FonTam powraca z nowym utworem, który symbolizuje narodziny "Samuraja".Postać samuraja jest metaforą wytrwałości – niezłomności w obliczu różnych,...
Andrzej Cała podsumowuje dekadę
kategorie: Elektronika, Hip-Hop/Rap, Soul, Podsumowania dekady
dodano: 2011-01-27 20:00
przez: Daniel Wardziński
(komentarze: 31) Dla każdego kto kiedykolwiek miał jakąś styczność z polskim dziennikarstwem hip-hopowym Andrzej Cała jest postacią doskonale znaną. Autor tekstów w takich pismach jak "Ślizg", "DosDedos", "Klan", a przede wszystkim pomysłodawca i współtwórca dwóch kluczowych pozycji książkowych - zarówno o rapie jak i o muzyce soul i r'n'b.
Andrzej przygotował dla nas bardzo obszerne podsumowanie minionej dekady w bardzo ciekawej i odmiennej od pozostałych formie. Zapraszamy do lektury!
Podsumowanie dekady
Andrzej Cała
Dosłownie kilka zdań wstępu. Przyjmując zaproszenie od redakcji Popkillera do podsumowania minionej dekady, z miejsca założyłem sobie, że nie będę silił się na ułożenie rankingu 10 czy 20 najlepszych płyt. Niby jak porównać i rzetelnie zestawić obok siebie krążki Amy Winehouse, Flying Lotusa i Madvillain? Nie da się. Można znaleźć wspólny mianownik (a nawet kilka), ale w gruncie rzeczy liczy się tylko to, że każde z tych wydawnictw to doskonała muzyka. Właśnie... Muzyka. Muzyka to coś więcej niż bity, rymy, to po prostu życie i zamykanie się na jeden gatunek nie ma żadnego sensu. Muzyka to też emocje, przeżycia, wspomnienia, pasja, dla niektórych przy okazji praca. Wybrałem alfabetyczny przelot przez to, za co zapamiętam minione dziesięć lat w muzyce i mam nadzieję, że ta forma podsumowania spodoba wam się nie mniej niż teksty osób, które wcześniej podzieliły się swoimi typami.
Amy Winehouse
Nigdy bym nie uwierzył, że to mała, niepozorna Brytyjka, bo głos ma jak z przewodnika "wielkie głosy czarnego jak smoła soulu". Nie wnikam w jej problemy z samą sobą, każdy jest kowalem własnego losu. Za to, jaką nagrywała we współpracy z Ronsonem i Salaamem Remi muzykę ma u mnie szacunek po grób.
BBE Records
Londyńska oficyna, która w minionej dekadzie wypuściła na świat m.in. wybitną serię Beat Generation z po części instrumentalnymi materiałami takich mistrzów jak Pete Rock, DJ Spinna, J Dilla, DJ Jazzy Jeff, King Britt, Madlib czy Marley Marl, ale odpowiadają też za wypromowania Foreign Exchange, Baby Blaka czy Maylaya Sparksa. Regularnie uzupełniam sobie ich katalog chociażby o fajne składanki z muzyką przeróżną - od soulu, funku, jungle, aż po klasyczne disco, muzykę klubową. Nie mam jak tego podliczyć w tej chwili, ale nie skłamię zanadto mówiąc, że przynajmniej z 75-80 albumów z ich logo znajduje się w moim posiadaniu i polecam je z całego serca.
Blackalicious
Kocham miłością pierwszą, a wydane w 2002 roku "Blazing Arrow" wziąłbym ze sobą na bezludną wyspę. "The Craft" też trzymało wysoki poziom, pierwsza solówka Gift of Gaba do dziś wywołuje u mnie bardzo szeroki uśmiech, a Chief Xcela koniecznie muszę pochwalić za projekt Maroons i album "Ambush". Mocno wierzę, że panowie jeszcze kiedyś zbiorą siły na nagranie wspólnego krążka.
