Soulspazm Records to malutka wytwórnia wydająca wielką muzykę. Pod jej skrzydłami albumy wypuszczali artyści, którzy nie są gwiazdami w klasycznym tego słowa znaczeniu... Ich płyty mogliście przegapić, ale jeśli je słyszeliście raczej ciężko zapomnieć. "Chain Letters" Supastition, "Orange Moon Over Brooklyn" Pumpkinheada, "Hurry Up & Wait" Hezekiah'a czy "Port Authority" Marco Polo. Te płyty powinno się znać, choć zdaję sobie sprawę, że znajdzie się wielu, którzy nie mają pojęcia o czym piszę.
Podobnie nie miałem pojęcia, że w Soulspazm znalazł się Polak. Galus,
który swoje albumy wydaje pod szyldem Pokój Czarnych Płyt, nawiązał
współpracę z labelem i wydał w niej kilka fantastycznych pozycji,
poprzedzając je instrumentalnymi perłami wydanymi samemu w naszym
kraju. Jak mogłem to przegapić? To płyta, która w pewien sposób kieruje nastrojem i uczuciami.
Jakie są cechy charakterystyczne albumu? Analogowe brzmienie
wprowadzone na level, z którego jestem dumny myśląc, że Diamond D
zabrał to ze sobą na winylu do Nowego Jorku. A propos diggin' in the
crates... Nie musicie mieć rozpiski z wykazem sampli na tym albumie,
żeby zrozumieć, że mamy do czynienia z największym diggerskim talentem
młodego pokolenia. Nie powiem, że Galus robi coś nowego... On robi
stare rzeczy, dodając nowe elementy i przenosząc to na wyższe poziomy. Znacznie wyższe. Klasyczne brzmienie połączone z
umiejętnościami sytuującymi tego chłopaka w ścisłej czołówce polskich
producentów opierających swoją muzykę tylko o sample. Jeśli ktoś zwróci
na niego uwagę, będzie naszą dumą za Oceanem.
Różnorodność tego materiału jest imponująca - mamy tutaj klasyczne
bangery na światowym poziomie jak "Man & Machine" (ogień!), "Feel It", "Bad Move" czy "Why Done"... Każdy z tych numerów ryje mi mózg za
każdym razem, kiedy go włączam. Z drugiej strony mamy też rzeczy mocno
śmierdzące Stones Throw jak "Prayer", "On The Street" czy trippujące "Toxic Love". Warto zwrócić uwagę na bardzo świeże i bardzo mocne "Raw Skillz", eksperymentalne i klimatyczne "Ghost In The Past" czy miło kojarzące się z Antem "Relaxation". Mistrzostwem jest ukazujące potencjał samplingu "Find Sound"... Galus z winylowych ciastek potrafi wycisnąć takie muzyczne perły, że czasem mam wrażenie, że te kawałki powstawały latami, a każdej próbki szukano miesiącami.
Niestety napięcie nie jest tutaj utrzymane na stałym
poziomie... Ale czy niestety? Słuchając tego albumu kilka razy miałem
chwile zwątpienia, ale potem znów następował taki szok, że nie mogłem
się pozbierać. Nie sądzę,
żeby fan hip-hopu mógł żałować, że ją sprawdzi. Już niebawem recenzja
najnowszej siódemki Pokoju Czarnych Płyt.