Medium "Graal" - recenzja
Ochłonąwszy po szoku pierwszych odsłuchów, po dłuższym czasie obycia się z „Graalem” (no dobra, tylko próbuję się tłumaczyć za tę ponad trzymiesięczną obsuwę, ale biorę to na siebie, you can hate me now) i przeczekania krzyku podniesionego w zupełnie innym kierunku niż by chciał twórca, można wreszcie podjąć próbę opisania nowego dzieła Mediuma. Nie jest łatwo to zrobić całkowicie odrzucając swoje poglądy, bo „Graal” sprzeciwu nie znosi, jego esencja pozbawiona jest miejsca na swobodną interpretację i mimo podziału albumu na dwie "półkule", nie jest rzeczą czarno-białą.
Konserwatywne, zdawać by się mogło nawet paranoiczne podejście do kwestii Boga, wiary i życia pozaziemskiego, brutalnie narzucone słuchaczowi w obecnych czasach było odważnym posunięciem. Ktoś by powiedział – za odważnym. Wręcz przeciwnie. Bardzo dobrze, że wśród raperów są jeszcze ludzie myślący samodzielnie, zaangażowani, nieobojętni na losy kraju, poszukujący prawdy. Taka osoba ma siłę, dzięki której może być głosem odpowiednio nakierowującym masy. Oczywiście grono przeciwników będzie nazywało go oszołomem, zasmucone tym, że raper obrał wg nich zły kierunek, narzuca im swój światopogląd i próbuje tylko – o zgrozo – zmanipulować słuchacza, podczas gdy... jest on przecież i tak realnie manipulowany przez media na każdym kroku. Abstrahując już nawet od całego szumu dotyczącego NWO, zarzutów o histeryczność, gołosłowie i brak pokrycia w faktach (co jest akurat bzdurą) – kto uważa, że rap zaangażowany politycznie/społecznie, choćby opowiadał się stronniczo za którąś ze stron trwającej aktualnie wojny polsko-polskiej, jest temu gatunkowi niepotrzebny, ten chyba zapomniał, jakie cele przyświecały raperom tworzącym w kluczowych stadiach jego rozwoju.
Odstawmy jednak polityczno-światopoglądowe bzdurki i przejdźmy już ściśle do albumu – „Seans Spirytystyczny uwolnił Źródło Energii, które pozwoliło na Teorię, by zrozumieć Graal”. Osiągając tak głęboki stan świadomości Medium ubiera przekaz w ciekawe formy, które należy brać pół-dosłownie: „mam matrycę, dotknąłem absolutu (…) przy mnie czas zwalnia, zwalniam szatana”; „nie mam wiedzy, jestem władcą wiedzy”. Określa siebie „wizjonerem, jasnowidzem, księdzem”, mówi: „wszędzie wszedłem, a wejdę jeszcze głębiej”, „musisz wiedzieć, mam brzemię wizji”. Nawołuje nas do zwrócenia się w stronę Boga, usilnie (no zgoda, momentami wręcz siłowo) i wbrew przedpremierowym deklaracjom stara się nawracać, straszy piekłem i szatanem; słowem: ewangelizuje. Kiedy na poprzednich albumach zadawał dużo pytań, kontemplował, szukał, tak tym razem obala cały racjonalizm mówiąc: „te teorie są jak obłęd, nie łudź się, że człowiek zna odpowiedź”. Paradoksalnie jednak, ten kto uważnie słuchał Piotrka na poprzednich krążkach, nie powinien być mocno zdziwiony treściami zawartymi na „Graalu” i obserwując drogę jego poszukiwań przeczuwał, do czego ona ostatecznie doprowadzi.
Jak wiadomo, raper nie odlatuje całkowicie w sfery duchowe i trzyma się tej przestrzeni ziemskiej. Świadom tego, co dzieje się na świecie dostrzega ewentualne zagrożenia, które czyhają na ludzkość, uśpioną pozornym spokojem i kłamstwami wypływającymi z mainstreamowych mediów. Zahacza o politykę, „teorie spiskowe”, ale dotyka przy tym ważnych tematów i wartości takich jak patriotyzm, rodzina, miłość. Poza snuciem apokaliptycznych wizji świata Piotrek mimo wszystko afirmuje życie i stara się potwierdzić to w wielu numerach – głównie rzecz jasna na „Półkuli Słońca”, na której to pozwala sobie na luźniejsze, pogodniejsze, a nawet humorystyczne numery. No zaimponował mi raper ogromnie tym dystansem do samego siebie i swojej twórczości w „Tekście życia” („może księżyc to słońce, które wyłączają na noc?”), czy choćby genialnie motywującym, a w swej formie paradoksalnie leniwym „Nie spać, zwiedzać!”. O ile drugi krążek rzeczywiście kipi pozytywną energią, w czym przodują choćby „Eter” i fantastycznie zamykający cały album „Skwer pod słońcem”, o tyle kawałkami najbardziej zapadającymi w pamięć pozostają jednak te zaangażowane, cięższe, poważniejsze w przekazie, jak „Graal” „Rząd Dusz”, czy „Nieme Kino” i to one mimo wszystko stanowią esencję albumu, czy tego autor chciał, czy nie chciał.