Clipse
Moi faworyci jeszcze z czasów, gdy The Neptunes traktowani byli jako największe zło dla prawdziwego hip-hopu, a rapowanie o drugach i drogich samochodach było skuteczną przeszkodą dla "prawdziwych" fanów jedynego słusznego rapu, w którym jest miejsce tylko na jazzowe sample, tłuste skrecze i nawijkę o tym, że hip-hop może nas zbawić. Czas pokazał, że obstawiłem właściwe konie.
Common
"Be" doprawdy genialne, "Electric Circus" intrygujące, "Finding Forever" przyjemne i tylko do "Universal Mind Control" jakoś przekonać się nie mogę. Nie zmienia to faktu, że faceta zwyczajnie szanuję i jest dla mnie zawsze gwarantem jakości. A że nie zawsze mi się w pełni podobają jego wygrzewy z elektronicznym, bardziej plastikowym rapem - moje prawo.
Dilla
Wspomnienie najsmutniejszych urodzin w życiu, bo informacja o jego śmierci dostała mnie poprzez esemesy od Radka Miszczaka, Dizkreta, Praktika i Hirka Wrony w wieczór, gdy opijałem wkroczenie w 24 rok życia. Ale też wspomnienie najwspanialszych muzycznych chwil i pamięć o facecie, który w dużej mierze zmienił myślenie o rapowej produkcji. Nie tylko rapowej zresztą, bo przecież pozostawił po sobie też setki fantastycznych soulowych i funkowych sztosów. Nie zapomnimy Cię panie Jamesie!
DJ Spinna
Kolejny z moich wielkich faworytów. Jego kompilacjom zawdzięczam poznanie perełek muzyki z lat 70. i 80., ale i fascynację deep house'em. Jako producent hiphopowy ma ten niezwykły talent budowania kosmicznego klimatu, którego nikt inny nie umie stworzyć.
Eminem
Eminema będę pamiętał za dwie rzeczy po tej dekadzie - za to, że ukradł Jayowi "The Blueprint", gdzie będąc jedynym gościem wgniótł Cartera w podłogę w "Renegade" i za to, że notując ciągły progres jako raper (jest fenomenalny i to bez dwóch zdań) wciąż ma problem z wyborem bitów. Może gdyby zrobił to za niego Jay-Z właśnie, albo np. Game, byłoby lepiej?
Erykah Badu
Wspaniałe płyty, niezapomniane featuringi, świetne koncerty, niesamowita osobowość, a ponadto normalność. Sprawia wrażenie osoby z innego świata, wywożonej, będącej ponad nami, ale to nieprawda. I za to największy szacunek.
Flying Lotus
Fenomen, po prostu. Trochę trwało zanim się do niego przekonałem, po części dlatego, że zazwyczaj sceptycznie podchodzę do artystów, którzy nazywani są nowym głosem pokolenia, innowatorami itp. Teraz już wiem, że ci którzy już po pierwszych nagraniach mówili o nim w ten sposób wcale się nie mylili. Dilla musi być dumny patrząc na niego z góry i wielka szkoda, że nigdy nie nagrają nic razem.
Game
Ma facet ucho do bitów, bez dwóch zdań. Ma styl, ma charyzmę, ma ogromny potencjał, a za "The Documentary" ma u mnie mały ołtarzyk, bo znajdźcie mi drugi album, na którym w zasadzie każdy kawałek to potencjalny singiel na miarę pierwszej dziesiątki Billboardu.
Gang Starr
Ich koncert w warszawskiej hali na Bokserskiej w grudniu 2003 roku to była taka bomba, że do dziś mam ciary na samo wspomnienie. Potem było już tylko gorzej. Kłótnie między Preemo i Guru, dziwna postawa tego drugiego, aż koniec końców życie smutno zakończyło ich historię. Nie ma już z nami Guru, nie ma Gang Starra i pozostaje jedynie kilka takich płyt, które musi mieć na półce każdy fan hip-hopu. Każdy, bez wyjątku.
Hip Hop Kemp
Pierwszy raz pojechałem w 2004 roku. Z plecakiem i kilkoma ciuchami, bez śpiwora czy też namiotu. Nigdy nie żałowałem, bo zapoczątkowało to rytuał, który przez kilka lat był dla mnie jedynym wakacyjnym wyjazdem. Masa niezapomnianych koncertów, mnóstwo fantastycznych chwil, poznanie ludzi, na myśl o których do dzisiaj cieszy mi się japa. Czechom udało się coś, o czym możemy tylko pomarzyć i szczerze im tego zazdroszczę.
