Z grzywką czy bez, w arafatce czy Nike'ach i kapturze, Zeus jest na polskiej scenie rapowej typem, który regularnie udowadnia, że ma świeże pomysły i jaja, żeby je realizować niezależnie od tego jak zostanie to odebrane. Po kapitalnym debiucie, drugi album był dla mnie odrobinę rozczarowujący. Dziś mamy w rękach trzeci i możemy sprawdzić czym tym razem Kamil postanowił zaskoczyć swoich fanów, których lista rośnie.
Rozkminy na temat trafności akcji promocyjnych, pomysłów na teledyski i doboru singli zostawmy już za sobą. Czas przyjrzeć się zawartości tego co sam artysta chciał nimi wyraźnie podkreślić, czyli samej płyty.
A tutaj o poważne zarzuty trudno, a podobieństwa do Biebera to ostatnia rzecz, która nasuwa się na myśl po przesłuchaniu. Po pierwsze w produkcji albumu tym razem raperowi z Łodzi pomógł Marek Dulewicz i wydaje mi się, że takie połączenie sprawdza się tu świetnie. Klasyczny rap krzyżuje się tutaj nie tylko z funkiem i oldschoolowym disco co można było usłyszeć już wcześniej, ale czuć również naleciałości ska czy rocka. Wszystko spaja styl Zeusa, który od samego początku doskonale potrafi robić bity promujące jego raperski styl i doskonale podkreślające jego umiejętności i pomysły. Ciężko się przy tej płycie nudzić... Z jednej bangery jak "Wińcie Mnie" czy wyganiające na koncerty "Jesteśmy Źli", z drugiej lekkie, przestrzenne i niesamowicie wkręcające "99942" czy podkreślone psychodeliczną partią smyczkową (która dodajmy brzmi chwilami jak oldschoolowe piszczały) "Musisz Ujrzeć Światło". Po przejrzeniu tracklisty po kilkunastu przesłuchaniach tylko kilka numerów nie skojarzyło mi się od razu z melodią, vibem czy klimatem... Niech to świadczy o wyrazistości warstwy muzycznej tego albumu. Nawet jeśli nie lubicie go jako rapera, powinniście to usłyszeć.
Tekstami na tym albumie Zeus przeprowadził selekcję wśród swoich fanów. Jeśli ktoś nie poświęci uwagi na rozkminienie konceptów, nie ma szans na zrozumienie tego albumu. Na tym albumie "ja" często nie równa się wcale "Zeus". Raper mówi nie tylko z perspektywy zepsutej części artystycznego światka, ale również jako przedstawiciel silnych środków perswazji, a w domyśle Kościoła ("Musisz Ujrzeć Światło") czy... asteroidy, która spada na Ziemię. Pomysłów mu nie brakuje. Niby "Sayonara" to coś na kształt kontynuacji "Graczy" z mniejszą energią i zamianą haseł związanych z grami na te z dalekowschodniej kultury, ale "Supełek Z Pętelką" z historią opowiedzianą z trzech perspektyw to stary motyw, ale wykorzystany tutaj wzorowo. "Wydaję Hajs" mówiące o realiach raperskiego życia - na luzie, a zarazem dosadnie. Brawo. Idealnie oczywiście nie jest... "W Każdą Pogodę" brzmi jak żywcem wyjęte z poprzedniej płyty, ciut przesłodzone i niespecjalnie wnoszące coś w tą płytę. Przez dużą część albumu Zeus zajmuje się też odpowiadaniem... Numery jak "Move Yo Me" czy "Bilans Kont" dają oczywiście rade, ale już singlowy "Wariat Pośród Świrów" jest dla mnie mocno średni. Z jednej fajnie, że odpowiada rzeczowo i celnie jasno stawiając sytuację, z drugiej, szkoda miejsca na tej płycie dla forumowych krytyków.
Podsumowując "Zeus, Jak Mogłeś?" to album zaskakujący na plus. Może nie tak dobry jak "Co Nie Ma Sobie Równych", ale na pewno lepszy niż "Album Zeusa". Kamil jest tutaj wyrazisty, muzyka jest świetna, pomysły świeże, a horyzonty sukcesywnie poszerzane... Dobrze się tego słucha, wkręcić się nietrudno, a takie numery jak "Supełek Z Pętelką", "Wińcie Mnie", "Jesteśmy Źli", "Musisz Ujrzeć Światło!" czy ostatnia zwrotka "Listu Do Wyimaginowanego Przyjaciela" to rzeczy świetne. Udowodnił, że na polskiej scenie jest jednak zjawiskowy... Brawo. Dla mnie album na piątkę z małym minusem za kilka (naprawdę kilka) numerów, których równie dobrze mogłoby tutaj nie być.
PS: Mam nadzieję, że odbiór albumu będzie jednoznacznie pozytywny, bo cztery numery zajmujące się odbiorem dotychczasowych nagrań Zeusa, to dla mnie jednak trochę za dużo.