Oczywiście nie sposób nie przyczepić się do pewnych niuansów związanych z – a jakże – konceptem płyty oraz poszczególnych kawałków. Ogarnięcie toku myślowego, jaki kierował raperem podczas pisania tej płyty zajmuje wiele odsłuchów, zatem niecierpliwi rzucą płytę w kąt bardzo szybko. Medium co prawda argumentuje to wprost („skoro tak widzę harmonię, widocznie tak chcę / uporządkowany chaos a nie chaotyczny pęd” – swoją drogą, czy tylko mi przychodzi tu na myśl Laik?) i mnie to przekonuje, ale rozumiem też, że nie do wszystkich trafi akurat taka forma przekazu, jaką obrał na ten album twórca. Skomplikowany metaforycznie „Picasso” dla jednych od razu będzie czymś na kształt „Wszystko jest stanem umysłu” Gurala, dla innych zwykłym bełkotem i bezsensem. Może zirytować najwyraźniej niepotrzebny, bo niekonsekwentnie użyty koncept na „Zza grobu”, może skonsternować pozorna nieścisłość tematyczna „Astrala”, czy całej tej koncepcji podziału na "półkule" – w założeniu lżejsze w przekazie i brzmieniu drugie CD zawiera przecież taką „Meteorologikę”, czy „Nieme kino”, którym tematycznie znacznie bliżej jest tej pierwszej, mroczniejszej części – „Półkuli Księżyca”. Niektórych może też zdziwić intensywne kombinowanie z intonacją i flow – owszem, momentami może i kielczanin popada w przesadę, dla mnie to jednak zwyczajnie przejaw chęci nieustannego progresu i nie mam absolutnie nic przeciwko takim zabiegom. Pod względami techniczno-efekciarskimi album również się broni, na co przykładem mogą być tak fenomenalnie przewinięte numery, jak "Graal", czy "Łzałamaż".
Produkcyjną płodnością, bezgraniczną, wiecznie odkrywaną na nowo miłością do jazzu i perfekcyjną dbałością o brzmienie Medium zdecydowanie przypomina mi Ostrego z lat swojej świetności. Perkusja zawsze buja jak trzeba, dobór sampli nie nudzi, bity zaaranżowane i ułożonę w tracklistę w taki sposób, by nie odczuwało się żadnych przestojów, wypełniaczy, słabszych momentów. Myślę, że pod tym względem akurat nikt nie może się tu przyczepić – jest to światowy poziom. Odważyłbym się nawet na stwierdzenie, że jest z Piotrka jeszcze lepszy producent, niż raper. Nie powinno to być jednak specjalnie krzywdzące, jako że na obu polach sprawdza się rewelacyjnie i dlatego też Medium-raper i Medium-producent zwyczajnie stanowią jedność, gdzie jedno bez drugiego nie istnieje. Artysta kompletny? Bardzo możliwe. Natomiast do kompletu, postawienia kropki nad i często przydają się goście. Gift of Gab, Bisz, Te-Tris, O.S.T.R. – żaden z nich nie dał plamy.
Jak podzielony jest ten album na dwie "półkule", tak na dwa światy podzielił on względem siebie słuchaczy. Kontrowersyjna, podejmująca ważne kwestie, momentami zbyt agresywnie narzucająca swoje zdanie… a mimo wszystko ważna to płyta. Dlaczego? Ano dlatego, że w epoce gloryfikowania ateizmu, nachalnej nowoczesności i bezkrytycznego zapatrzenia w zachodnie, światopoglądowe trendy Medium pozostaje tym konserwatywnym, katolickim głosem, pamiętającym o tradycyjnych wartościach, krzewiącym wiarę w Boga, ducha narodowego i prawdziwą postawę obywatelską, walczącym o świadomość o człowieku i świecie. I to się chwali. Mając świadomość tego wszystkiego, co niektórych może od tej płyty odrzucać, ocena pewnie może wydawać się zawyżona… Tak się jakoś złożyło, że „Graal” był jedną z najczęściej słuchanych przeze mnie płyt w 2012 roku. Do wielokrotnego, cierpliwego zgłębiania nadaje się bowiem idealnie (a co tu dużo ukrywać, przesłuchanie całego 2CD na raz nie jest łatwe). Ode mnie pełne pięć i z zainteresowaniem obserwuję, w jakim kierunku pójdzie dalej kielczanin, już nie pod szyldem Asfaltu, a własnego Bozon Records.
Strony