Illa J
Nie jest to raper, który predestynuje do pierwszej ligi, ale jakoś mi to nie przeszkadza, bo "Yancey Boys" to mój prywatny klasyk ostatnich lat. Za klimat oczywiście.
Janelle Monáe
Gdzieś od 2005-6 roku stale ją śledziłem i wiedziałem, że bomba wybuchnie z wielką siłą. Kobieta - android, którą ktoś całkiem niegłupio porównał do André 3000, tyle, że w spódnicy. Życzę jej kariery co najmniej tak samo udanej, jak ta, którą zapisał bardziej szalony członek OutKast.
Jay-Z
Pewnie kilku osobom podpadnę, tudzież wywołam duże zdumienie na ich twarzach, ale spośród wydanych przez niego w ostatniej dekadzie płyt najwyżej sobie cenię... "American Gangster". W skali 1 - 10 daję mu 10,5, "The Blueprint" 10, a "Black Album" tylko 9,5, bo nie pasują mi na nim bity The Neptunes i Eminema. Nie zmienia to jednak faktu, że Jigga to absolutny król rapu i gdybym posiadł chociaż 5% jego talentu do interesów i obracania w sukces wszystkiego, czego się nie dotknie, to byłbym przeszczęśliwy. Co do raperskich umiejętności, to mogę jedynie chylić czoła. Tak jak nie powinno się gadać o Messim czy Lampardzie, tylko oglądać jak grają, tak samo z Carterem - bez sensu pisać i gadać, skoro można słuchać.
Kanye West
Budzi wielkie kontrowersje, ale dla mnie bezapelacyjnie jedna z pięciu najważniejszych postaci minionych dziesięciu lat. Cztery jego albumy stawiam na równi, a "808's & Heartbreak" i tak szanuję, za swego rodzaju artystyczny manifest i chęć spróbowania sił w trochę innym klimacie.
Ludacris
Nawet jak już nigdy nie nagra albumu, który będzie bezwzględnym klasykiem, to trudno - uwielbiam jego poczucie humoru, głos i gościnne występy na niezliczonej ilości albumów - od hip-hopu, przez R&B, neo-soul, aż do popu. Jeden z tych, których płytę kupię w ciemno, a na każdy singiel rzucę okiem przynajmniej pięć razy.
Łona
Rodzimy akcent, ale wcale nie tylko dlatego, żeby wypełnić alfabet. Zupełnie obiektywnie uważam właśnie reprezentanta Szczecina oraz Mesa za tych polskich twórców, którzy mają najrówniejsze dyskografie i zawsze potrafią czymś zaskoczyć. Szacuneczek i ukłony.
Madlib
Chociaż nie umie odnaleźć balansu pomiędzy ilością a jakością to nie można mu odmówić wielkiego potencjału, pracowitości (no bo jednak wydawanie tryliona płyt rocznie to nie takie hop siup!) i tego, że wciąż stara się pchać podziemny hip-hop do przodu. Ma u mnie zawsze miejsce na honorowej półce za serię "Beat Konducta", za projekt Yesterday's New Quintet, za kapitalny album z Talibem, za "Madvillainy" oczywiście i pewnie coś jeszcze też, ale wybaczcie - chyba nawet on nie pamięta wszystkich albumów, w których maczał palce.
Nicolay
Przykład, że nawet produkując w Holandii można się wybić i zaistnieć w świadomości masowego odbiorcy. No może nie takiego, co zna tylko Gucciego Mane'a i Soulja Boya, ale tego o bardziej rozwiniętych horyzontach i muzycznej wrażliwości. Wyróżnienie oczywiście za dokonania w FE, ale też płytę "tHere" dla BBE z 2006 roku. Piękne to wydawnictwa, aż wiosna w sercu.
