich street-albumów robionych na spontanie i na boku - materiał po prostu poprawny. Kalifornijski klimat, uliczne przewózki, playerstwo, hustlerstwo i tym podobne aspekty, których w Cali jest chyba nawet więcej niż palm. Bity dają radę, ale nie porywają i choćby od wspomnianego "Urban Farmera" dzielą je lata świetlne, natomiast obaj panowie nie wczuwają się i lecą w mixtape'owo-streetalbumowym stylu, wspierani przez postacie dobrze znane na tamtejszej lokalnej scenie, na czele z Big Tone'em, Lee Majorsem i Ampichino. Nic czego nie słyszelibyśmy milion razy, ale i nic, co chciałoby się wyłączyć w połowie numeru. Brak na szczęście usilnego newwestowego minimalizmu a wszystko raczej płynie niż wali po uszach i na - minione już niestety - wakacje wklejało się idealnie, szczególnie podkręcone mega klimatycznym refrenem "Fly Away".
"Cookies & Cream" to stutysięczna płyta z gatunku "mogłoby jej nie być, ale nic nie szkodzi, że jest". Posłuchać, wkręcić się, zapomnieć, odpalić kolejną - Kalifornijczycy bowiem przyzwyczaili nas do tego, że za puszczanym przez nich materiałem aż ciężko nadążyć. Fani raczej się nie zawiodą, reszcie polecam poświęcić czas na główne projekty Bernera i Quinna. Trójka z minusem.
PS. Poniżej klip do ewidentnie najlepszego numeru z płyty, wspomnianego wyżej "Fly Away".