Polish Hip-Hop Festival w Płocku - relacja
Do tej pory Płock na rapowej mapie Polski kojarzył się głównie z Bitwą Płocką między Obrońcami Tytułu i Gib Gibon Składem a także różnie odbieraną twórczością Jeden Osiem L. Teraz ma spore szanse kojarzyc się i ze sporym hip-hopowym festiwalem, bo wrażenia z pierwszej edycji, która miejsce miała w ostatni weekend muszą byc jednoznacznie pozytywne.
"Nadmorska" plażowa sceneria nad Wisłą, przy sporej trawiastej skarpie i temperatury powyżej 30 stopni (ostatniego dnia podobno aż 37). A do tego świetny klimat, wyjątkowo sprawna jak na pierwszą edycję organizacja oraz rozbudowany line-up obejmujący zarówno legendy jak najświeższe talenty. Idealny łącznik między kultową bitwą a tegorocznym festiwalem utrzymany był już w osobie prowadzącego. Wujek Samo Zło, ojciec chrzestny polskiego stylu wolnego, uczestnik pamiętnego starcia obozów Eldo i Tedego oraz autor relacji na Vivie, która dla wielu jest jedynym obok tekstu w Ślizgu udokumentowaniem tamtej sytuacji. Niepodrabialny i wiecznie młody scenicznie Wujek wprowadził na festiwal sporo luzu i klimatu (m.in. poprzez warsztaty z ruchu scenicznego) a mimo mniejszej widoczności w ostatnich latach przez publikę wciąż przyjmowany był żywo i entuzjastycznie. Najlepiej było widac to gdy we trzech w gronie bitewnego jury (WSZ, Bonez i ja) wybraliśmy się w czwartek na pole namiotowe, biorąc udział w tamtejszym cypherze. Dodajmy, cypherze zdominowanym przez nieśmiertelnego kempingowicza freestyle'ującego bez przerwy przez przynajmniej 4-5 godzin a zgodnie z tym, co słyszeliśmy - przez cały dzień. Wakacyjny i letni klimat udzielił się zarówno bitwie jak i samemu festiwalowi. Pierwszy dzień wolnostylowych zmagań to wprawdzie nie rewelacyjny, ale równy poziom i spora dawka spontaniczności. A dla mnie dodatkowo mocno sentymentalna akcja. Dnia drugiego przenieśliśmy się już z miasta w plażową scenerię a mimo natłoku koncertów nie tyle napotykaliśmy obsuwy, co momentami trzeba było... zwalniac, żeby iśc zgodnie z harmonogramem. Podobnie w sobotę, a że wydarzeń było sporo, to odpowiem tylko skrótowo na pytanie "O czym należy wspomniec?"
O Guralu i największej frekwencji wśród koncertów "przed zachodem słońca". O Biszu z livebandem i ich przeklimatycznym wykonaniu "Indygo". O Te-Trisie, który całym występem (z Pogzem, Nerwusem, Rzeznikiem oraz DJ-em DBT) pozamiatał a "Ile Mogę" zakończonym crowdsurfingiem zamknął grę w niesamowity sposób - ciągły progres koncertowy autora "Lotu" każe oczekiwac na kempowe show z wielką ciekawością. O Bitwie finalnie wygranej przez Theodora (drugie miejsce zajął Filozof) i poprzedzonej wspomnieniem pierwszej płockiej batalii oraz minutą hałasu dla freestyle'owców, którzy odeszli w tym roku - Flesza i Lemana. O Wzgórzu i Fenomenie oraz sentymentalnej podróży na Jelonki sprzed dekady, podczas której zdarłem gardło pod sceną i wyskakałem się jak rzadko kiedy. O Pezecie z Małolatem i Sokole z Marysią, którzy godnie zamknęli oba dni. O niekonczącym się zapasie żółtego Frugo oraz rzadko spotykanym backstage'owym grillu dla artystów. W końcu o Prezydencie Płocka, który po odebraniu Złotej Płyty dla Urzędu Miasta został powitany przez publikę gromkim "Andrzej na wolno" - i zapowiedział, że za rok na drugiej edycji będzie krótki freestyle. A my trzymamy za słowo.
Na polskiej mapie festiwalowej widocznych jest sporo miast. Po tym, co działo się w dniach 1-3 sierpnia wygląda na to, że powinien do nich dołączyc Płock, bo organizatorzy stanęli na wysokości zadania przygotowując w krótkim czasie dopracowany w detalach i emanujący klimatem rapowy maraton a fakt, że głównodowodzący całością po ostatnim koncercie praktycznie nie był w stanie mówic doskonale oddaje zaangażowanie. Duże brawa i oby do zobaczenia za rok. BANG.
Video nie jest nasze tylko z youtube, byłem tam sam bez kamery dlatego to relacja a nie videorelacja ani fotorelacja.