OutKast
O nich napisano już wszystko. Gdyby nie słabsze "Idlewild", mogliby śmiało założyć sobie koronę z napisem "Najlepsza dyskografia zespołowa w historii". Za "Speakerboxxx/ The Love Below" mają podium za minioną dekadę.
Pharoahe Monch
Raper, który nigdy nie zawiódł. Od czasów Organized Konfusion, od solówki w Rawkusie, aż do genialnego "Desire" z 2007 roku i dziesiątek mistrzowskich udziałów gościnnych. Już teraz ikona hip-hopu.
Q-Tip
Nie doszło do reaktywacji A Tribe Called Quest, ale przynajmniej Q-Tip wciąż nagrywa i zapisał na koncie w minionej dziesięciolatce dwa wspaniałe albumy. Reszta opisu zgodna z tym, co było u Pharoahe.
Raekwon
"Only Built 4 Cuban Linx pt. II" i wszystko jasne!
RJD2
"Deadringer" oraz "Since We Last Spoke" to albumy, przy których można spędzić setki godzin odkrywając wciąż to kolejne smaczki, szczególiki, drobnostki, które w efekcie świadczą o wielkości tych wydawnictw. Jeden z niewielu, którzy zbliżyli się swoją wirtuozerią i wyobraźnią do Shadowa. Ostatnio odbił w mniej mnie interesujące klimaty, ale to już jego święte prawo.
Sa-Ra Creative Partners
Oryginalność. Wizjonerstwo. Potencjał, którego słowami nie da się opisać. I jeszcze jeden wspominek z koncertu, który miałem zaszczyt niejako współorganizować i promować. Wspaniali artyści, ujmujący ludzie.
Talib Kweli
Dwie świetne solówki ("Quality" i "Eardrum"), jedna niezła, w dodatku powrotny album Reflection Eternal, na którym spisał się bardzo dobrze. Trochę mnie męczy tym ciągłym narzekaniem na brak promocji i zrozumienia jego artystycznych potrzeb, ale dopóki nagrywa wartościową muzykę, wybaczam.
The Roots
Grupa bez słabej płyty, bez wątpienia jedna z najbliższych mi i najważniejszych w dotychczasowej przygodzie z muzyką. Mógłbym o nich pisać i pisać, ale - tu patrz Jay-Z - wolę ich słuchać. Zdradzę tylko, że spośród płyt datowanych na minioną dekadę, najwyżej stawiam tę najnowszą, a tuż tuż pod nią "Tipping Point".
UGK
"Underground Kingz" to perełka, którą należałoby oprawić w ramki i podziwiać. Jeden z naprawdę nielicznych (2Pac, Notorious B.I.G., OutKast - choć to inna bajka, o czymś zapomniałem?) dwupłytowych albumów, które bronią się od pierwszej do ostatniej sekundy. Przyznam się jednak, że równie dużą sympatią darzę "Dirty Money" z 2001 roku, bo był to jeden z pierwszych krążków z południa, które działały jak młot przebijający ścianę mojego sceptycyzmu i niechęci do tej sceny.
Will.I.Am
Facet przesympatyczny, ale z każdym rokiem traci u mnie wielki szacunek, który wypracował pierwszymi albumami Black Eyed Peas i solówkami dla BBE. Rozumiem, że każdy chce zarabiać, rozumiem chęć sławy, ale przejścia od przepięknych soul-funkowych kompozycji z gitarkami, żywymi bębnami do bitów przypominających zabawę 2-latka z najtańszym klawiszem Casio - tego nie rozumiem. Jeszcze w 2005 roku byłby w czołówce rankingu na najlepszych producentów hiphopowych, dziś to tylko wspomnienie starych, dobrych czasów.
Z...
...amykam to podsumowanie mając nadzieję, że spodobała wam się jego nietypowa forma. Dekada to jednak coś zasługującego na więcej niż wytypowanie kilku płyt i bzdurne przerzucanie się w komentarzach inwektywami i argumentami "bo ja wiem lepiej, a on jest do dupy i głuchy".
Ż...
