Rover "Odźwierny" - recenzja nr 2
Chorobliwy perfekcjonizm towarzyszący Roverowi podczas prac nad swoim legalnym debiutem mógł okazać się zarówno kluczem do końcowego sukcesu, jak i wręcz przeciwnie – obrócić się przeciwko artyście. Ostatecznie opłacił się.
Kielecki raper nie powinien też obawiać się tego, że stworzył rzekomo płytę "za bardzo niszową". Żadne tam "za bardzo", gdyż postać Sakiera – autora połowy muzyki na albumie – okazała się jednym z ciekawszych producenckich objawień sezonu i jak na dłoni widać, że to pod niego byli dobierani pozostali producenci. A że tymi producentami okazali się BobAir, SoDrumatic, Pawbeats, Voskovy i RX, to nie było wątpliwości, że wszyscy dostarczą dokładnie to, czego oczekiwał twórca. Podkłady niebanalne, wysmakowane, stworzone do potęgowania intensywnych emocji, których w poetyzujących tekstach Rovera mamy tu przecież na pęczki. Weźmy „Konfesjonał” – skrzypce umiejętnie tworzą dramaturgię, klawisze przygrywają w tle, tworząc oś numeru i trzymając go w ryzach, a perfekcyjne rozegranie utworu dopełnia perkusja. Zaraz potem „Surrealizm” – oparty na nieoczywistym, jakby lekko nerwowym samplu, z eksplodującym refrenem w wykonaniu rapera. Oj tak, wielbiciele smaczków będą w siódmym niebie: SoDrumatic’owe piano na jedną nutę plus bajeczna trąbka na outro w „Prestidigitatorze”, drum'n'bass w „Motylach” (na miejscu jak nigdy dotąd na polskiej rapowej płycie), no i ten pogodny, fortepianowy sampel w „Dźwiękach”... I maestria Pawbeatsa w niepokojącym „Locie”. Raz mrok od RX’a, raz łagodny minimalizm Voskovych. Na dopełnienie całości numer z Aliceteą, czyli żywo funkujące reggae/ska idealnie zakańczające album. Na mały minus zaliczyłbym jedynie odrobinę przekombinowany (głównie przez mdły sampel) bit do „Wizji”, mimo pięknej gitary w drugiej zwrotce. Poza tym bajka.
Rover jako posiadacz sporej wiedzy z zakresu literatury i języka ojczystego postanowił postawić na emocje, choć swoją zdobytą wiedzą bez wątpienia posiłkował się gdzieś przy okazji. Mocno poetyckie teksty, poszanowanie dla języka, klasa słowa - to wszystko oczywiście jest wyraźne, znajduje przełożenie na poziom rapu i umiejętne odzwierciedlenie wrażliwości i przeżyć autora. Już „Autobiografia” otwierająca krążek sprawia, że dostajemy po pysku na starcie i trzymamy się oparcia już do końca seansu. Równie mocny jest drugi strzał – spowiedź w „Konfesjonale”, jak również gdy Rover pisze natchniony o losach straceńców z czasów wojny, a obok leży „Koperta” z Auschwitz, oraz utwory o trudach relacji damsko-męskich. "Odźwierny" nie jest jednak wypełniony po brzegi takimi emocjonalnymi ciężarami, w przeciwnym wypadku nie byłby zbyt łatwy do zniesienia. „Prestidigitator” niczym Medium w „Aromantycznie” przenosi słuchacza do starej, nastrojowej knajpy, „Roadtrip 2” to, co nikogo nie dziwi, piękny utwór o podróżowaniu, zaś moim osobistym faworytem są „Dźwięki” – rapowa imaginacja (no, powiedzmy, że z małą pomocą Sakiera) całej gamy dźwięków i interesujący obraz świata jako ich wielkiej mieszanki. Tak, są lżejsze momenty, co nie zmienia faktu, że płyta w większości jest tym, czym nakarmili nas już w tym roku Deobson i Planet – brutalnym oczyszczeniem. Smutny rap? W stosunku do kielczanina bardziej pasuje określenie: wyrafinowany rapowy ekshibicjonizm.
„Na forach piszą, że będę drugim Biszem” – nie ulega wątpliwości, że sukces płyty bydgoskiego rapera okazał się być w pewnym stopniu przekleństwem dla innych raperów celujących w podobną stylistykę. Aleksander i Rover zdają się być mimo wszystko na tyle utalentowani, żeby już wkrótce wyjść z cienia członka B.O.K, choć póki co to zdecydowanie ten drugi jest bardziej ukształtowany jako artysta, jak i przejawia o wiele mniejszy współczynnik podobieństwa do autora „Wilka Chodnikowego”. Kielczanin ma dość specyficzny wokal, a jego flow zdaje się lekko tracić na elastyczności, co jest kosztem utrzymania idealnej dykcji. Raper leci po swojemu, doskonale akcentuje słowa, urozmaica ton głosu umiejętnie dawkując emocje, a jedynie owa oryginalna barwa jest tym, co ewentualnie może od niego odrzucać część słuchaczy.
Wokal gospodarza nie jest tutaj jedynym, który cechuje specyficzność. Na płycie jest trzech wokalistów i każdy z nich zaznaczył się pozytywnie swoim wyjątkowym głosem: Luka („Prestidigitator” znacznie lepszy niż „Wizja”), Darek Perczak oraz Jahqb ze wspomnianej Alicetei. Jakby się postarać do czegoś przyczepić, to jednak Wdowa popsuła sobie kwestię tym "przegrywaniem życia", można było też mimo wszystko odrobinę ukrócić fragmenty 'mówione' Marka Edelmana w „Kopercie”, a „Jednorożec” doskonale poradziby sobie bez wyeksploatowanego już do cna Czesława Niemena. Wobec całości są to drobne niuanse, na dobrą sprawę nie przesądzające o niczym.
Zaryzykuję stwierdzenie, że jest to jedna z najlepszych rzeczy, jakie wydał na świat Step, jeden z najpoważniejszych kandydatów na debiut roku, no i kandydat do ścisłej czołówki roku w ogóle. "Odźwierny" to krążek silnie nacechowany emocjami, ambitny w sferze muzyki i liryki, upstrzony w smaczki, acz przez to średnio przystępny dla słuchaczy lubujących się w krótkich samplach. Rover stwierdził, że to dobrze. Cóż mi więcej pozostaje. 5-/6