...yczę wam wszystkim mnóstwa niezapomnianych przeżyć z najlepszą muzyką w kolejnych 10 latach. Koncertów, po których nie będziecie mogli usnąć z wrażenia. Płyt, do których będziecie wracali dziesiątki razy, na które będziecie polowali dłużej niż wpisując w google "coś tam coś tam retail rar". A przede wszystkim uśmiechu i luzu wam życzę, bo muzyka ma dawać nam relaks, przyjemność, a jak w dodatku zmieni czyjeś życie ? pełnia szczęścia.
Andrzej przygotował dla nas bardzo obszerne podsumowanie minionej dekady w bardzo ciekawej i odmiennej od pozostałych formie. Zapraszamy do lektury!
Podsumowanie dekady
Andrzej Cała
Dosłownie kilka zdań wstępu. Przyjmując zaproszenie od redakcji Popkillera do podsumowania minionej dekady, z miejsca założyłem sobie, że nie będę silił się na ułożenie rankingu 10 czy 20 najlepszych płyt. Niby jak porównać i rzetelnie zestawić obok siebie krążki Amy Winehouse, Flying Lotusa i Madvillain? Nie da się. Można znaleźć wspólny mianownik (a nawet kilka), ale w gruncie rzeczy liczy się tylko to, że każde z tych wydawnictw to doskonała muzyka. Właśnie... Muzyka. Muzyka to coś więcej niż bity, rymy, to po prostu życie i zamykanie się na jeden gatunek nie ma żadnego sensu. Muzyka to też emocje, przeżycia, wspomnienia, pasja, dla niektórych przy okazji praca. Wybrałem alfabetyczny przelot przez to, za co zapamiętam minione dziesięć lat w muzyce i mam nadzieję, że ta forma podsumowania spodoba wam się nie mniej niż teksty osób, które wcześniej podzieliły się swoimi typami.
Amy Winehouse
Nigdy bym nie uwierzył, że to mała, niepozorna Brytyjka, bo głos ma jak z przewodnika "wielkie głosy czarnego jak smoła soulu". Nie wnikam w jej problemy z samą sobą, każdy jest kowalem własnego losu. Za to, jaką nagrywała we współpracy z Ronsonem i Salaamem Remi muzykę ma u mnie szacunek po grób.
BBE Records
Londyńska oficyna, która w minionej dekadzie wypuściła na świat m.in. wybitną serię Beat Generation z po części instrumentalnymi materiałami takich mistrzów jak Pete Rock, DJ Spinna, J Dilla, DJ Jazzy Jeff, King Britt, Madlib czy Marley Marl, ale odpowiadają też za wypromowania Foreign Exchange, Baby Blaka czy Maylaya Sparksa. Regularnie uzupełniam sobie ich katalog chociażby o fajne składanki z muzyką przeróżną - od soulu, funku, jungle, aż po klasyczne disco, muzykę klubową. Nie mam jak tego podliczyć w tej chwili, ale nie skłamię zanadto mówiąc, że przynajmniej z 75-80 albumów z ich logo znajduje się w moim posiadaniu i polecam je z całego serca.
Blackalicious
Kocham miłością pierwszą, a wydane w 2002 roku "Blazing Arrow" wziąłbym ze sobą na bezludną wyspę. "The Craft" też trzymało wysoki poziom, pierwsza solówka Gift of Gaba do dziś wywołuje u mnie bardzo szeroki uśmiech, a Chief Xcela koniecznie muszę pochwalić za projekt Maroons i album "Ambush". Mocno wierzę, że panowie jeszcze kiedyś zbiorą siły na nagranie wspólnego krążka.
Clipse
Moi faworyci jeszcze z czasów, gdy The Neptunes traktowani byli jako największe zło dla prawdziwego hip-hopu, a rapowanie o drugach i drogich samochodach było skuteczną przeszkodą dla "prawdziwych" fanów jedynego słusznego rapu, w którym jest miejsce tylko na jazzowe sample, tłuste skrecze i nawijkę o tym, że hip-hop może nas zbawić. Czas pokazał, że obstawiłem właściwe konie.
Common
"Be" doprawdy genialne, "Electric Circus" intrygujące, "Finding Forever" przyjemne i tylko do "Universal Mind Control" jakoś przekonać się nie mogę. Nie zmienia to faktu, że faceta zwyczajnie szanuję i jest dla mnie zawsze gwarantem jakości. A że nie zawsze mi się w pełni podobają jego wygrzewy z elektronicznym, bardziej plastikowym rapem - moje prawo.
Dilla
Wspomnienie najsmutniejszych urodzin w życiu, bo informacja o jego śmierci dostała mnie poprzez esemesy od Radka Miszczaka, Dizkreta, Praktika i Hirka Wrony w wieczór, gdy opijałem wkroczenie w 24 rok życia. Ale też wspomnienie najwspanialszych muzycznych chwil i pamięć o facecie, który w dużej mierze zmienił myślenie o rapowej produkcji. Nie tylko rapowej zresztą, bo przecież pozostawił po sobie też setki fantastycznych soulowych i funkowych sztosów. Nie zapomnimy Cię panie Jamesie!
DJ Spinna
Kolejny z moich wielkich faworytów. Jego kompilacjom zawdzięczam poznanie perełek muzyki z lat 70. i 80., ale i fascynację deep house'em. Jako producent hiphopowy ma ten niezwykły talent budowania kosmicznego klimatu, którego nikt inny nie umie stworzyć.
Eminem
Eminema będę pamiętał za dwie rzeczy po tej dekadzie - za to, że ukradł Jayowi "The Blueprint", gdzie będąc jedynym gościem wgniótł Cartera w podłogę w "Renegade" i za to, że notując ciągły progres jako raper (jest fenomenalny i to bez dwóch zdań) wciąż ma problem z wyborem bitów. Może gdyby zrobił to za niego Jay-Z właśnie, albo np. Game, byłoby lepiej?
Erykah Badu
Wspaniałe płyty, niezapomniane featuringi, świetne koncerty, niesamowita osobowość, a ponadto normalność. Sprawia wrażenie osoby z innego świata, wywożonej, będącej ponad nami, ale to nieprawda. I za to największy szacunek.
Flying Lotus
Fenomen, po prostu. Trochę trwało zanim się do niego przekonałem, po części dlatego, że zazwyczaj sceptycznie podchodzę do artystów, którzy nazywani są nowym głosem pokolenia, innowatorami itp. Teraz już wiem, że ci którzy już po pierwszych nagraniach mówili o nim w ten sposób wcale się nie mylili. Dilla musi być dumny patrząc na niego z góry i wielka szkoda, że nigdy nie nagrają nic razem.
Game
Ma facet ucho do bitów, bez dwóch zdań. Ma styl, ma charyzmę, ma ogromny potencjał, a za "The Documentary" ma u mnie mały ołtarzyk, bo znajdźcie mi drugi album, na którym w zasadzie każdy kawałek to potencjalny singiel na miarę pierwszej dziesiątki Billboardu.
Gang Starr
Ich koncert w warszawskiej hali na Bokserskiej w grudniu 2003 roku to była taka bomba, że do dziś mam ciary na samo wspomnienie. Potem było już tylko gorzej. Kłótnie między Preemo i Guru, dziwna postawa tego drugiego, aż koniec końców życie smutno zakończyło ich historię. Nie ma już z nami Guru, nie ma Gang Starra i pozostaje jedynie kilka takich płyt, które musi mieć na półce każdy fan hip-hopu. Każdy, bez wyjątku.
Hip Hop Kemp
Pierwszy raz pojechałem w 2004 roku. Z plecakiem i kilkoma ciuchami, bez śpiwora czy też namiotu. Nigdy nie żałowałem, bo zapoczątkowało to rytuał, który przez kilka lat był dla mnie jedynym wakacyjnym wyjazdem. Masa niezapomnianych koncertów, mnóstwo fantastycznych chwil, poznanie ludzi, na myśl o których do dzisiaj cieszy mi się japa. Czechom udało się coś, o czym możemy tylko pomarzyć i szczerze im tego zazdroszczę.
Illa J
Nie jest to raper, który predestynuje do pierwszej ligi, ale jakoś mi to nie przeszkadza, bo "Yancey Boys" to mój prywatny klasyk ostatnich lat. Za klimat oczywiście.
Janelle Monáe
Gdzieś od 2005-6 roku stale ją śledziłem i wiedziałem, że bomba wybuchnie z wielką siłą. Kobieta - android, którą ktoś całkiem niegłupio porównał do André 3000, tyle, że w spódnicy. Życzę jej kariery co najmniej tak samo udanej, jak ta, którą zapisał bardziej szalony członek OutKast.
Jay-Z
Pewnie kilku osobom podpadnę, tudzież wywołam duże zdumienie na ich twarzach, ale spośród wydanych przez niego w ostatniej dekadzie płyt najwyżej sobie cenię... "American Gangster". W skali 1 - 10 daję mu 10,5, "The Blueprint" 10, a "Black Album" tylko 9,5, bo nie pasują mi na nim bity The Neptunes i Eminema. Nie zmienia to jednak faktu, że Jigga to absolutny król rapu i gdybym posiadł chociaż 5% jego talentu do interesów i obracania w sukces wszystkiego, czego się nie dotknie, to byłbym przeszczęśliwy. Co do raperskich umiejętności, to mogę jedynie chylić czoła. Tak jak nie powinno się gadać o Messim czy Lampardzie, tylko oglądać jak grają, tak samo z Carterem - bez sensu pisać i gadać, skoro można słuchać.
Kanye West
Budzi wielkie kontrowersje, ale dla mnie bezapelacyjnie jedna z pięciu najważniejszych postaci minionych dziesięciu lat. Cztery jego albumy stawiam na równi, a "808's & Heartbreak" i tak szanuję, za swego rodzaju artystyczny manifest i chęć spróbowania sił w trochę innym klimacie.
Ludacris
Nawet jak już nigdy nie nagra albumu, który będzie bezwzględnym klasykiem, to trudno - uwielbiam jego poczucie humoru, głos i gościnne występy na niezliczonej ilości albumów - od hip-hopu, przez R&B, neo-soul, aż do popu. Jeden z tych, których płytę kupię w ciemno, a na każdy singiel rzucę okiem przynajmniej pięć razy.
Łona
Rodzimy akcent, ale wcale nie tylko dlatego, żeby wypełnić alfabet. Zupełnie obiektywnie uważam właśnie reprezentanta Szczecina oraz Mesa za tych polskich twórców, którzy mają najrówniejsze dyskografie i zawsze potrafią czymś zaskoczyć. Szacuneczek i ukłony.
Madlib
Chociaż nie umie odnaleźć balansu pomiędzy ilością a jakością to nie można mu odmówić wielkiego potencjału, pracowitości (no bo jednak wydawanie tryliona płyt rocznie to nie takie hop siup!) i tego, że wciąż stara się pchać podziemny hip-hop do przodu. Ma u mnie zawsze miejsce na honorowej półce za serię "Beat Konducta", za projekt Yesterday's New Quintet, za kapitalny album z Talibem, za "Madvillainy" oczywiście i pewnie coś jeszcze też, ale wybaczcie - chyba nawet on nie pamięta wszystkich albumów, w których maczał palce.
Nicolay
Przykład, że nawet produkując w Holandii można się wybić i zaistnieć w świadomości masowego odbiorcy. No może nie takiego, co zna tylko Gucciego Mane'a i Soulja Boya, ale tego o bardziej rozwiniętych horyzontach i muzycznej wrażliwości. Wyróżnienie oczywiście za dokonania w FE, ale też płytę "tHere" dla BBE z 2006 roku. Piękne to wydawnictwa, aż wiosna w sercu.
OutKast
O nich napisano już wszystko. Gdyby nie słabsze "Idlewild", mogliby śmiało założyć sobie koronę z napisem "Najlepsza dyskografia zespołowa w historii". Za "Speakerboxxx/ The Love Below" mają podium za minioną dekadę.
Pharoahe Monch
Raper, który nigdy nie zawiódł. Od czasów Organized Konfusion, od solówki w Rawkusie, aż do genialnego "Desire" z 2007 roku i dziesiątek mistrzowskich udziałów gościnnych. Już teraz ikona hip-hopu.
Q-Tip
Nie doszło do reaktywacji A Tribe Called Quest, ale przynajmniej Q-Tip wciąż nagrywa i zapisał na koncie w minionej dziesięciolatce dwa wspaniałe albumy. Reszta opisu zgodna z tym, co było u Pharoahe.
Raekwon
"Only Built 4 Cuban Linx pt. II" i wszystko jasne!
RJD2
"Deadringer" oraz "Since We Last Spoke" to albumy, przy których można spędzić setki godzin odkrywając wciąż to kolejne smaczki, szczególiki, drobnostki, które w efekcie świadczą o wielkości tych wydawnictw. Jeden z niewielu, którzy zbliżyli się swoją wirtuozerią i wyobraźnią do Shadowa. Ostatnio odbił w mniej mnie interesujące klimaty, ale to już jego święte prawo.
Sa-Ra Creative Partners
Oryginalność. Wizjonerstwo. Potencjał, którego słowami nie da się opisać. I jeszcze jeden wspominek z koncertu, który miałem zaszczyt niejako współorganizować i promować. Wspaniali artyści, ujmujący ludzie.
Talib Kweli
Dwie świetne solówki ("Quality" i "Eardrum"), jedna niezła, w dodatku powrotny album Reflection Eternal, na którym spisał się bardzo dobrze. Trochę mnie męczy tym ciągłym narzekaniem na brak promocji i zrozumienia jego artystycznych potrzeb, ale dopóki nagrywa wartościową muzykę, wybaczam.
The Roots
Grupa bez słabej płyty, bez wątpienia jedna z najbliższych mi i najważniejszych w dotychczasowej przygodzie z muzyką. Mógłbym o nich pisać i pisać, ale - tu patrz Jay-Z - wolę ich słuchać. Zdradzę tylko, że spośród płyt datowanych na minioną dekadę, najwyżej stawiam tę najnowszą, a tuż tuż pod nią "Tipping Point".
UGK
"Underground Kingz" to perełka, którą należałoby oprawić w ramki i podziwiać. Jeden z naprawdę nielicznych (2Pac, Notorious B.I.G., OutKast - choć to inna bajka, o czymś zapomniałem?) dwupłytowych albumów, które bronią się od pierwszej do ostatniej sekundy. Przyznam się jednak, że równie dużą sympatią darzę "Dirty Money" z 2001 roku, bo był to jeden z pierwszych krążków z południa, które działały jak młot przebijający ścianę mojego sceptycyzmu i niechęci do tej sceny.
Will.I.Am
Facet przesympatyczny, ale z każdym rokiem traci u mnie wielki szacunek, który wypracował pierwszymi albumami Black Eyed Peas i solówkami dla BBE. Rozumiem, że każdy chce zarabiać, rozumiem chęć sławy, ale przejścia od przepięknych soul-funkowych kompozycji z gitarkami, żywymi bębnami do bitów przypominających zabawę 2-latka z najtańszym klawiszem Casio - tego nie rozumiem. Jeszcze w 2005 roku byłby w czołówce rankingu na najlepszych producentów hiphopowych, dziś to tylko wspomnienie starych, dobrych czasów.
Z...
...amykam to podsumowanie mając nadzieję, że spodobała wam się jego nietypowa forma. Dekada to jednak coś zasługującego na więcej niż wytypowanie kilku płyt i bzdurne przerzucanie się w komentarzach inwektywami i argumentami "bo ja wiem lepiej, a on jest do dupy i głuchy".
Ż...
...yczę wam wszystkim mnóstwa niezapomnianych przeżyć z najlepszą muzyką w kolejnych 10 latach. Koncertów, po których nie będziecie mogli usnąć z wrażenia. Płyt, do których będziecie wracali dziesiątki razy, na które będziecie polowali dłużej niż wpisując w google "coś tam coś tam retail rar". A przede wszystkim uśmiechu i luzu wam życzę, bo muzyka ma dawać nam relaks, przyjemność, a jak w dodatku zmieni czyjeś życie ? pełnia szczęścia.
Strony